Nowy Rok zaczyna się naprawdę dobrze.

Niech nam nie umknie nic od Wydawnictwa Austeria. „Ono” to teksty, które są dokumentem ogromnej wrażliwości. I odwagi. Niewiele jest takich wyznań w literaturze. Są jakby światłem rzuconym na te obszary naszej osobowości, o których zwykle nie chce się wiedzieć ani o nich pamiętać. Są pisane krwią serca, a ich przekaz wzmacnia piękny, pełen subtelności, wyrazisty język”.

(Adam Wodnicki)
„Książka ta zawiera pewne elementy autobiograficzne, czasami dokładne, a czasami nie. Opisane osoby są niekiedy złożone z cech kilku osób, a niekiedy z żadnej. Nie ma postaci absolutnie prawdziwej, a jednak nie ma i fałszywej. Jest starość zagrożona epidemią, jej wyjątkowość w tym okresie, jest zadziwienie, że pomimo galopującej technologii nic i nikt nie potrafi sobie jeszcze poradzić ani ze starością, ani z coronawirusem”.
(Maria Lewińska)
„Księga liter”, opublikowana po raz pierwszy w 1975 roku, formą nawiązuje do Talmudu i innych ksiąg religijnych, treścią – do wielowiekowej spuścizny żydowskiej mistyki. Przeznaczona pierwotnie dla Żydów, którzy niewiele wiedzieli o tradycji przodków, szybko stała się bestsellerem. Jedni czytają ją jako podręcznik hebrajskiej kaligrafii, inni widzą w niej traktat kabalistyczny albo opowieść o chasydzkim folklorze. Zachwycali się nią Elie Wiesel i Isaac Bashevis Singer, który zauważył: „To księga miłości do żydowskich liter. Pozwala nam odczuć to, o czym kabaliści wiedzieli zawsze: że litery alfabetu nie są zwyczajnymi znakami, lecz symbolami naszej historii, naszej filozofii, żydowskiego życia. To niezwykła książka”.
Książkę przetłumaczył Piotr Paziński.

1/01 – Tylko góry będą ci przyjaciółmi. Słowa z więzienia Manus – to relacja z lat, które Behrouz Boochani spędził w australijskim obozie dla uchodźców Manus Regional Processing Centre.

Książka – pieczołowicie wystukiwana na ekranie telefonu komórkowego, przesyłana do przyjaciółki WhatsAppem, fragment po fragmencie, miesiąc po miesiącu, rok po roku – odsłania przed czytelnikiem przejmujący obraz koszmaru, który zamiast ochrony otrzymali uchodźcy porzuceni przez australijski rząd w obozach na Papui-Nowej Gwinei.

Literacko zachwyca, faktograficznie przeraża. Sprawnie balansując pomiędzy poetyckim studium samotności, brutalnym reportażem, komentarzem politycznym a filozoficzną rozprawą – trzyma za gardło, nawołując do działania.

3/01 – Temat wciąż niewyczerpany, nawet jeśli emigrowało się do Francji…

„Wracaj do swojego kraju” – usłyszał od kolegi we francuskiej podstawówce. Szok i niezrozumienie. Do jakiego kraju? Gdy ktoś się urodził we Francji, a rodzice są Polakami o żydowskich korzeniach, nie można uniknąć pytania o pochodzenie. A jednak zazwyczaj o tym nie myślał. Zdarzało mu się kłamać – z przyzwyczajenia czy dla bezpieczeństwa. Rodzice nie kultywowali tradycji, sam nie interesował się historią rodziny. Gdy w związku z pracą zamieszkał na jakiś czas w Izraelu – wszystko się zmieniło…

Zły Żyd Piotra Smolara to opowieść o poszukiwaniu własnej tożsamości. To historia trzech pokoleń: dziadka Grzegorza – dla wielu bohatera, czujnego Żyda, dla innych żarliwego komunisty, ojca Aleksandra – polskiego intelektualisty i działacza opozycji demokratycznej, i wreszcie ich wnuka i syna, Piotra. Wychowanego we Francji Polaka, dziennikarza.

Który z nich zasługuje na miano złego Żyda? A może oni wszyscy?

