Najważniejsza! Mocak Bookstore wydał moją ukochanę Hertę Müller!

Tam gdzie nie można mówić. Słowo jako obraz, obraz jako słowo

Publikacja zawiera wypowiedzi Michaela Großa, Norberta Lammerta, Marii Anny Potockiej, Christiny Rossi i Michała Rusinka, a także obszerną rozmowę z artystką, przeprowadzoną przez Delfinę Jałowik i Jürgena Kaumköttera. W części albumowej prezentujemy ponad 80 kolaży Herty Müller wraz z ich tłumaczeniami na język polski i angielski.

A także bardzo ciekawy komiks „Falafel na ostro”!

Falafel na ostro to drugi już wydany przez MOCAK komiks Michela Kichki, znanego żydowskiego rysownika pochodzącego z Belgii. Autor opowiada tym razem o swojej alii, czyli osiedleniu się w Izraelu, kraju swoich przodków.

„O moim kraju ludzie wiedzą niewiele lub go nie doceniają, często ma złą prasę i na plazmowych

ekranach pojawia się tylko wtedy, gdy mowa o wojnie lub okupacji. Żyję w Izraelu – znam go od

środka i na co dzień –zależało mi więc na zarysowaniu mniej sztucznego, a bardziej sprawiedliwego

obrazu tego państwa pełnego sprzeczności, w którym wiele pytań oczekuje na odpowiedzi.

Obrazu bardziej złożonego i emocjonalnego, bardziej zróżnicowanego i ludzkiego. Patrzę krytycznie,

ale i z miłością na ziemię, na której po raz pierwszy postawiłem nogę w lipcu 1969 roku, kiedy

Neil Armstrong stawiał stopę na Księżycu. Każdy ma swoją gwiazdę. Moja gwiazda jest żydowska,

laicka, syjonistyczna, pacyfistyczna i otwarta na świat”.

13/11 – Jedna z najbardziej wyczekiwanych premier tego roku według mojego czytelniczego głodu! Charyzmatyczny James Baldwin porywał mnie zawsze swoimi przemówieniami, jego proza dotyka głębi wrażliwości, a jego geniusz idealnie dopełnia się po seansie filmu „I am not your Negro”.

Przed nami pierwsze pełne wydanie słynnego zbioru esejów słynnego pisarza i działacza ruchu na rzecz praw obywatelskich. Klasyka literatury amerykańskiej XX wieku. Gęsta, dojmująca proza, która w wyjątkowy sposób łączy zapis osobistego doświadczenia z refleksjami na temat społeczeństwa, polityki, literatury, kina, religii. Pisząc o śmierci cierpiącego na demencję ojca, Baldwin opowiada równocześnie o zamieszkach w Harlemie w 1943 roku, zapis pobytu w więzieniu prowadzi go do pytania o francuską kolonizację, kronika podróży grupy jazzowych muzyków do Atlanty pozwala opisać systemowy rasizm i paternalizm polityków, którzy infantylizują czarną społeczność. Siła i piękno jego głosu – przenikliwego świadka epoki, osoby zaangażowanej w walkę z dyskryminacją, wrażliwego humanisty – nie przestaje poruszać.

13/11 – To może być bardzo ważna książka. „Płuczki. Poszukiwacze Żydowskiego złota”. Wojciech Tochman mówi o niej tak:

Jak można trzymać w dłoni, nad grobem kawałek metalu z ludzkiej szczęki i nie łączyć go z człowiekiem? Jak to możliwe, że tyle lat po wojnie ludzie nie byli w stanie odróżnić dobra od zła? – pyta Paweł Piotr Reszka. Nikogo i niczego nie usprawiedliwia. Ale usiłuje zrozumieć. Czy mu się udaje? Da się to wszystko pojąć? „Płuczki” to porażające świadectwo. Solidny, dojrzały reportaż. 

13/11 – Takie książki są tak bardzo dla mnie…

„Poniemieckie” to błyskotliwa opowieść o losach domów, cmentarzy i rzeczy, od szaf po oleodruki. Karolina Kuszyk – sama „wychowana na poniemieckim” – tropi ślady, wczytuje się we wspomnienia osadników i przesiedleńców, a przede wszystkim rozmawia – z przedstawicielami trzech pokoleń ludzi mieszkających w poniemieckich domach i korzystających z poniemieckich przedmiotów, ze zbieraczami i kolekcjonerami, z poszukiwaczami niemieckich skarbów, z regionalistami z ziem zachodnich i północnych odkrywającymi przedwojenną historię swoich małych ojczyzn. I zadaje pytania. Czym są dla nas poniemieckie rzeczy? Wdzięcznymi, lecz niewiele mówiącymi gadżetami w rodzaju obrazka z Aniołem Stróżem przeprowadzającym dzieci przez kładkę nad przepaścią? Obcymi śmieciami, na których rodzice i dziadkowie musieli się urządzać, bo nie mieli innego wyjścia? Jak bardzo dom poniemiecki musiał się napracować, żeby zasłużyć na miano polskiego? A co się stało z niemieckimi cmentarzami na ziemiach przyłączonych do Polski w 1945 roku?

Opowiadając o tym, jak biografie poniemieckich domów, rzeczy i cmentarzy splatały się z losami ich polskich spadkobierców od powojnia po współczesność, autorka zastanawia się także, czym jest dziś polskość i ile obcości potrafimy znieść w tym, co swoje.

