To, że to jeden z najpiękniej wydanych tomików wierszy, jakie widziałam jest niezaprzeczalne i widoczne. Faktura, tekstura, solidność, dobór kolorów i papieru, a to wszystko zszyte czerwoną nicią, co sprawia, że zanim zaczniesz czytać, najpierw wydobywasz z siebie westchnienia zachwytu i oglądasz tomik z każdej strony męcząc go swoim dotykiem i głaskaniem. Wszystko krzyczy: czytaj i delektuj się. W podobnym formacie Wydawnictwo Warstwy wydało jubileuszowy tomik jednej z moich ulubionych polskich poetek – Agnieszki Wolny-Hamkało. Razem prezentują się po królewsku.

            Wracam do „Anteny”. Serhij Żadan znany polskiemu czytelnikowi jako autor głośnego i cenionego „Internatu” oraz „Drohobycz, Drohobycz” przybywa do Polski tym razem z poezją. Nie mam nigdy szczególnych oczekiwań od prozaika, gdy ten przechodzi w poezję. Zazwyczaj czytam, mam porównanie i tyle. Częściej zachwyca mnie język poety, który próbuje swoich sił w prozie, ten świat jest często wyrazistszy i wrażliwy. Zatem pozornie coś, ale tak naprawdę niewiele przygotowało mnie na zetknięcie z Żadanem-poetą. Jakże udane było to spotkanie!
            Poezji często robi się krzywdę określając ją jako trudną, skierowaną do nielicznych, zaszyfrowaną milionem kontekstów i zabiegów stylistycznych, które odczyta jedynie eklektyczny odbiorca. Ja zawsze podkreślam, byśmy czytali poezję po swojemu. Dowiedz się tła, motywacji, inspiracji, a resztę pozostaw swojej wrażliwości. Nie czuj się za głupi/głupia na poezję. Ominie Cię ogrom wrażeń i uderzających wersów, które przyspieszą Ci oddech, zwilżą oczy, wzburzą krew.

Pisze o tym sam Żadan w jednym ze swoich wierszy, ponieważ poświęca w swoim tomiku również miejsce na proces twórczy i rolę poezji:
„Umówmy się, że nikt
nie ma prawa komplikować poezji,
komplikując tym samym życie
sobie i swoim bliźnim.
Co w takim razie należy robić z językiem?
Język sam siebie tworzy.
Język sam siebie neguje.
Język wyczerpuje własne możliwości.
Poeci przychodzą umierać do pustych bibliotek.
Popularniejsze przez to
biblioteki się nie stają.” 
             Zatem musiałam do Was przybiec, by osobiście oświadczyć, że „Antena” to bez wątpienia jeden z najlepszych tomików poezji, jakie czytałam. Niniejszy zbiór podzielono na kilka części i żadna nie zachwyciła mnie bardziej niż ta otwierająca się na „Trzy lata rozmawiamy o wojnie”. To tutaj Serhij Żadan zawarł całość i majestatyczność swojego talentu. Wiersze, które wymieszają ze sobą wojnę, powiązane z nią oczekiwanie na ocalałych, tęsknotę, a oprócz bezsensu wojny, najboleśniej ukażą niekiedy bezsens powrotu do rzeczywistości, który czasami rozdziela ludzi bardziej niż sama walka na froncie.

            Żadan to patos, neurotyczność, panika i spokój jednocześnie. A w tym wszystkim gdzieś potrafi się czaić miłość i nieubłagana ludzka potrzeba bliskości oraz powrotu do siebie. Poezja współczesna na najwyższym poziomie, świat, który dzieje się za sąsiedzką granicą zostaje nam nagle przybliżony za pomocą poezji. I ta poetyckość rozstań dotyka i boli bardziej niż niejeden reportaż czy powieść starające się oddać sytuację na Ukrainie.
             To wszystko Żadan chowa w kobiecie, która przerwała ciążę w oczekiwaniu na męża, który być może kiedyś wróci z frontu. W kobiecie, która zastanawia się czy już zmieniać zamki. W studenckiej miłości przerwanej przy kawie, gdy ktoś dostaje wezwanie do wojska, czy w dziewczynce, która nie zdąży oddać książek do biblioteki, bo ta zostanie wysadzona w powietrze. W kobietach, z których sukienki nie da sprać woni tytoniu. W tym, że polityka może się czaić wszędzie, a Boga nie ma już nigdzie i wcale nie jest szkoda.
Mogłam bym pisać i pisać, częstować Was skrawkami, kusić watkami, krzyczeć o zachwyt. Ale zamiast tego pozostawię Was z jednym wierszy, który kompletnie zatkał mi płuca i wyrwał łzy.
„Dwa lata, póki go nie było,
wahała się,
Zmieniać zamki?
Nie zmieniać?
Wróci?
Nie wróci?
Zamków, w końcu, nie wymieniła.
Może podświadomie czekała,
że on mimo wszystko wróci.
Wróci, a wtedy ona mu wszystko powie.
I o swoim stosunku do niego,
i o swoim stosunku do tego wszystkiego –
na pewno powie.
O przerwanej ciąży.
O której on przez te dwa lata nic nie wiedział.
A kiedy on wrócił
(bez kluczy, przy okazji – gdzieś je zgubił),
nie zaczęła nic mówić.
I on nie zaczął.
W ogóle umówili się mniej mówić.
Zwłaszcza o polityce.
Mówić w naszej sytuacji o polityce,
to jak mówić w przychodni przeciwgruźliczej o śmierci – 
komuś z obecnych na pewno to się nie spodoba.
A tu, o czym by nie powiedzieć – wszystko polityka.
Chleb w domu – polityka.
Szkoła na rogu – też polityka.
Wczesna wiosna, która zaciąga niebo słodkim dymem –
tak samo polityka.
Polityka w gestach, polityka w oddychaniu,
polityka w komunikacji głosowej,
która potrzebuje spokoju.
Posprzeczali się trzeciego dnia,
o prysznic.
On rano znów pakuje rzeczy.
Ona patrzy na niego jak na mleko,
które zaraz wykipi. 
Za późno na naukę radości i przyjemności – myśli sobie.
Za późno naprawiać śluzy, przez które wyciekło tyle wody.
Życie przypomina dom, w którym znaleźli powieszonego.
Za późno, by szukać potrzebnych słów.
Za późno, by wstawiać nowe zamki.” 
W ostatnim wierszu pada wers:
„Niech nam będzie niezręcznie z naszym optymizmem.”
Niech mi będzie niezręcznie, kiedy pokracznie chwytam się opisu zachwytu nad poezją. Ale może chociaż ktoś poczuł to, co ja. A to już dużo. To już jakiś optymizm.
Serhij dodaje:
„Mocno wierzę w literaturę,
którą ogrzewają piece
w domach dziecka.”
Trudno tak dobrej poezji spłonąć i wrzucić ją do pieca. Ja mocno wierzę w taką literaturę, która tworzy Żadan, a ta zbawia nas od trudów codzienności.
Antena, Serhij Żadan, tłumaczenie Bohdan Zadura, październik 2020, Wydawnictwo Warstwy