5/08 – Wydawnictwo Książkowe Klimaty po raz kolejny przybliża nam europejską literaturę. Tym razem czas na rumuńsko-mołdawską pisarkę i jej powieściowy debiut, któremu postanowiłam matronować. Spójrzcie chociażby na początek:

„Tego ranka, gdy nienawidziłem jej bardziej niż kiedykolwiek, mama skończyła trzydzieści dziewięć lat. Była mała i gruba, głupia i brzydka. Najbardziej bezużyteczna ze wszystkich matek, jakie dotąd istniały. Przyglądałem się jej przez okno: sterczała przed bramą szkoły jak żebraczka. Zabiłbym ją odłamkiem myśli. Obok mnie, cisi i spłoszeni, przechodzili rodzice. Smutna zbieranina sztucznych pereł i tanich krawatów, która przylazła, żeby zabrać swoje nieudane dzieci, schowane tu przed światem. Oni chociaż wysilili się i weszli do środka. Mama miała gdzieś i mnie, i to, że jednak ukończyłem szkołę.”

Jeśli potrzeba Wam czegoś więcej do zachęty, to przedstawię krótki opis wydawcy: Aleksy, kipiący gniewem nastolatek, po ukończeniu szkoły zamierza pojechać z kolegami do Amsterdamu, zamiast tego jednak udaje się z matką na wieś do Francji. Mają spędzić razem lato. Ich trudna relacja powoli się odmienia, aż w końcu – na krótko – przechodzi w autentyczną bliskość. Po latach, już jako uznany artysta, Aleksy powraca pamięcią do dni spędzonych z mamą i w swoim wściekło-lirycznym monologu stopniowo – w serii retrospekcji i narkotycznych malarskich wizji – dociera do istoty tego, co wówczas przeżywał i czuł.

11/08 – Czy tutaj trzeba coś dodawać?

Jedenastoletni Bernard po raz pierwszy leciał samolotem. Dwuletnia Christine zostawiła w łóżku ukochaną przytulankę, żeby nic jej się nie stało podczas podróży. Stewardessa Amy Sweeney właśnie wróciła z urlopu wychowawczego i nie mogła się pogodzić z tym, że nie odprowadzi tego dnia córeczki do przedszkola. Zandra i Robert lecieli w podróż poślubną na Hawaje. Renée May, stewardessa, chciała zaskoczyć rodziców niespodziewaną wizytą. Zamierzała powiedzieć im, że jest w ciąży.
11 września 2001 roku terroryści porwali cztery samoloty, zamierzając rozbić je o najważniejsze budynki Stanów Zjednoczonych. Dwa boeingi uderzyły w wieże World Trade Center, jeden w Pentagon. Ostatni zamach został częściowo udaremniony przez bohaterskich pasażerów – samolot spadł na ziemię w terenie niezabudowanym.
Mitchell Zuckoff zaczął dokumentować losy osób dotkniętych przez zamachy terrorystyczne z 11 września już następnego dnia – i nie przestawał przez kilkanaście lat. Bohaterami jego książki są pasażerowie porwanych samolotów, strażacy, pracownicy World Trade Center i ich bliscy, a także mieszkańcy Shanksville w Pensylwanii, gdzie rozbił się ostatni samolot. Zuckoff odtwarza ten dzień minuta po minucie, z precyzją i empatią, w skali intymnej i monumentalnej.

11/08 – Niektórym Fran Lebowitz objawiła się dopiero serialem dokumentalnym Netflixa. Najważniejsze dla mnie jednak, że w końcu ktoś chwycił za tłumaczenie jej esejów. Fran Lebowitz jest żywą legendą Nowego Jorku. Przyjechawszy do tego miasta przeszło pięćdziesiąt lat temu, szybko wyrobiła sobie markę jako felietonistka założonego przez Andy’ego Warhola miesięcznika „Interview”, z czasem opublikowała też dwa bestsellerowe zbiory tekstów. Należy do najbardziej przenikliwych komentatorów amerykańskiego życia społecznego, jest cenioną mówczynią, ikoną stylu, wytrawną ironistką i flanerką. Lebowitz bierze na celownik swojego ciętego humoru wszystko – od dzieci („rzadko dysponują sensowną gotówką, którą można by od nich pożyczyć”) przez rozmowy o seksie („gdyby twoje fantazje erotyczne kogoś interesowały, już dawno nie byłyby fantazjami „) po nowojorskich kamieniczników („świętym obowiązkiem każdego kamienicznika jest utrzymywanie w budynku odpowiedniej liczby karaluchów”). Jej stosunek do pracy to świetna odtrutka na współczesną wyczerpującą kulturę samodoskonalenia.

