Są miejsca, które mówią. Zakamarki, w które ktoś powkładał kartki historii. Księgarnie, które odbiegają od komercji i pachną nostalgią, sprawiając, że chcemy z nich wyjść zabierając coś ze sobą, by mieć na półce artefakt tego osobliwego uczucia, które nam towarzyszyło przebywając w tym miejscu. „Krainy słów na regale” – będzie to cykl, w którym, jak tylko będzie mi dane, to odwiedzę i zrelacjonuję Wam wizyty w eterycznych księgarniach bądź miejscach związanych ze słowami i książkami, porozmawiam z osobami tam pracującymi, jednocześnie zachęcając Was do odwiedzin.

Nie mogło mi się trafić lepsze miejsce do rozpoczęcia tego cyklu jak Lublin i jego liczne liryczne zakamarki. A pomyśleć, że prawie uciekła mi sprzed nosa możliwość zwiedzenia tego targu osobliwości, który tętni miłością do słowa pisanego. Schodząc w dół ulicą Królewską, niedaleko Bramy Krakowskiej, przeniesiecie się do innego świata.O jakim miejscu mowa? To Dom Słów przy ulicy Żmigród 1. Jednak zanim przekroczyłam próg samego domu, zajrzałam do Nibylandii…

          

Przed Wami Podwórko Wyobraźni. Słońce łaskawie użyczyło swojego towarzystwa na ten dzień, uwypuklając wrażenia i nadając każdej barwie, literce i zadrze na murach dodatkowego uroku oraz siły przekazu. Wszystko mieni się błękitem, by zestawić się z wrażeniem unoszenia się w przestworzach. Barwy nie są pstrokate ani idealne, bo przecież dzieciństwo ma też swoje odcienie szarości. Wołają nas powykrzywiane drzwi, schody do niedorosłości, błękitna skrzynka na książki czy spojrzenie dziewczynki z połową twarzy na murze. W rogu stoi stary trabant, a po środku plac zabaw muśnięty starością. Jednym słowem, to miejsce, które udowadnia, że nie wszystko musi być interaktywne i podłączone do prądu, by wzbudzać zainteresowanie. Podwórko Wyobraźni, mieszczące się właśnie przy Domie Słów i Izbie Drukarstwa, jest preludium do krainy słów. Co roku twórcy kreują nowe narracyjne podwórko, które ma na celu ożywić bohaterów ukochanych książek z dzieciństwa, zachęcając do czytania i spotkań z książką na żywo, do odkrywania, głaszcząc nie jedną głodną wyobraźnię dziecka czy dorosłego. Podwórko w uprzednich latach gościło Małego Księcia, Muminków oraz Pinokia. Więcej możecie zobaczyć tutaj: http://teatrnn.pl/domslow/terytoria-wyobrazni/

      

Dom Słów i jednocześnie Izba Drukarstwa mieszczą się w dawnym budynku drukarni „Popularna”. Człowiek w pośpiechu naciskający na klamkę, łaknący zwiedzania „od ręki” musi zajrzeć wcześniej w godziny zwiedzania. Ja niestety tego nie zdążyłam zrobić i omal ominęła mnie niepowtarzalna okazja obejrzenia Domu od środka. Pozostawiona z ramionami opuszczonymi w geście rezygnacji udałam się jedynie do sklepu z chęcią nabycia chociażby zakładki z tego onirycznego miejsca. Ku naszej uciesze, po chwili zjawił się Pan Przewodnik, którego do tej pory będę tak nazywać, przystrojony w chęć indywidualnego oprowadzenia dwóch zbłąkanych dusz kochających literki po tej krainie słów. Z tego miejsca chcemy Mu ogromnie podziękować za te zdania pełne pasji i wiedzy, wycelowane w dwie zainteresowane istoty i nie zważanie na ilość uczestników, ale na chęć nabycia wiedzy i poznania historii Domu Słów. Jest on żywym dowodem na to, że na miejsca składają się nie tylko mury, ale i ludzie, którzy je podtrzymują swoją miłością do pracy i rzemiosła.

         

Zwiedzanie zaczyna się od dołu. Od poznania osób związanych z tym miejscem oraz rozsmakowania się w intensywnym zapachu farby drukarskiej i ręcznej pracy, które zostają na tobie długo po opuszczeniu budynku. Ku naszemu ogromnemu zdziwieniu, Pan Przewodnik poinformował nas, że budynek ten stał zabity deskami, nieruszony, zakurzony brakiem zainteresowania aż do roku 2006. To Teatr NN ze swoimi inicjatywami odkrywania Lublina na nowo, odkurzył tę perłę sprawiając, że wrota historii słów otwarły się dla ludzi. Obecnie odbywają się tutaj wszelakie warsztaty, umożliwiające np. naukę wytwarzania papieru, introligatorstwa czy typografii, a także spotkania autorskie czy wydarzenia poświęcone drukarstwu. Tutaj też Brama Grodzka wydaje osobliwe tomiki poezji i znacznie więcej.

