10/05 – Wystarczyła treść, Petra jako autorka, Julia jako tłumaczka i kilka pierwszych stron, bym bez wahania postanowiła się matronować tej najnowszej książce Wydawnictwa Afera. Samo wydawnictwo określa ją mianem swojej najważniejszej w dotychczasowym dorobku. Co Was czeka w środku?

Gorzka dystopia? Dowcipna prowokacja? Literatura zaangażowana? Zdecydujcie sami. Petra Hůlová, czeska specjalistka od literackich skandali i językowych wygibasów, jak zwykle zadbała o to, by nikomu podczas lektury nie było zbyt wygodnie.

W bliskiej przyszłości dochodzi do radykalnych zmian społecznych dzięki Ruchowi. To koniec reguł ciemnoczasu. Nastaje jasnoczas: zakazuje się myślenia o kobietach wyłącznie przez pryzmat ich wyglądu czy młodości ciała. Specjalne Instytucje poprawcze wychowują mężczyzn na światłych obywateli z penisem o wartości IQ powyżej 130!

Věra, pracownica Instytucji, uczestniczy w tej walce o lepszy świat. Oddana założeniom Ruchu, przeprowadza swoich klientów przez kolejne fazy terapii, która ma ich uodpornić na „absolutnie wszystko, co czyni z kobiety, z jakiejkolwiek części jej ciała, narzędzie do bezdusznego zaspokajania prymitywnej żądzy”. Działaczki muszą też użerać się z opozycją zwaną Gwardią Męskości i uświadamiać uparte kobiety, które nie chcą przyjąć faktu, że moda wyszła z mody, a makijaż to wstydliwy przeżytek. Pracy jest w bród… 

11/05 – Jak wiecie nachalnie nakłaniam do wspierania księgarń kameralnych oraz wydawców. Fame Art Books & Music i jego właścicielka Natalia Moskal prosili nas niedawno o wsparcie. Zapowiadali też obiecującą premierę i oto ona. Wyczekiwania autobiografia legendarnej sędziny Ruth Bader Ginsburg! Tak bardzo czekałam!

To pierwsza książka wydana przez Ginsburg po jej nominacji na sędzię Sądu Najwyższego w 1993 roku. Ta najsłynniejsza liberalna amerykańska sędzia, druga w historii kobieta nominowana do Sądu Najwyższego USA i pierwsza Żydówka, zasłynęła jako rzeczniczka praw kobiet i mniejszości oraz „niestrudzona i zdecydowana orędowniczka sprawiedliwości”, jak nazwał ją prezes Sądu Najwyższego USA John Roberts.Trzon książki stanowią teksty autorstwa Ginsburg, w opracowaniu i z komentarzem jej biografek: Mary Hartnett i Wendy W. Williams.

               

12/05 – Wydawnictwo Warstwy poezją w maju stoi. I to jaką poezją. Rzuciłam się na nie łapczywie i wypełniły mnie te wiersze do syta.

Po opublikowanych w 2020 roku Zerwanych rozmowach – wyborze wierszy, który stanowi podsumowanie dotychczasowej twórczości poetyckiej Agnieszki Wolny-Hamkało – nadchodzi zmiana. Autorka Rastra Lichtensteina bierze w nawias wcześniej stosowane strategie: rozpoznajemy językowe, utopijne abstrakcje, zimne miejskie obrazowanie i swego rodzaju katastrofizm w stylu „pulp”. Tym razem świat, o którym opowiada, jest rozbity i odwrócony, a chwilowe harmonie, w jakie układa się ziarno rastra, bardziej przypominają raporty mniejszości niż efektowny przegląd kampowych estetyk. To bardzo trudne – zobaczyć piękno w porażce codzienności. Jednym ten tom wyda się surowy, niepokojący, inni dostrzegą w nim intensywność poetyckiego poszukiwania.