11/08 – Seria Tajfuny Mini ponownie nie zawodzi. Już prawię kończę czytać „Wiwat małżeństwo” zatem mogę Wam to zagwarantować. Karolina Bednarz w swoim niezawodnym wstępie ponownie przybliża nam postać kolejnego japońskiego twórcy, który możliwie nigdy, by do nas nie trafił, gdyby nie Wydawnictwo Tajfuny. To kolejna drobna w rozmiarach, ale wielka w treści książka wydawnictwa: Choko rezygnuje z kariery gejszy i wpada w objęcia Ryukichiego, syna handlarza akcesoriami fryzjerskimi. Para rozsmakowuje się w miejskim życiu, choć nieraz (i nierzadko z własnego powodu) ma w nim pod górkę. Wiwat małżeństwo to zabawny, słodko-gorzki portret pewnej epoki i pewnego miasta – Osaki, kulinarnej i rozrywkowej stolicy środkowej Japonii.

16/08 – Bardzo jestem ciekawa tej prozy. Wydawnictwo Cyranka ostatnio mnie nie zawodzi. Tym bardziej, że Magazyn Wizje pisze o niej tak: Doskonała proza Łukasza Barysa działa na zmysły niczym najlepsze powieści Elfriede Jelinek.

Pod naszymi domami piętrzą się kości. Można po nie sięgnąć i schować je do kieszeni. Zmarli nie lubią siedzieć w grobach, księżniczka zamienia się w rzekę, włókniarki straszą w centrum handlowym albo opowiadają o dawnych czasach i niedostatku. Bohaterka zmaga się z rodziną, historią i codziennością pełną norm i zasad, do których nie sposób się dostosować. Łukasz Barys prowadzi nas przez cmentarze, szkoły i dzielnice prowincjonalnego miasta, ukazując dorastanie w sposób baśniowy, ale dojmująco prawdziwy.

17/08 – Błyskotliwe, dowcipne i bardzo osobiste teksty, które pierwotnie miały formę wykładów, jakie autorka wygłosiła na uniwersytecie w Cambridge w 2000 roku. Anegdoty, cytaty, literackie odniesienia – mnóstwo dobra dla każdego, kto kocha Atwood i czytanie. 

„Jako dwudziestoletnia poetka, usłyszałam od starszego poety, mężczyzny, że jako poetka nigdy niczego nie osiągnę, jeśli nie będę wcześniej kierowcą ciężarówki, a tym samym nie przekonam się na własnej skórze, jak wygląda życie prawdziwych ludzi. Nie uważam, by między życiem a sztuką zachodziły jakiekolwiek korelacje przyczynowo-skutkowe sprawdzające się w każdych warunkach, a już na pewno nie takie, które objaśniają jakość dzieła; by działały mechaniczne recepty typu „połóż surowiec na fotel kierowcy ciężarówki, a po pewnym czasie otwórz drzwi od strony pasażera i wyjmij znakomitego artystę wysokiej klasy.”

18/08 – Zainteresowało mnie ta książka. Może ze względu na narastającą liczbę osób wierzących w teorie spiskowe? Poznajcie kim są prepersi:

„Przed końcem świata ludzie się przygotowują. Z angielska nazywają siebie prepersami, a porzuceni przez państwo, tym bardziej polegają na sobie. Zaczynają niepozornie, od gromadzenia zapasów: wody, mąki, ryżu, konserw, lekarstw, świec, baterii, tego wszystkiego, co może się przydać. W następnym kroku można sobie zorganizować plecak kryzysowy, gdyby trzeba było szybko ewakuować się z domu – wtedy nie będzie przecież czasu na zastanawianie się i pakowanie; taki zestaw nazywa Bug Out Bag, w skrócie BOB (bo wszystko ma tu swoje skróty, na przykład koniec świata to TEOTWAWKI, od angielskiej frazy the end of the world as we know it – koniec świata, jaki znamy), ale istnieje też pakiet awaryjny na co dzień, z którym lepiej się nie rozstawać (EDC).”

Maciej Jakubowiak wyrusza do źródeł współczesnej wyobraźni i przedziera się przez gąszcz powieści, filmów, seriali, gier komputerowych, memów, doniesień medialnych i scen z życia codziennego, po drodze mijając scenariusze katastrofy klimatycznej, fobie technologiczne, lęki demograficzne i obrazy wojny. A wszystko po to, by zbadać naturę tej dziwnej potrzeby kończenia ze wszystkim. Rzeczywistość miesza się tu ze zmyśleniem, nieskrępowana erudycja z osobistymi końcami świata, fikcyjni politycy komentują działania istniejących prezydentów, a pewien mężczyzna spaceruje w towarzystwie psów i czarnych myśli o przyszłości. Ostatni ludzie to wnikliwe kompendium apokaliptycznej wiedzy i wiwisekcja poetyki katastrofy.

