Okres wakacyjny wypełniam sobie zwyczajowo cięższymi lekturami, które wiem, że mogą zająć więcej czasu. I do ich przeczytania i późniejszego zrecenzowania. Tego lata był to poprzednio zrecenzowany „Kontener”, a teraz przyszedł czas na „Kobolda”. Jak ją nazwać? Dwójpowieść, dwie w jednej, dwuczęściowa książka? Można by powiedzieć, że dwużywiołowa, bo po jednej stronie kryje się część „O ogniu”, a gdy książkę obrócimy za niebieską okładką znajdziemy część „O wodzie”. Nie ulegajcie sugestii, że ogień musi parzyć, a woda ten płomień gasić. To dwie pozornie osobne powieści z różnymi głównymi bohaterkami, ale mają oczywisty wspólny mianownik. Jeśli jesteście po lekturze chociażby innej powieści Radki „Przyczynek do historii radości”, to wiecie, że możecie się spodziewać emocjonalnego przeczołgania. „Kobold” zdecydowanie przywiera do nas swoim ciężarem tematycznym, który krąży wokół nieprzerwanej przemocy.

Nie ma ścisłych zaleceń, co do tego, od której części zacząć lekturę. Do mnie przemówiła czerwień. „O ogniu” wprowadza postać Justyny, ciemiężonej matki dziewięciorga dzieci, następującymi słowami:

Dzień zaczynał się od prostego pytania. Jak dziś przeżyć. Zasada numer jeden: nie wpadać w panikę. Justyna nie ma wielkiego pola manewru. Jej życiu toczy się na ściśle ograniczonej, ciasnej przestrzeni. Uwięziona w codziennym kołowrotku, skreśla z listy kolejne zadania. Zadania, którymi zarzucają ją inni. Niczym zwierzę wygrzebuje się spod plątaniny małych, wciąż na poły pogrążonych we śnie dziecięcych ciałek, drapie się po głowie, przeczesuje palcami posklejane włosy. Brudne kosmyki spływają ciężką, ciemną kaskadą. Nie zdążyła ich wczoraj umyć. I dziś też nie zdąży. 

Justyna, młoda wdowa tkwiąca w kołowrotku codziennych obowiązków. Ciągłej batalii z instytucjami, szkołą, nieobecnościami dzieci, ich rozklejanymi butami, pogardliwymi spojrzeniami społeczeństwa. Mimo przeciwności, kochająca samotna matka, która rozdaje pojedyncze winogrona, niczym małe trofea, swoim pociechom zamykającym posłusznie oczy w oczekiwaniu na wielką niespodziankę. Po seksualne przysługi przychodzi do niej Harold, który w zamian za nie zostawia produkty spożywcze i przykleja sobie fałszywą mordę troski. Istnieje też sąsiad, pan Krwiopolski, który śledzi i potajemnie podkochuje się i pomaga Justynie. Z tych wszystkich pokracznych form pomocy wyłania się obraz rodziny, której pomóc się nie da, bo nie ucieknie się od zawirowań systemu placówek pomocowych i stereotypów sączonych przez społeczeństwo.

Justyna boryka się dodatkowo z brakiem solidarności wśród kobiet. Jej uroda jest jej niepotrzebnym balastem, który kieruje zawistne kobiety ku myśleniu, że ilość jej potomstwa jest rezultatem jej „niepohamowanego pędu do rozmnażania”. Urzędniczki wciąż wymyślają kolejne długi do spłacenia, zaniedbanie do wytknięcia, powód do zbrukania. „Wszyscy czekają tu na werdykt jakiejś abstrakcyjnej Władzy, ukrytej za fasadą urzędniczych ciał”. Jakby nie było ucieczki od nędzy własnego losu. Nie może uciec od niej Justyna, ale i pokracznie troskliwy sąsiad, uważany za opóźnionego i podejrzanego. Justyna jest w „dobrowolnym obozie pracy”, jej zmiana trwa dwadzieścia godzin bez wytchnienia, jest w więzieniu, w którym sama się zamknęła. Część „O ogniu” uwypukla pogląd, że ludzie biedniejsi, wybrakowani w jakimkolwiek stopniu, wyrzutki postrzegani są jako pijawki systemowe, „mendy społeczne”, które społeczeństwo najchętniej by usuwało:

Gdybyśmy urodzili się z Justyną w starożytnej Sparcie, strącono by nas ze skały. W innych czasach wysłaliby nas do gazu albo zamęczyli w obozie. Dziś nie jest inaczej. Każdy dzień to walka. Potrzebują nas, wybrańców, jak, jak jesteśmy im potrzebni, mają nas na wyciągnięcie ręki – antidotum na ich własny strach, własną niepewność. Ciasnogłowi prowincjusze, faszyści dnia powszedniego. Trzask zapałki, rząd płomieni. Płonący krąg, a w środku dziesięć ludzkich pochodni. A niech sobie wrzeszczą. Ciemność rozdziera okrzyk: „Zdychajcie, świnie!”. 