Mer de Glace to drugi najdłuższy lodowiec w Alpach zalegający po francuskiej stronie masywu Mont Blanc. Właśnie nazwę tego lodowca na tytuł swojego najnowszego tomu poetyckiego wybrała Małgorzata Lebda, laureatka m.in. Nagrody Literackiej Gdynia (2019). Od tytułu wypada tu zacząć, gdyż już on zdradza, że w kontekście wcześniejszych książek autorki mamy do czynienia z nowym otwarciem. Poezja Lebdy, dotąd mocno osadzona w lokalności, bazująca na relacjach rodzinnych, kojarzona z nurtem wiejskim (Granica lasu, Matecznik, Sny uckermӓrkerów), w Mer de Glace zabiera czytelnika w podróż po Polsce i Europie Środkowej. Fotograficzne ujęcia i metaforyczność, stanowiące znak rozpoznawczy tej liryki, przybliżają nam krajobrazy (głównie pozamiejskie), ale też składają się na wielowątkową opowieść o człowieku i otaczającym go świecie.

Bo książka ta to właśnie kilka narracji splatających się w całość, nachodzących na siebie. Mamy tu opowieść o ciele, jego kruchości i złożoności, o zmaganiu się i próbie zapanowania nad nim („Dzisiaj było niespokojne. Przed ruchem należy je nakarmić, / zapytać, jak spało i dlaczego tak krótko”), mamy metaforyczną opowieść o ludziach i ich postawach, radości mogącej płynąć z prostoty codzienności. Opowiada także Lebda w bardzo prozatorski sposób (choć językiem poetyckim) o przyrodzie i jej darach. Jednak opowieść główna – choć nie dominująca formą, za to subtelnie tkana na przestrzeni całej książki – to historia katastrofy, końca świata, który już się dzieje, ale my jeszcze nie chcemy zdać sobie z tego sprawy. Skupiamy się na ostatnich momentach względnego spokoju, ewentualnie oddajemy się zaangażowanym działaniom, których skuteczność ogranicza się tylko do uspokajania sumień („zjednoczone strachy tematów, o których chce się krzyczeć »miałam napisać – wyć, tak«; ruch głowy w stronę pohukiwań; pogrzeby lodowców – nakładanie na nie białych całunów odwracających uwagę słońca”).

13/05 – Do kolejnego mojego matronatu w tym miesiącu przyciągnęło mnie niezawodne Wydawnictwo Amaltea, a także fakt, że to pierwsza w pełni przetłumaczona książka przez Annę Maślankę, czyli autorkę błoga „Literackie Skarby świata całego”.

Kara i nagroda to historia opowiedziana z perspektywy czterech postaci, które różnią się pochodzeniem, wykształceniem i wiekiem. Autorka kreśli stosunki czesko-niemieckie, a także relacje osobiste, erotyczne, społeczne i rodzinne, ukazując całą tragedię XX wieku – od II wojny światowej aż po dziś. Wojna, wysiedlenie Niemców, lata 50., tzw. „normalizacja” i początki kapitalizmu w latach 90. – wszystko to pozostawia na bohaterach bolesny ślad. Zagubieni, pełni traum, pozbawieni korzeni i tożsamości, bezustannie ranią się nawzajem. 

Wieś w górach, jeszcze niedawno zamieszkiwana przez czeskich Niemców. I bohaterowie, których życie zostało z tym miejscem w jakiś sposób związane. Jozef i Tereza, rodzeństwo z rusińskiej rodziny, oraz Lise, żona komunistycznego dygnitarza powieszonego za zdradę, trafiają tu niedługo po wojnie. Kto z nich za karę, a kto w nagrodę?

13/05 – Czy Wy też kochacie się w projektach okładek i opisach książek wydawanych przez PIW ? 🙂

Xiao Hong (1911‒1942) to jedna z najbardziej utalentowanych i najprzekorniej wyrastających ponad swoje czasy pisarek chińskich. Jej życie (opisane przez tłumaczkę, Magdalenę Stoszek-Deng w posłowiu) było krótkie, nader burzliwie i przeważnie nieszczęśliwe, ratunkiem jednak okazywała się literatura. To za sprawą wyjątkowego „zmysłu obserwacji i nieprzeciętnego pióra” (Lu Xun), Xiao Hong zaskarbiła sobie przyjaźń i szacunek największych ówczesnych pisarzy chińskich. Pisała bez przerwy, do utraty sił i kosztem sił – powieści, opowiadania, eseje, wspomnienia. „Opowieści znad rzeki Hulan” są jednym z jej ostatnich ukończonych utworów. Mao Dun w przedmowie nazwał je „poematem opisowym”, „kolorowym pejzażem” i „cyklem melancholijnych pieśni”. Sięgając po oszczędną i liryczną  narrację Xiao Hong udaje się w podróż w czasy dzieciństwa, buduje obraz zamkniętego świata rodzinnego domu, ale i miasteczka, w którym czas się zatrzymał, cesarstwo na dobre nie upadło, a tym bardziej nie spustoszyła go jeszcze rewolucja komunistyczna. Są tu wspomnienia okrucieństwa i czułości, brakuje moralizatorstwa, jest za to uważne spojrzenie na człowieka i kierujące nim pobudki.

