Do dziś z głowy nie wychodzi mi jedno zadane pytanie i jedna bolesna odpowiedź, która padła w poprzedniej książce Mikołaja Grynberga, „Księga wyjścia”, Przytoczę je tutaj:

– Polskie społeczeństwo zdało egzamin w marcu sześćdziesiątego ósmego? – W każdym społeczeństwo większość to są zakute łby. W Polsce i w Izraelu, w innych krajach. – Józek, to znaczy, że nigdy żadne społeczeństwo nie zda egzaminu? – Zawsze wiele zależy od tego co robi mała grupa zwana inteligencją. W Izraelu, w Polsce, w Stanach czy w Szwecji wszystko idzie teraz skrajnie, w stronę nacjonalizmu. – Nie jesteś optymistą? – A ty jesteś? – (…) Jedna nasza koleżanka mówi o tym wszystkim: nas wyjechano.

Mikołaj Grynberg, mistrz pytań i prowadzenia rozmów. Trzeba mieć zmysł i niesamowitą wrażliwość do prowadzenia tak ważnych dialogów. Autor bez wątpienia wiedzie prym w kulturze odbywania rozmowy i potrafi ściąć czytelnika nagromadzeniem trafnych pytań. Bo słuchać to jedno, ale wiedzieć o co i jak zapytać, to już odrębny talent. Do tej pory po lekturach Grynberga trudno było mi wstać, pozbierać się i odnaleźć jakieś skrawki optymizmu w ludzkości i polskiej rzeczywistości. Grynberg mnie rozgniatał. Jego rozmowy były tak intensywne i żywe, że wypalały się na skórze bólem ocalałych i tych, którzy dziedziczą traumę. Autor nasłuchał się tak wiele nienawistnych komentarzy przez swoją reporterską dociekliwość, że po serii spotkań wokół swej ostatniej książki, orzekł, że zarzuci literaturę faktu. Oznajmił, że czas odpocząć i poszukać. Wykombinować nowe narzędzia ekspresji. Wcześniej jednak przyszedł jeszcze „Rejwach”. Wrażenia po niej siedzą we mnie do dziś. Przy okazji premiery najnowszej pozycji, często otrzymywałam zapytania od czego powinno zacząć się lekturę Grynberga. Czy „Poufne” można czytać bez znajomości poprzednich?

Nie wiedziała, co przynosi koniec wojny, ale widać było, że dorosłym sprawia wielką radość. 

Trudno pozostać obiektywną udzielając odpowiedzi, gdy „Rejwach” trzasnął mnie obuchem. Mikołaj Grynberg w tej niewielkiej książce skondensował w najbardziej obszerny i dotkliwy sposób traumę Żydów, wpisując ją w nieustannie skomplikowane relacje polsko-żydowskie, uśpiony antysemityzm, niedającą się wyplenić kulturę strachu oraz życie przeżywane w zaprzeczeniu i ukrywaniu własnego pochodzenia. Matka zaprowadzająca córkę na cmentarz żydowski co sprawi, że dopiero nauczy się bycia córką dla swojej matki. Ojciec wyznający po latach przy wigilijnym stole, że chciał zabić siebie i swoje dzieci. Babcia oświadczająca na łożu śmierci, że jest Żydówką: „Historię rodziny zaczyna opowiadać. O tych pana gettach, obozach, Auschwitzach, siostrach, braciach, gazie i całej reszcie. (…)I powiem panu, że nie było jak w żydowskim dowcipie.”„Rejwach” dla mnie to też rzecz o niemożności opowiadania, o ocalałych od Zagłady, ale uśmierconych w słowach i opowieściach swoich traum, o tych którym odebrano język. Po jej lekturze nawoływałam: Obyśmy tą książką nauczyli się „opowiadać wszystko”. Wciąż apeluję. Czytajcie „Rejwach”. Wszyscy.

Mama woziła ją do paryskiego parku Buttes Chaumont, by ojcieć mógł na nią popatrzeć. Siadała na ławce, wózek na brzegu ścieżki, przy samych krzakach. Obracała go tak, żeby dziecko patrzyło w stronę, gdzie ukryty był tata. Trwało to kilka miesięcy, aż krzaki opustoszały. Nie było już liści ani schowanego w nich ojca. Francuskie koleje państwowe odwiozły go tam, dokąd z całej Europy zwożono takich jak on. Wtedy nie wiedziała jeszcze, czym jest tęsknota za łysiejącą głową w okularach wystającą z miejskiej zieleni. 

A teraz przybywa do nas „Poufne”. Sam tytuł szepcze nam do ucha. Zapowiada coś intymnego, prywatnego, spokojnego. Może nas tak nie poszarpie tym razem? Choć jest to twór mocno autobiograficzny, to autor odżegnuje się ostro od odczytywania tej książki wyłącznie jako zdradzanie „poufnych” fragmentów własnego życiorysu. Grynberg przyznaje, że zlepił ludzkie opowieści, zebrał kawałki, by stworzyć swoją czysto prozatorską próbę literatury. To ważne. Ważne, byśmy pamiętali, bo źródło doceniania danej pozycji często wypływa z oczekiwań i podejścia odbiorcy. Jeśli nastawiacie się na ciężar i dramat, to nie znajdziecie tutaj takiego ich ogromu jak w poprzednich książkach autorach. To najlżejsza, na jaką mógł się wysilić – przyznaje. Usiadłam i przeczytałam ją w jeden dzień i oczywiście karciłam za to swoje oczy i odbieranie. Za szybko. Zbyt łapczywie. Ponownie się kajam.

Wyrośli w rodzinach rozjechanych przez historię.