            

Miałyśmy tę cudowną sposobność zobaczyć jak powstają plakaty reklamowe różnych wydarzeń kulturalnych, ulotki czy zakładki. Z ostrym spojrzeniem charakterystycznym dla wielbicielki szczegółów, przyglądałam się zestawieniu ze sobą każdej najmniejszej czcionki. Ułożenie przykładowego plakatu Festiwalu Małych Opowieści mieniło się jak arcydzieło druku. Dom Słów cały jest złożony z dbałości o szczegóły. Człowiek stąpa ostrożnie nie chcąc, by cokolwiek mu umknęło.

        

Pan Przewodnik otwierał przed nami szuflady wiedzy. Wszystko wołało o dotyk, węch, głaskanie i podziękowanie. Miałam wrażenie, że trzymam w dłoni całą wagę, wartość i ciężar jaki niosą ze sobą słowa, literatura i kunszt w ich tworzeniu. Wokół uszu fruwały te piękne, a już prawie zapomniane słowa jak zecer, wierszownik czy kaszty. Dowiedziałam się, że czcionki drewniane tworzy się z drzew owocowych typu jabłoń. A inne wyrabia się z ołowiu, który w czasie wojny Niemcy przetapiali na amunicję. Twarze z zastygłych fotografii opowiadały historię rozstrzelanych pracowników drukarni, których rodziny w konsekwencji trafiły do obozu. A kaszta z podpisem „Czcionki podarowane przez Jacoba i Shoshanę Schwartz z Izraela” prosiły się o zapytanie o głębszą historię. Szeptały swoje ocalenie z rąk nazistów. Te hebrajskie czcionki przetrwały wojnę w ukryciu i zostały podarowane Izbie Drukarstwa jako jedyne takie w Polsce. R jak regał rozgościł się w mojej dłoni, niechętny do odłożenia.

        

Dotykałyśmy szytych książek, zobaczyłyśmy pulpę papierową i jak zaczarowane przypatrywałyśmy się i słuchałyśmy jak wyrabia się czy upiększa papier różnymi materiałami. Jeśli czytaliście pozycję z Wydawnictwa Karakter „Książka. Najpotężniejszy przedmiot zbadany od deski do deski”, to poczujecie się tak, jakbyście oglądali jej ekranizację na żywo w tych wszystkich przedmiotach. Trzymałyśmy cały skarb słowa w naszych niegodnych dłoniach.

        

Nie chciałyśmy wychodzić. W takim miejscu chce się gdzieś schować i zamieszkać. Myślałam: gdy dorosnę chcę być papierem, czcionką, zecerem, literką w kaszcie. Wszystkie te problemy na zewnątrz wydały się nagle tak wytłumione. W Domie Słów mieszka piękno najwyższej próby i jakości. Każdy powinien tam zajrzeć i zapuścić korzenie we własnym wnętrzu, by po wyjściu móc chować się w swojej własnej szufladzie, kaszcie, wolnej od materialnych trosk i pędzącego czasu. W Domie Słów czas jednocześnie twórczo stoi w miejscu i wciąż kreuje nowe. Gdy zapytałam, to Pan Przewodnik poinformował nas, że w Polsce rysować w miedziorycie potrafi już tylko osiem osób. Ta lupa przybliżyła nam wartości uniwersalne, krzyczała o wyginięciu prawdziwego rzemiosła, wyparciu starego technologią i niekoniecznie lepszą jakością.

Książka wiązana jest przecież w stanie przetrwać kilkaset lat. Papier wykonany z oddaniem – tak samo. A my powinniśmy w sobie nosić pamięć o tych faktach i przekazywać je dalej. Dlatego też siedzę tutaj przed marną klawiaturą laptopa, pisząc, i przybliżam Wam pod lupą takie miejsca, mówiąc: czytajmy, zwiedzajmy, dotykajmy, całymi sobą. Nie tylko oczami. Co pochłonięte wszystkimi zmysłami zostaje na dłużej. Rodzi się Kraina Słów w sobie samym.

Dom Słów czeka na Was.

Tymczasem możecie odwiedzić jego stronę i spojrzeć na niego wirtualnie, zaostrzając sobie apetyt.

http://teatrnn.pl/files/domslow/explore/domslow_7_10_2014/index.html