16/05 – Nowa Magdalena Grzebałkowska, czy coś tu trzeba więcej? 🙂

Wojna? Nikt nam tutaj szyj nie sprawdza i nie każe mówić pacierza na dobranoc. Do szkoły chodzić nie trzeba i nikt nie pilnuje, kiedy kładziemy się spać. Podoba mi się tutaj.

Magdalena Grzebałkowska przedstawia poruszający obraz wojny widzianej oczami jej najmłodszych uczestników. Trzyletni Arthur trafia do domu dziecka, gdzie będzie wychowywany na idealnego nazistę. Lilia w łagrze pokocha Stalina, choć jest córką wrogów narodu. Mały Minoru, Amerykanin japońskiego pochodzenia, pozna życie za drutami, choć żyje w kraju wolności. Czy Jose Maria, którego rodzice odsyłają z pogrążonej w krwawym konflikcie Hiszpanii, w Związku Radzieckim znajdzie raj? A może i tam w końcu dopadnie go wojna?

By dotrzeć do ostatnich świadków największego konfliktu w dziejach świata, Magdalena Grzebałkowska wyruszyła m.in. do Hiszpanii, Niemiec, Stanów Zjednoczonych i w najodleglejsze krańce dawnego Gułagu. Opisuje też wstrząsające historie tych, którzy żyją wśród nas – małych partyzantów, dzieci pułków i nastoletnich powstańców warszawskich. W Kazachstanie spotyka dziewczynkę – dziś ponad osiemdziesięcioletnią – której wojna zabrała wiedzę o tym kim jest, skąd pochodzi i jakie były losy jej rodziców. Reporterka chce jej pomóc odzyskać pamięć. A nam wszystkim pomaga zrozumieć, dlaczego wydarzenia sprzed tylu lat wciąż są tak żywe i wpływają na naszą codzienność.

19/05 – Powrót do wakacji spędzanych na wsi, do przyrody, dzieciństwa – trudnego, naznaczonego niewyjaśnionym międzypokoleniowym konfliktem ludzi przymuszonych do bycia ze sobą. Kilkunastoletnia narratorka patrzy na świat rozdarty między dalekim i zdominowanym przez swojego ojca ojcem, a matką, która jest postacią idealną, niezwykłą – lecz odrzuconą przez rodzinę męża, nieumiejącą się odnaleźć. Dziecko nie potrafi wytłumaczyć sobie zależności, w które zostało wrzucone – i próbuje znaleźć własne miejsce, odrzucić poczucie winy.

To historia pamięci. Zioła, liście, trawy wkładane pomiędzy kartki książki, mogą oznaczać coś, co chcemy zachować, albo o czym chcemy zapomnieć. To książka o przyjaźni, próbującej pogodzić świat dziecka z miasta z wakacjami dziecka ze wsi. O poszukiwaniu kogoś, kto bardzo się stara być taki, jak my, chociaż nie jest. Kąkol szuka wreszcie odpowiedzi na najstarsze z pytań: czym jest dobro, a czym zło? Czy jesteśmy złem naznaczeni, czy też wybieramy je świadomie? Czy dziecko potrafi być złe?

Ta książka pachnie suchą trawą, mlekiem i korą drzew. Boli jak pierwsze doświadczenie niesprawiedliwości. Jest urokliwa i straszna, nieprawdziwa i prawdziwa – jak każda baśń.