4/01 – Na tę książkę czekam szczególnie za sprawą przeczytanego fragmentu w Miesięczniku Znak. Wstyd przyznać, ale przygoda z twórczością Snydera dopiero przede mną. Zacznę od nowości, a co mi potem polecicie?

…leżąc na wznak w szpitalnym łóżku z rurkami wychodzącymi z ramion i klatki piersiowej, nie byłem w stanie zacisnąć pięści, ale wyobrażałem sobie, że je zaciskam. Nie mogłem unieść się na łóżku, (…) ale widziałem siebie, jak to robię. Byłem kolejnym pacjentem na kolejnym oddziale szpitalnym, kolejnym zestawem niewydolnych organów, kolejnym nosicielem zakażonej krwi. Jednak nie czułem się tak. Czułem się (…) wściekły.

Co zostanie po twojej wolności, gdy będziesz już pacjentem? Przykuty do łóżka. Zbyt słaby, by samodzielnie nawet się załatwić. Odseparowany od swoich dzieci? Od swoich bliskich? Z dala od ważnych dla ciebie spraw? Czy wtedy będzie mieć znaczenie, jaki jest twój stan konta bądź status społeczny? Pewnie myślisz, że nie. Mylisz się.

Leżąc w szpitalnym łóżku, stawia te pytania, toczony śmiertelną chorobą Timothy Snyder. Wybitny historyk i autor własnym przykładem uświadamia nam, jak cienki jest naskórek naszych wolności. I jak łatwo go przebić. Taka jest rzeczywistość. Ale czy można ją zmienić? Czy opieka zdrowotna nie jest prawem człowieka? Czy państwo w imię naszego dobra może nas więzić? Jak powinien działać system, który nie zamieni łóżka w pryczę, ale nam pomoże wrócić do zdrowia?

„Amerykańska choroba” to refleksja humanisty nad prawdziwym znaczeniem najważniejszego słowa: wolność. Nawet wtedy, gdy się umiera.

13/01 – Tę książkę zapowiem słowami ukochanej Ilony Wiśniewskiej, bo sądzę, że powie o niej więcej niż nota od wydawcy 🙂

Niedługo będziecie mogli przeczytać nową książkę o Spitsbergenie, tym razem napisaną przez tego, który wie o zimnej wyspie chyba wszystko. Jeśli wpadł Wam kiedyś w ręce reportaż Białe, być może pamiętacie i autora, i tytułowego bohatera. Pierwszy sprawił, że pewna Polka zamieszkała na Spitsbergenie, a drugi cieszył się, że nie u niego, bo wiedział, że wraz z kobietami w stacji traperskiej wzrasta zużycie wody i papieru toaletowego. Harald to opowieść głównie o długoletniej przyjaźni między dwoma dojrzałymi mężczyznami, którzy nigdy nie przestali się chichrać.

13/01 – Zacznijmy od fragmentu:

Był drugi lutego, pozostał tydzień do trzydziestych piątych urodzin Heather, która rozpaczliwie patrzyła na to wszystko z werandy na tyłach domu. Cały poranek minął nam na kłótni. Tęskniła za Kalifornią i żałowała, że znowu jest wśród zdewociałych mieszkańców Saint Augustine. Kiedy wyjeżdżałam w trasę, czuła się samotna i odosobniona. Ze swoim upodobaniem do ciemnego makijażu i czarnych ubrań bardzo rzucała się w oczy w mieście pełnym pickupów, restauracji Chick-fil-A i powtykanych w trawniki tabliczek z hasłem „BÓG NIENAWIDZI PEDAŁÓW”. Niektórzy sąsiedzi mieli ją za satanistkę. Uznałam, że to chwila równie dobra jak każda inna.