Bohater jest tutaj jakby zbiorowy, bo jest nim syn, a syn potem staje się ojcem, jest i dziadek oraz wnuk. To, na co liczy autor po lekturze jego najnowszej książki o pewnej żydowskiej rodzinie, to próba odnalezienia czegoś uniwersalnego, co odniesiemy do własnych rodzinnych perypetii i przeżyć. Spotkamy się tutaj z powojennymi losami rodziny, a temat, który będzie tym razem najbardziej wypływać, to miłość. Tak. Miłość. Bo choć momentami będą to niewesołe losy, wiejące grozą i odseparowaniem, to przecież przeżycie i odnalezienie miłości po tak niewymownym horrorze, zakrawa na jeden z największych cudów.

Chyba, że umiesz wyprzedzić bieg wydarzeń i zaklinając przyszłość, napisać dobre zakończenie. 

Czy to zdanie otwierające „Poufne” brzmi znajomo? Powinno dla niektórych, bo to zdanie zamykające „Rejwach”. Są tu piękne klamry, przeplatające się wątki, sposoby wypowiadania. Są tu zdania mocne, zapadające w pamięć, ponieważ tym razem nie chodzi o to, by obciążać, ale wręcz pocieszać, jakby Grynberg chciał strząsnąć ze swoich barków wszystkie obolałe opowieści, które w nim „odłożono”. Już na pierwszej stronie oznajmia: Wynurz głowę z rejwachu przeszłości. Po czym pyta bezpośrednio: Zastanawiałeś się kiedyś nad tym? Czy dobrze żyjesz? Czyim życiem żyjesz? Już nie chodzi o to, czy byliby z ciebie dumni, skończyło się. O jutrze myśl od dzisiaj. Zatem jasno sygnalizuje, czas wyjść z przeszłości i jej traum. Co potrafisz – opowiedz trenami. – dodaje narrator, czyli zapowiada pewną chęć zamknięcia danego etapu w życiu. Tren jako epitafium, które coś zamyka, dowiadujemy się od autora w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej”. W tym samym wywiadzie przyznaje, że nie lubi „dłużyzn”, dlatego gdy chodziło o jego książki-rozmowy, te były długie, ponieważ oddawał głos rozmówcom. Gdy jednak chodzi o jego prozatorskie próby, to sięga po krótsze formy, taką też jest książka „Poufne”. Nie będzie się nam dłużyć. Ta książka ma wiele zapachów, pamiątek, działa na wszystkie zmysły.

Nie pojechali w świat. Historie ich rodzin mówiły, że trzeba zrobić wszystko, by nie dać się rozdzielić.

Czekają na nas krótkie formy.  Jednak ich mało rozpasła długość nie wpływa na fakt, że niektóre te krótkie zdania stawały mi łzami w oczach. Jak to jest musieć wiecznie przychodzić 15 minut przed czasem, bo dziadek z balkonu wrzeszczy na każde spóźnienie z obawy przed tym, że rodzinę spotkała po drodze jakaś tragedia? Jak to jest ojca widzieć tylko w krzakach i widzenie go ograniczać tylko do udawanych spacerów?Jak to jest, że zamiast mamy przed dzieckiem staje czarownica bez zębów, która w najmniejszy sposób nie pasuje do znajomego, matczynego wspomnienia? Jak to jest nie wyjechać nigdy z kraju z obawy przed rozdzieleniem rodziny, mimo że zagrożeń już brak? jak to jest odkładać wszystkie pytania, jakie chce się zadać ojcu, na „tuż przed śmiercią”? To wszystko przekazane jest językiem czułości. To przede wszystkim wynoszę z „Poufnego”. Przetrwanie, które odłożyło się w trzech pokoleniach czułością i wzajemną troską. Tym kończy Grynberg, zapina klamrę troską o potomstwo i troskę potomstwa o rodziców oraz jak to wszystko razem pogodzić i potrafić przyjąć. Wyszeptał Nam Grynberg wiele poufnie, z pewnością trzeba zwolnić, by to wyczytać, poczuć i docenić. Nie umniejszać.

Zerkam teraz na okładkę, a tam stół zastawiony czterema talerzami. Rodzinny posiłek czekający na przybyłych, którzy choć przyjdą przed czasem, zostaną zrugani czułością troski, która dawno temu porzuciła w sobie element strachu o bliskich? Ten zostaje za drzwiami. Opowieści zrzucają ciężar gatunkowy poprzednich dzieł Grynberga i myślą nareszcie o jutrze. Jakakolwiek brutalność nie umyka naszym sercom, chowa się w zdaniach, drobnych anegdotach, skromnych puentach tych poufnych opowieści. Moim okiem, Grynberg osiągnął, co zamierzał, zobrazował przepływ przeszłości Żydowskiej rodziny i sposób w jaki taka rodzina próbuje przeżyć kolejne pokolenia w zgodzie. Czytelnik jedynie zasiada przy tym stole z okładki i pozostaje mu uważnie wysłuchać tych pięknych zdań, które Grynberg z poetycką finezją potrafi tworzyć, a które ja Wam tutaj przemycam.

Wyrośli w domu, który pachniał domem.

Będę się teraz nazywała tak jak przez pierwsze sześć lat życia. Znowu będę córką mojego ojca. 

Chodziła na pogrzeby oglądać cudze łzy.

Ludzie chorowali tam na tyfus i brak numerków na życie. To pierwsze było po prostu śmiertelne, na drugie medycyna nie znała lekarstwa. 

Polska jest krajem, który gdy zechce, potrafi poświęcić część swoich obywateli.

I ja to tak tu zostawię.

Mikołaj Grynberg, Poufne, czerwiec 2020, Wydawnictwo Czarne