Choć wielu z Was wyruszyło już zapewne z wybranym stosikiem książek na czytelniczą majówkę, to chciałabym dorzucić do tego stosu na przyszłość dwie propozycje od wydawnictwa Stara Szkoła, które pojawiło się na rynku wydawniczym w 2014 roku, a jego nadrzędnym celem jest propagowanie literatury czeskiej. A cóż innego może smakować lepiej niż czytanie w plenerze czeskich pisarzy? Nie musimy zabierać ze sobą opasłych tomów, prawdy życiowe i wartościowe treści można znaleźć i na 200 stronach. Tak jest w przypadku opowiadań Oty Pavla i traktatu o dojrzewaniu Miroslava Pecha.

Ota Pavel zapewne nie potrzebuje przedstawiania polskiemu czytelnikowi. Nie poznałam jeszcze osoby, której nie zachwyciłyby opowiadania zawarte w zbiorze „Śmierć pięknych saren. Jak spotkałem się z rybami”. Ja również zaliczam się do grona zachwyconych sposobem w jaki Pavel łączy ze sobą liryczność z jednoczesnym brakiem przepychu językowego. Z pozornie błahych tematów opowiada rzeczy wielkie, istotne, ponadczasowe.

Z kolei w „Pucharze od Pana Boga” Ota Pavel znów po mistrzowsku z pozornie drobnych opowieści tworzy wielkie historie dotykające najważniejszych zagadnień w życiu. Wyobrażam sobie, że czytelnik nie znający twórczości Pavla po zerknięciu na opis książki mówiący, że jest to zbiór reportaży i opowiadań sportowych, prędko ją odłoży, gdy dowie się, że punktem zespalającym te historie jest właśnie sport, którego przecież nie każdy jest fanem. I w tym momencie czytelnik popełni jeden z największych błędów swojego czytelniczego życia i pozbawi siebie możliwości obcowania z jednym z najważniejszych, najwrażliwszych i wybitnych autorów czeskiego pochodzenia.

Przed wiosną zawsze umiera więcej ludzi. Albo doczekują nowej wiosny i będą żyć przez kolejny rok, albo jej nie doczekają. Tak umarł mój tata, tak umarł Hubert. A nie byli starzy, planowali jeszcze czegoś dokonać i dopiero potem odpoczywać. Ale byli zmęczeni, mieli dobre serca, a dobre serca rozdaje się szybko, aż wreszcie nic z niego nie zostaje. 

W „Pucharze od Pana Boga” głównym bohaterem nie jest wyłącznie sport, ale przede wszystkim ludzie i drogi życiowe, jakie sobie obrali. Wszystkie ich zakręty, przewroty, przemyślenia, wahania oraz mądrość wynikająca z ich doświadczeń. Ludzie, którzy najczęściej są w jakimś istotnym, przełomowym momencie swojego życia. Jak niemrawy fizycznie chłopiec z motywacją tak silną, by coś osiągnąć, że stanie się wybitnym bramkarzem. Czy też opowieść o znanym mistrzu u kresu sił, tuż przed sportową banicją spowodowaną postępującym wiekiem odbierającym witalność i kondycję fizyczną, a pozostawiająca masę przemyśleń u kresu kariery. Albo też dwóch braci rozrzuconych po świecie, których losy ponownie ostatecznie splecie właśnie sport. Najczęściej są to opowieści o tym co z życiem robi sport. Gdy ciało się już zestarzeje, odmówi posłuszeństwa, o wszystkich fizycznych i psychologicznych skutkach poświęcenia życia ukochanej dyscyplinie, o tym jak sława wpływa na człowieka i jego rodzinę, bo spojrzymy właśnie też na życie sportowca z perspektywy wiernie czekającej żony.

Oprócz głosów ludzkich losów spod ważnych lekcji życiowych wyłoni się również u Oty Pavla historia kraju, którą zawsze umiejętnie wplata pomiędzy losy swoich bohaterów. Pojawią się tutaj ciekawe elementy z życia powojennej Czechosłowacji, zwłaszcza gdy zestawi się je z podróżniczą wolnością jaką oferowano sportowcom na co dzień żyjącym za żelazną kurtyną, a którzy musieli często wybierać pomiędzy emigracją a życiem w ukochanej ojczyźnie, do której wyraźnie autor ma ogromny, szczery sentyment.

Moc narracji Oty Pavla tkwi jednak najbardziej w jego wrażliwości i nieprzewidywalności. Gdy zaczynam czytać dane opowiadanie o dość jasnym tytule, to jednak nigdy nie wiem, co mnie czeka na końcu, co za puenta znów mnie poruszy. Potrzeba nie lada maestrii, by pośród codziennych czynności skryć tak głębokie, intymne i uniwersalne prawdy o człowieku nie siląc się na egzaltację językową, która mogłaby zakłócić przekaz. 

Czy to moja wina, że muszę kimś zostać? 