Co do treści:  Choć w akcie urodzenia Laury Jane Grace widniały imiona Thomas James, od dzieciństwa czuła, że do niej nie pasują. Bycie synem żołnierza, anarchistą i liderem popularnego punkowego zespołu Against Me! nie wystarczało. Chciała być nią. Córką, anarchistką, liderką. W świecie punk rocka, gdzie czas wyznaczają kolejne koncerty, butelki whisky i wciągnięte kreski, gniew, niepewność i zagubienie stają się jeszcze bardziej dojmujące. Grace, nie dopuszczając do głosu prawdziwego „ja”, rzuca się w wir uzależnień, niszczy rodzinę, próbuje tłumić pragnienie tranzycji, a ustalanie własnej tożsamości staje się poważnym źródłem napięcia w jej codzienności. Codzienności, w której jak mantra wraca zdanie: „Nie zawracaj sobie głowy dopasowywaniem się do szufladki, którą wymyślił dla ciebie ktoś inny”. Trans to kronika akceptowania własnej seksualności oraz gorzka opowieść o cenie, którą trzeba zapłacić, by żyć w zgodzie ze sobą.

13/01 – Kolejny tom Pamiętnika przynosi głęboki namysł nad rozpędzoną współczesną cywilizacją. W swoich zapiskach dzień po dniu pisarz ocala najważniejsze fragmenty świata: prawdę historyczną, pamięć o ludziach i wydarzeniach, literaturę, która się nie starzeje, portrety bliskich mu osób, nawet resztki przyrody. Nie przestaje też czujnie przyglądać się Historii i przestrzega, abyśmy nie ulegli złu po raz kolejny.

„Jedna długowłosa blondyna zagląda do mnie przez szparę w kotarze, wypytuje mnie o szczegóły mojej choroby i mówi, że gdyby ona tak straciła niezależność (independence), to wolałaby nie żyć. Ja też bym wolał, ale boję się powiedzieć, bo a nuż to prowokatorka, która ma obowiązek zawiadomić przełożonych i znajdę się pod specjalnym nadzorem jako potencjalny samobójca do reszty ubezwłasnowolniony jako niepoczytalny. Nigdy nie mija mojego łóżka obojętnie: Muszę porozmawiać z moim przyjacielem Henrym. Chcę ją spytać, czy zna jakichś humanitarystów, którzy zabijają z miłosierdzia – nazywa się to mercy killing – ale nie mam odwagi i pytam tylko, czy to jest legalne. Okazuje się, że nie w Wirginii. Chętnie bym dopłacił, żeby mnie wykradli do bardziej miłosiernego stanu, czego oczywiście nie mówię, lecz i tak wkrótce przychodzi do mnie młody specjalista z serią fachowych pytań, między innymi, jak często myślę o samobójstwie. Odpowiadam, że nie częściej niż dawniej, co jest kłamstwem, bo cały czas się rozglądam za jakąś możliwością”.

15/01 – To jedna z najbardziej wyczekiwanych przeze mnie publikacji tego roku autorki jednego z moich ukochanych komiksów! Warto jednak zerknąć na wszystkie publikacje tego miesiąca od Kultury Gniewu, bo równie bardzo intryguje „Jestem życie” i „Jestem śmierć”.

Nowy graficzny memuar Wandy Hagedorn, autorki głośnej „Totalnie nie nostalgii”! Tym razem nie jest to opowieść zanurzona głęboko w polskiej historii, rozprawiająca się z dzieciństwem i młodością autorki w czasach PRLu. W „Twarzy, brzuchu, głowie” Wanda Hagedorn postanowiła przyjrzeć się… ukobiecaniu.

„Ukobiecanie – ukułam ten termin na określenie wieloletniego i wieloetapowego procederu instruowania dziewczynek, jak być dziewczynkami według przepisu patriarchalnego”.

Ukobiecanie jest powodem wielu problemów doświadczanych przez kobiety. Wśród nich są m.in. zaburzone relacje z twarzą i ciałem, ale też psychiczne i emocjonalne konsekwencje, jakie z tego płyną. Temu wszystkiemu przygląda się Wanda w swoim nowym komiksie.

„Twarz, brzuch, głowa” – tytuł pochodzi od tytułów jego trzech rozdziałów – to podobnie jak „Totalnie nie nostalgia” opowieść bardzo osobista, gdzie intymne doświadczenia Wandy przenikają się z cytatami z tekstów feministek i refleksjami na temat natury współczesnego świata, który cały czas potrzebuje antypatriarchalnej rewolucji.

Do współpracy przy tej autobiograficznej opowieści Wanda Hagedorn zaprosiła niezwykle utalentowaną ilustratorkę, rysowniczkę, animatorkę Olę Szmidę, dla której jest to komiksowy pełnometrażowy debiut.