25/08 – Przyciąga wzrok, a przez to uwagę. Według New York Times Book Review „Geniusz tej powieści polega na tym, że Wilson odwraca twoją uwagę za sprawą dziwacznych bohaterów i oszałamiająco śmiesznych zdań, żeby uderzyć, kiedy najmniej się tego spodziewasz. Śmiejesz się tak bardzo, że nawet nie zauważasz, że sama właśnie stanęłaś w płomieniach.” Jeśli chodzi o fabułę, to:

Wydawało się, że Lillian i Madison do siebie nie pasują: pierwsza – utalentowana, ale biedna jak mysz kościelna; druga – piękna i bogata. A jednak w elitarnym liceum z internatem były nierozłącznymi przyjaciółkami. Ich ścieżki rozeszły się, gdy Lillian w wyniku skandalu musiała opuścić szkołę, ale kontakt nigdy całkiem nie ustał. Po latach Lillian otrzymuje list, w którym Madison błaga o pomoc: chce, by przyjaciółka zajęła się opieką nad jej przybranymi dziećmi, bliźniętami z pierwszego małżeństwa męża. Jest jednak pewien haczyk: gdy bliźniaki za bardzo się czymś ekscytują, ulegają… samozapłonowi. Ich skóra staje w płomieniach w przedziwny, ale i piękny sposób. Lillian jest przekonana, że Madison robi jej kawał, okazuje się jednak, że wszystko, co napisała, jest prawdą. Nie mając nic do stracenia poza bezcelowym życiem w rodzinnym domu, Lillian przystaje na propozycję przyjaciółki. Na przestrzeni parnego i ciężkiego lata ona i bliźniaki będą musiały nie tylko sobie zaufać, ale też unikać płomiennej ekscytacji i nie wchodzić w drogę mężowi Madison, spiętemu politykowi. Zaskoczona tym, jak ważne stają się dla niej te przedziwne dzieci, Lillian dochodzi do wniosku, że potrzebuje ich tak samo, jak one potrzebują jej. Może właśnie to jest życie, o jakim zawsze marzyła? Ale czy na pewno?

25/08 – Ja Was tu tylko zostawię z fragmentem „Trylogii kopenhaskiej”. To wybitna książka duńskiej poetki i prozaiczki Tove Ditlevsen w końcu trafia w ręce polskiego czytelnika. W podzielonej na trzy części książce urodzona przed wojną autorka opisuje kolejne etapy swojego burzliwego życia – d­zieciństwo spędzone w ubogiej rodzinie w kopenhaskiej dzielnicy robotniczej, młodość wypełnioną pierwszymi próbami literackimi i miłosnymi tęsknotami oraz dorosłość naznaczoną nieudanymi związkami i głębokim uzależnieniem od opiatów:

Jak to jest napisane!

„Dzieciństwo jest długie i wąskie jak trumna, nie można się z niego wydostać samodzielnie. Istnieje cały czas i wszyscy mogą je zobaczyć równie wyraźnie, jak się widzi zajęczą wargę Pięknego Ludwika. Z Pięknym Ludwikiem jest jak z Piękną Lili, która jest tak brzydka, że trudno sobie wyobrazić, aby kiedykolwiek miała matkę. Wszystko, co brzydkie lub niewydarzone, ludzie nazywają pięknym i nikt nie wie, dlaczego tak jest. Z dzieciństwa nie można się wydostać, ono przykleja się do człowieka jak zapach. Można go wyczuć u innych dzieci, a każde dzieciństwo pachnie inaczej. Swojego zapachu się nie czuje i czasami pojawia się obawa, że jest ono gorsze niż innych. Stoisz i rozmawiasz z inną dziewczynką, której dzieciństwo pachnie popiołem i węglem, a ona nagle odsuwa się o krok, bo poczuła okropny smród dzieciństwa swojej rozmówczyni.”

Zerknijcie na nazwiska na okładce i zastanówcie się czy trzeba tu dodawać jakiekolwiek zachęty? Mocak prezentuje czytelnikom antologię 14 klasycznych esejów filozoficznych, w większości niepublikowanych wcześniej po polsku. Poświęcona jest aspektom ontologicznym, poznawczym i etycznym Zagłady. Porusza zagadnienia sposobów rozumienia i przedstawienia tego ludobójstwa oraz jego wyjątkowości, a także winy i odpowiedzialności sprawców.