Zawsze sądziłam, że z tych dwóch żywiołów, ogień jest bardziej przerażający, bolesny i krzywdzący. Zdanie to zmieniłam, gdy przeszłam do drugiej części „O wodzie”, gdzie woda stała się metaforą tak wielu uciśnień i form przemocy, że wylewa się z czytelnika jednocześnie go zatapiając. W wręcz podtapiając, tracimy na kilka chwil zdolność oddychania, jesteśmy tym przerażeni, by za chwilę wziąć głęboki haust powietrza i trzeźwości myślenia.

Jedną i drugą powieść rozpoczyna myśl spajająca: Czyny, których dopuszczamy się wobec najbliższych, przewyższają wyrafinowaniem najokrutniejsze metody stosowane podczas wszystkich wojen światowych. Pokój jest wojną. Wojna jest kontynuacją pokoju. Część „O wodzie” jest nie tylko dłuższa ilościowo, ale i tematycznie. To tutaj poznajemy wszystkie i najgorsze oblicza Michaela Kobolda. Kobold w języku niemieckim to złośliwy duszek, chochlik, przenośnie z kolei to kreatura, monstrum. Ludzkie monstrum, które zdziera maskę w domowym zaciszu, a poza murami jest wielbiony przez mieszkańców. Kobold poznaje Hellę, siedemnastoletnią Żydówkę z dobrej rodziny i od początku ją sobie zawłaszcza. Hella latami wierzy, że to małżeństwo uratowało ją od obozu, z czasem wręcz dobrowolnie do obozu będzie chciała trafić. Narratorką tej części jest córka, która jest nie tylko świadkiem, ale i ofiarą przemocy. Pojawiają się w powieści również Młodszy i Starszy, bracia bliźniacy, którzy będą próbowali buntu. Opisywane krzywdy nie mieszczą się często w ludzkim pojmowaniu. Wszystkich łączy Koboldowskie uzależnienie od wody. Żadne nie umie żyć z dala od niej, tak jak i nie ma ucieczki od przemocy. Kobold zabiera swoje dzieci na łódkę i zadaje pytanie, ponieważ nie posyła dzieci do szkoły. Gdy pada zła odpowiedź, wyrzuca dziecko na burtę i rozkazuje samemu płynąć do brzegu. Nie da się jednak zmierzyć cierpień, których doświadcza Hella i jej psychiczne uzależnienie od Kobolda. Jej jedyną formą ucieczki jest twórczość zapisywana na pustych opakowaniach po cukrze i mące.

„Coś tam między nimi nie gra, ale przecież nie będziemy się do tego mieszać, mało nam własnych kłopotów?” Kiedy wszystkie środki zawodzą, Hella ostatecznie się poddaje. Kobold niezmiennie cieszy się opinią równego gościa i w ogóle przesympatycznego faceta. Każdego dnia przesympatyczny facet przychodzi do domu, zamyka drzwi i zmienia się w monstrum. Nikt nie staje w naszej obronie, nikt. Kobold to zimnokrwista bestia. Ma na Hellę hipnotyczny wpływ. Wystarczy, że ujmie jej głowę w dłonie.

– Popatrz mi w oczy. Hella się wyrywa. 

– Popatrz mi  w oczy, mówię. Hella umyka wzrokiem przed niebieską głębią.

– Popatrz mi w oczy. Już!

Hella patrzy mu w oczy. I czuje, jak z każdą sekundą traci kontrolę nad swoim zachowaniem. Nawet żeby popełnić samobójstwo, trzeba szanować samego siebie. 

 Przemykają tutaj też motywy polityczne. Motywem przewodnim jest jednak woda, która staje się wymowną metaforą uciśnienia. Jest uzależniającym spoiwem, od którego żadne z rodziny nie potrafi się uwolnić. Nawet, gdy jeden z braci wyrywa się z domu, by zostać marynarzem w statku podwodnym. Żadne nie umie żyć z dala od wody, tak jak nie umieją odejść od Kobolda i przemocy. Takie treści zawsze ciążą tematycznie. Radka Denemarková nie jest litościwa w swoich powieściach, zawsze sponiewiera czytelnika. Przychodzą mi na myśl polskie „Tłuczki” Katarzyny Wiśniewskiej, gdzie również mieliśmy do czynienia z pokoleniowym zapętleniem przemocy. Autorka posuwa się do odważnych metafor „obozowych”. Rodzina to obóz koncentracyjny. Od wojny możesz uciec, od rodziny nie. – dodaje. Te porównania mocno we mnie uderzały. Krążyły wokół złowieszczego uczucia potrzasku, solidarności z katem, na niebezpiecznej granicy syndromu sztokholmskiego. W powieści pada wiele uniwersalnych prawd o stosunkach rodzinnych, niemożności ucieczki od toksycznych więzi. O sile, ale i obezwładniającej słabości, braku pomocy zewsząd i samotności bycia ofiarą.

Niektóre systemy totalitarne są wieczne. 

Trudno żyć bez wody. Niepozorna, wszystkim potrzebna, potrafi koić i być niszczycielskim żywiołem. Kobold to woda.

Odwagą jest zanurzyć się w takich treściach.

 

Kobold, Radka Denemarková, tłumaczenie Olga Czernikow oraz Agata Wróbel, maj 2019, Wydawnictwo Książkowe Klimaty