19/05 – Ujęło mnie raptem kilka słów po przeczytaniu zapowiedzi tej książki:

„Pisanie jest po trosze umieraniem” – hołdując tej zasadzie, Maurice Blanchot, jeden z wielkich samotników dwudziestowiecznej literatury, poświęcił się pisaniu. Wyrok śmierci, najsłynniejsza z jego krótkich powieści, ma pozory autobiografii, ale kiedy Blanchot pisze: „Te wypadki przydarzyły się w 1938 roku”, nie ma rzeczy mniej pewnej niż to, kiedy i czy owe wydarzenia się rozegrały. To proza medytacyjna, skupiona na umieraniu bliskiej osoby, być może naznaczona własną chorobą autora, jego osobistym wyrokiem śmierci. Z niebywałą mocą przybliża się do śmierci i ją odsłania, jak nigdy nie uczynił żaden utwór.

26/05 – Jeden z moich wstydów, to fakt, że nie przeczytałam jeszcze żadnej książki wydanej przez Wydawnictwo Filtry. Pragnę to nadrobić. Wciąż się waham od czego zacząć, zatem jeśli możecie, to śmiało piszcie i polecajcie, ponieważ, że wydawnictwo stawia nie tylko na przyciągającą szatę graficzną, ale kawał dobrej literatury z różnych zakątków, tym razem to:

Autobiograficzna opowieść wybitnej włoskiej pisarki to przenikliwy portret żydowsko-włoskiej rodziny w dobie narastającego faszyzmu, wojny i lat powojennych. Tytuł uważany jest za jedną z najważniejszych włoskich książek XX wieku.

26/05 – Poruszająca książka o ojcostwie w kraju, który sprzysiągł się przeciwko swoim dzieciom.

Co znaczy być ojcem, kiedy się wie, że nie można swojego dziecka ochronić? Gdy ceną życia we własnym kraju i na własnych ulicach, jest władza nad ciałem? Gdy każdego dnia przedstawiciele twojego rządu mogą bez żadnej przyczyny zabrać twojego syna i odebrać mu ciało: skazać je na ból, na poniżenie i wreszcie na śmierć? Co znaczy być ojcem, gdy ciało twojego dziecka jest ciałem czarnoskórego nastolatka, a twoim krajem są Stany Zjednoczone Ameryki?

Ta-Nehisi Coates, jeden z najwybitniejszych afroamerykańskich twórców – publicysta, pisarz, autor komiksów – próbuje odpowiedzieć na te pytania w liście do syna – czułym, jak tylko czuły może być list ojca, i przenikliwym jak przystało na wybitny esej o kraju i rasie.

Między światem i mną to już współczesna klasyka, wydawniczy fenomen, który miliony czytelników uznały za wyraz własnych uczuć i opis kondycji rozdartej duszy Ameryki.

Na przestrzeni ostatnich miesięcy pojawiły się „Zapiski o Annie Achmatowej” w Wydawnictwie KEW w trzech tomach. Ostatni tom pojawił się wczoraj. Mnie do tych zapisków zachęcił ten jeden, niewielki, ale jakże bogaty językowo fragment:

„Otoczona milczeniem pragnęła pozostawać jednocześnie wszechwładna i nieistniejąca, nie chciała dopuścić, aby czyjekolwiek słowa wywoływały ją z wszechmocnego niebytu, była obok na wyciągnięcie ręki, a jednocześnie jakby jej nie było, w kolejkach kobiety stały w milczeniu albo, mówiąc szeptem, używały jedynie nieokreślonych form językowych:
„przyszli”, „wzięli”, Anna Andriejewna, odwiedzając mnie, recytowała wiersze z Requiem również szeptem, zaś u siebie nie ważyła się nawet na szept, nagle podczas rozmowy milkła i wskazując oczami sufit i ściany, brała skrawek papieru i ołówek, potem zaś głośno jak w salonie, wypowiadała: „czy chce pani herbaty?”, albo: „bardzo się pani opaliła”, po czym pospiesznie zapisywała skrawek i podawała mi. Odczytywałam wiersze i, zapamiętawszy je, w milczeniu zwracałam. „W tym roku jesień jest taka wczesna” – mówiła Anna Andriejewna i, pstryknąwszy
zapałką, paliła kartkę nad popielniczką. Był to obrzęd: ręce, zapałka, popielniczka, obrzęd piękny i gorzki.”