„Mimo to nie mógł się odnaleźć. Coś stworzyło przepaść pomiędzy częściami ciała Aziziego i żadna linia nie mogła wyznaczyć konturów jego sylwetki. Zdawało się, że jest przedłużeniem foteli, naczyń na stole, kontynuacją stojącego obok mężczyzny i kobiety przypatrującej mu się z daleka.(…) Ujrzał się pogrążonego w bezliku dni i chwil. Biegał tu i tam, rozgorączkowany, niespokojny i wiecznie oczekujący jakiegoś początku: nadejścia jutra, nadejścia życia, czegoś większego i lepszego od tego, co posiadał i kim był.”

Treści tej książki lawirują pomiędzy niemocą, majakami, koszmarami stagnacji, z których trudno się wybudzić. Czasem książka wpasowuje się też w treść naszego życia, pory roku, jest niepokojącą kropką w rozlazłym zdaniu bezwolnej egzystencji. Możliwe, że w inną porę roku, w cieplejszą aurę, słoneczne dźwięki, sposób narracji tej powieści nie wybrzmiałby we mnie tak wyraźnie, jak właśnie teraz. Na termometrze bliskim zera, łatwiej zapada się w „sen zimowy”.

Goli Taraghi otwiera Irańskie Klimaty w wydawnictwie. Trudno oprzeć się wrażeniu, że właśnie w tym Wydawnictwo Książkowe Klimaty osiąga maestrię. Sięga po powieści odbiegające od standardów rynkowych, wprowadzając na polski rynek wydawniczy powieści siejące zamęt swoim klimatem. Po uprzednim „W ciemność” oraz nadchodzącym „Incognito”, „Sen zimowy” wpasowuje się celnie w jesienne klimaty ziejące niepokojem, szczyptą poetyckości wymieszanej z pewną dozą magii i mary sennej. Co lepszego nadaje się na coraz szybciej zapadające wieczory niż „nawiedzone” lektury na pograniczu realności i snu.

Goli przenosi nas w teherańskie realia lat 60-tych. Rozdziały oddają głos bohaterom i ich życiom przeżywanym w myślach. Na początek uderzają w nas rozważania o starości i upływie czasu, co stanie się punktem wspólnym każdego z bohaterów. Każdy z nich czeka na coś. Na cokolwiek. Życie upływa im na czekaniu. Na lato. Aż coś się wydarzy. Co złe przychodzi w niepokojących snach i uczuciu zimna. Wypatrują kresu zmrożenia własnych żyć.

Siedmiu głównych bohaterów łączy nie tylko podeszły wiek. Dzielą ze sobą uczucie duszności i przynależenia do spolegliwego, uległego tłumu. Prawie każdy z nich czuje się bezkształtną amebą, której szansa na wyswobodzenie się z marazmu przepadła bez odwrotu. Dla nich „życie to pewnego rodzaju układ”, w którym wybrali rolę biernych obserwatorów, odbywających najistotniejsze rozmowy we własnych wnętrzach. Stają się niewolnikami własnej stagnacji. 

„Trzeba było stąd wyjść. Wstać i sprzeciwić się. Co ja tu właściwie robię? Ile tysięcy razy można kosztować tortu urodzinowego Hejdariego? (…) Raptem spostrzegłem, że jem ten tort, jem coraz więcej i szybciej. Zbierało mi się już na wymioty, ale mlasnąłem ze smakiem i sięgnąłem po większy kawałek. (…) Chciałem zaprotestować. Powiedzieć: Nie. Nie chcę go jeść. Jest paskudny. Zabrakło mi odwagi.” 

Pławię się w istocie symboli. W ich wieloznaczności i wielości interpretacji jakie nam serwują. Ta książka takowymi się pyszni. Zza każdej strony zionie drugie dno, które możemy albo odnieść do siebie lub zaciekawić się tłem historycznym, w którym książka powstawała. Istotnym zatem jest wiedzieć, że powieść została napisana przed rewolucją islamską kiedy to w 1979 irańska monarcha konstytucyjna przekształciła się w republikę. Twórczość Goli dzieli się w tematyce i języku na przed i po rewolucji. W „Śnie zimowym” zdecydowanie oddaje się językowi uczuć, a nie myśli – jak informuje nas w Posłowiu tłumaczka, Dorota Słapa. Zatem ten przytłaczający ciężar bez imienia oraz niepohamowana chęć zmian i rewolty ma w sobie coś z myślenia przyszłościowego. Z pozornie irytującej sceny jedzenia tortu urodzinowego na siłę, wyłania się dotkliwy obraz braku decyzyjności i asertywności. Każdy kęs ciąży na żołądku i obija się 40-letnim życiem, ciężkim do przełknięcia ze względu na brak odwagi w podejmowaniu decyzji wyrywających z marazmu.

Mogę sobie wyobrazić, że powtarzalność języka i wątków mogą się wydawać mało oryginalne pod kątem narracji. Jednak podczas, gdy główna bohaterka „W ciemność” w Czeskich Klimatach Anny Bolavej, ulega powtarzalności w swojej obsesji zbierania ziół, tak „Sen zimowy” potrafi być równie bogaty w przesłania w podkreślaniu nieustannych żali za tym, co minęło, a nadejść nie może. Poczucie osamotnienia i odrętwienia udziela się czytelnikowi właśnie dzięki tym licznym powtórzeniom. Zima, mrok, ciemność, chłód, sen, śmierć.

Mimo faktu, że książkę opublikowano w 1973 i kontekst nadchodzącej rewolucji islamskiej może wydawać się mało ponadczasowy, powieść okazuje się przeskakiwać w dekadach i może wylądować w każdym z nas. Porozmawiać z naszymi życiami przeżywanymi w wewnętrznych monologach. Gdy przypatrzymy się z bliska, to może zastanowimy się ile razy jedliśmy niesmakujące nam „torty” w wymuszonym towarzystwie, wsiadaliśmy do pociągu absurdu, który ostatecznie nie zaprowadzał nas do celu podróży, a może złapiemy się na tym, że i my za często odliczamy minuty do godziny ósmej każdego wieczoru naszego życia.

Goli Taraghi, tłumaczenie Dorota Słapa, Sen zimowy, październik 2017, Wydawnictwo Książkowe Klimaty