20/01 – Oto książka, która może ciekawie korespondować z książką Snydera:

Choroba nigdy nie jest neutralna, leczenie nigdy nie jest wolne od ideologii, a śmiertelność od polityki – pisze Anne Boyer. Obumarła to próba znalezienia języka opisującego doświadczenie chorowania, to głęboki dialog z intelektualistami, którzy opisywali własną chorobę – Eliuszem Arystydesem, Johnem Donne’em, Virginią Woolf czy Susan Sontag. Boyer analizuje, kim staje się – czy też przestaje być – człowiek chory, i sugeruje, że rak może być wyzwoleniem, może stanowić prostą instrukcję życia, która sprowadza się do jednego: „przetrwać”. To intymny dziennik zmagań z nowotworem, pisany w fatalnym samopoczuciu i z żądzą prawdziwego doświadczenia, gęsty esej mocno osadzony w mitologii, popkulturze i feminizmie. To także bezlitosna krytyka neoliberalnej służby zdrowia, „kultury różowej wstążki” i medialnego faworyzowania tych, które „ocalały” dzięki właściwemu zarządzaniu samą sobą i swoją chorobą.

„Pieprzyć szkodliwą kancerogenosferę rasistowskiego kapitalistycznego patriarchatu!” – krzyczy autorka i bohaterka tego niepokojącego traktatu o chorowaniu, który staje się hołdem złożonym epokowemu dziełu Susan Sontag. I spektakularną próbą stworzenia autentycznego języka chorego ciała.

 

20/01 – Za motto do tej książki mogłoby służyć hasło, które w latach dziewięćdziesiątych towarzyszyło kampanii reklamowej filmu Matrix. Miało ono postać pytania: czy kiedykolwiek wydawało ci się, że z tym światem jest coś nie tak? Domyślna odpowiedź jest oczywiście twierdząca. Powszechne zwłaszcza dzisiaj, kiedy światem nieustannie wstrząsają kolejne kryzysy. Kiedy rozpadają się kolejne z pozoru nienaruszalne struktury życia społecznego. I kiedy perspektywa takiej czy innej apokalipsy – na skutek zmian klimatu, wojny nuklearnej, wielkiej pandemii albo buntu biednych przeciwko bogatym – wydaje się więcej niż prawdopodobna. Jeśli dodamy do tego media społecznościowe i internet, które zamiast – jak o tym niegdyś marzono – sprzyjać budowie globalnej wspólnoty, wzmacniają tylko nasze naturalne tendencje do zamykania się w niewielkich totemicznych plemionach bańkach, krajobraz robi się jeszcze bardziej problematyczny.

Ta książka bierze się z przekonania, że właśnie w takim świecie – ba, nade wszystko w takim – dystans, niespieszna analiza unikająca łatwych utożsamień i zbiorowych odruchów są potrzebne co najmniej tak samo jak maseczki w czasie pandemii. Bo choć w erze obrazu, emotikonu i bezzwłocznego działania myślenie i rozumienie nie cieszą się specjalną estymą – nic bez nich nigdy nie zmienimy na lepsze, nie będziemy bowiem wiedzieć, co by należało zmienić i dlaczego.

Natomiast nowe Wydawnictwo Próby szykuje dla nas jeszcze w nieokreślonym terminie kolejną cenną pozycję:

Niepublikowane dzienniki Józefa Czapskiego prowadzone w latach 1942–1944 już po wyjściu z sowieckiego obozu, podczas wędrówki z Armią Andersa z Rosji przez Bliski Wschód aż do Włoch. Wyjątkowe dzieło literackie i cenne świadectwo historyczne. Prowadzenie dziennika Czapski nazywał „kontrolą oddechu dnia”. Codzienny rytuał zapisywania i rysowania był dla niego równie ważny jak kontakt z ludźmi, a rozłąka z dziennikiem równie bolesna jak rozstanie z bliskimi. W dzienniku miały początek wszystkie jego szkice literackie i obrazy. Zeszyty wypełnione rysunkami i niemal hieroglificznymi zapiskami były repozytorium pamięci i inspiracji malarskich. Są całościowym zapisem twórczości Czapskiego jako malarza, myśliciela i pisarza.