 

13/11 – Ja profesora Koziołka mogę czytać w ciemno. A przy takiej tematyce, to już z pewnością:

Czytajmy klasyków, by poznać przyszłość – nawołuje Ryszard Koziołek, pokazując, jak ważna dla przetrwania naszego gatunku jest zdolność rozumienia i komentowania literatury. Bo to właśnie literatura dostarcza nam narzędzi do wyobrażania sobie przyszłości, to ona pomaga nam odróżnić kłamstwo fikcji od kłamstwa, które podaje się za prawdę. Skomplikowane? Nie mniej niż fake newsy, medialne manipulacje i gąszcz wiadomości udostępnianych w internecie. Literatura w interpretacji Koziołka to nie martwy zapis, oceniany przez krytyków, opisywany przez literaturoznawców i przeznaczony do tego, by dręczyć młodzież szkloną. To spoglądanie w lustro kultury, specjalna odmiana edukacji obywatelskiej, której celem jest nie tylko rozumienie świata, ale też wytworzenie w sobie zdolności do wyrażania niezgody na to, co już jest i co może być.

Zbiór esejów o literaturze, kulturze, historii i sztuce to erudycyjna wyprawa szlakiem wielkich dzieł, bohaterów i kulturowych kontekstów. Jest tu Szekspirowski sonet jako sposób na bezradność, jest wywrócona do góry nogami Lalka, śmiejący się Camus i pytania o to, czego o Jezusie nie powiedzieli nam ewangeliści. Koziołek używa tekstów starożytnych do wyjaśniania zdarzeń jak najbardziej współczesnych, dlatego niech nie zdziwi czytelnika spotkanie w jednym zdaniu Harveya Weinsteina ze świętym Augustynem.

Mimo, że to już listopad, to ja chciałam zwrócić jeszcze uwagę na najgrubszy 🙂 debiut Wydawnictwa Nisza z końca października. Właścicielka wydawnictwa sama prezentuje ją tak:

W przyszłym tygodniu zacznijcie pytać o „System Sulta” Macieja Miłkowskiego. To powieść, jakich ostatnio bardzo brakuje.
Taki początek:
„– Boga nie ma – odparł Sult. – A poza tym nie do końca rozumiem, co mi pan właściwie proponuje.
– Nic panu nie proponuję – rzucił twardo minister, prostując się w fotelu. – To po pierwsze. Nasza rozmowa nie ma miejsca. Mnie tu nie ma, nie było i na wszelki wypadek nigdy nie będzie. Pan, panie profesorze, został tu zaproszony przez moją koleżankę, panią minister szkolnictwa wyższego, która o tym nie wie, jak również nie wie, że była mi uprzejma udostępnić swój gabinet. Wszystko to jednak nie przeszkodzi panu powiedzieć potem kolegom z wydziału, że rozmowa miała charakter kurtuazyjny, pani minister z entuzjazmem mówiła o waszej placówce, a co do budżetu, to powiedziała, że zobaczy, co da się zrobić. Ze mną w każdym razie nigdy pan się nie spotkał i na wszelki wypadek nigdy się pan nie spotka. To po pierwsze…
– Po drugie – poprawił Sult.
– Nie, nie. To wszystko jest nadal po pierwsze. Po drugie to by było, że pan odpowiedział na pytanie, którego ja panu wcale nie zadałem.
– Nie? – zdziwił się Sult.
– Ano nie. Ja pana nie pytałem, co by pan odpowiedział, ale czy w ogóle by pan coś odpowiedział, czy pan by się zdecydował udzielić odpowiedzi na piśmie pod swoim nazwiskiem, gdyby ktoś wystąpił do pana z oficjalnym zapytaniem, czy, wedle pana filozoficznego profesorskiego rozeznania, Bóg istnieje, czy nie.
– Kto? Kto miałby mnie o to pytać?
– Sąd powszechny Rzeczypospolitej, proszę pana profesora, Polskiej”.

27/11 – Czy rozkochały Was w sobie „Hajstry. Krajobraz bocznych dróg”? Jeśli tak, to nie muszę Was zachęcać do lektury nowej książki Robińskiego. Tym bardziej, że tym razem czas na Bieszczady! – wyśniona kraina połonin i wyludnionych wsi, w których wciąż owocują jabłonie. Polska Patagonia, ziemia dziwaków, wyrzutków, utracjuszy i kowbojów. Ojczyzna stracona, ojczyzna zyskana. Kraj wilków i niedźwiedzi. Dzicz, w którą jedzie się – jak głosi slogan przepracowanych – rzuciwszy wszystko inne. Adam Robiński z mapą w ręce, książką Bruce’a Chatwina w plecaku i garścią orzechów w kieszeni przemierza pogranicze Polski, Ukrainy i Słowacji, nie mając żadnego innego celu poza byciem w drodze. Natyka się na ludzi, którzy w tutejszych dolinach zapuścili korzenie, i z każdym kolejnym miesiącem podróży uświadamia sobie, że coś tu nie gra. Bo w Bieszczadach wszystkim się coś wydaje, nie ma jednej pamięci, a pięknego kłamstwa nigdy nie wolno mylić z oszustwem.