Pyta narrator w pewnym momencie „Uczniów Cobaina”. Równie dobrze możesz być to Ty lub ja albo też sam autor, bo wydaje się pisać delikatnie autobiografię. Miroslav Pech jest dzieckiem Czarnobyla, moim rówieśnikiem, i taki sam tytuł nadał pierwszej części swojej powieści. Szybko mnie sobą zaskarbił. Powyższe cytowane zdanie jest chyba jednym z najlepszych podsumowań jego młodzieńczych rozważań. To pogoń nastoletniego everymana do bycia tym, kim sobie wyobraża, a kim zostanie, gdy jego marzenia zweryfikuje rzeczywistość.

A narrator chciałby być gwiazdą rocka. O tym samym marzył autor, ale uznał, że chyba lepiej pisze niż gra na instrumentach i śpiewa. Ku mej literackiej uciesze. Choć okładka sugeruje młodzieńczy rozgardiasz, który niekoniecznie będzie angażujący, to jednak powieść zaskakuje swoją głębią. Zza tych licznych opisów libacji alkoholowych, halucynacji po grzybkach i nieudanych próbach zostania muzykiem, wyłania się kompleksowy obraz pokolenia lat 80-tych, którego millenium nie zabiło, Czarnobyl nie zniekształcił, samoloty nie uderzyły w ich wieżowce, ale w jakiś sposób zostali ukształtowani przez te wszystkie wydarzenia.

Z pozoru staje przed nami zwyczajny chłopiec. Chłopiec jednak, którego szybko czytelnik polubi ze względu na jego bujną wyobraźnię. Wdzięcznego, że babcia ma satelitę, bo dzięki niej poznaje mnóstwo swoich bohaterów. Przeżywa fascynację Cobainem, Lennonem i całą plejadą klasyków muzyki. Ogląda „Obcego”, chce kopać jak Bruce Lee, a wyżywa się jedynie na krzesłach i bracie. Bawi się w pokoju w Czarnobyl, w upośledzone dzieci, zastanawiając się dlaczego sam taki nie jest. Ostatecznie sam siebie nazwie wariatem, który nie chce się ujawnić. Pierwszy raz „wywołuje duchy” nie kaszląc, czyli próbuje swojego pierwszego papierosa, eksperymentuje z narkotykami, zatruwa się octówkami. Brzmi dość toksycznie, jednak jest też zabawnie i przewrotnie, jak to na czeską powieść przystało.

Książka dzieli się na różne okresy dojrzewania bohatera, w których delikatnie zarysowuje się tamtejsza kultura, historia i mentalność. Pierwszy okres kończy się śmiercią Cobaina, kudłatego pana w blond włosach, którzy się zastrzelił. Podstawówka przypada na lata 1999-2002 i fascynację Johnem Lennonem, bo takiego szkoła jeszcze nie miała. Książka ta pełna jest mantr, mądrości przełomu lat 90-tych i nowego wieku. Czytając nie da się oprzeć wrażeniu, że przynajmniej którąś z tych historii przeżyliśmy, albo o takiej słyszeliśmy, marzyliśmy. Bunt na własnych warunkach z mnóstwem niepowodzeń.

Otwieram oczy. Nie, cud się nie stał. Łąki to nie prerie. Zza drzew może wyjść najwyżej grzybiarz albo spacerująca rodzinka. W krzakach skrywa się najwyżej zużyty kondom, drogi dla dyliżansów to w rzeczywistości dziurawe szosy, po których gnają przerażająco nieromantyczne autobusy, jastrzębia zastąpił na niebie ogłuszający bombowiec lecących do Afganistanu, a ja nie jestem Winnetou, Clintem Eastwoodem, ani Sandokanem. Nie jestem żadnym bohaterem bez lęku i skazy. 

„Uczniowie Cobaina” ma w sobie niebywałą dojrzałość dzięki właśnie słodko-gorzkiemu zabarwieniu treści. Możliwe, że jest to jeden z najmniej pretensjonalnych, a najbardziej adekwatnych obrazów mojego pokolenia. Obraz młodych, którzy chcieli być bohaterami, wyciągać świat z obłudy i uzależnień, sami w nich tkwiąc. To wewnętrzny pamiętnik ulotnych chwil dzieciństwa, prób buntu, który gdzieś się rozmywa, gdy do drzwi trzaska dorosłość. 

Te majówkowe rozważania literackie zakończę jeszcze cytatem z „Pucharu od Pana Boga”. Co by bieg zdarzeń i gonitwę obowiązków choć na chwilę wstrzymać:

I teraz już wiem, że człowiek w swej ciągłej gonitwie i pośpiechu powinien spokojnie wysiąść z zatłoczonego tramwaju, do którego ledwo udało mu się wcisnąć, i pójść na przykład do kwiaciarni. Że powinien pomachać niebieskim balonikiem na znak, że wciąż żyje. Przynajmniej czasem powinien podać swoim życiowym rywalom pomarańczę lub bidon z wodą. 

 

Puchar od Pana Boga, Ota Pavel, tłumaczenie Mirosław Śmigielski, grudzień 2017, Wydawnictwo Stara Szkoła

Uczniowie Cobaina, Miroslav Pech, tłumaczenie Mirosław Śmigielski, wrzesień 2017, Wydawnictwo Stara Szkoła