Codziennie oglądaliśmy programy, z których wynikało, że Albańczycy są najszczęśliwszymi ludźmi na świecie, i wierzyłem w nie, mimo, że cały kraj był otoczony drutem kolczastym, a żeby pojechać do przygranicznej wioski, potrzebowałem specjalnego pozwolenia. Jeśli coś poruszyło ogrodzeniem, sygnał był natychmiast przesyłany do wieży wartowniczej. Każdemu uciekinierowi strażnik mógł strzelić w plecy. 

Wprawdzie nie mieliśmy obozów, które przerabiały ludzi na mydło, ale mieliśmy najlepiej strzeżone granice na świecie. 

Miewam ulotną pamięć. Chciałabym pamiętać każdą książką, która przeczytam do ostatniego szczegółu. Książki, które wgryzają się we mnie najgłębiej, to te które były dla mnie wybitne. Po lekturze zamieszkują we mnie zapachy, obrazy, zaskakujące zwroty akcji, niespotykane koncepty oraz użyty język. „Bukareszt. Kurz i krew”, poprzedni reportaż Małgorzaty Rejmer z 2013 roku, to jedna z książek, które przywróciły mnie książkowemu światu. Bukareszt w słowach Rejmer żył, oddychał, miał swój zapach, kolory, aurę. Nie inaczej jest w opisywanej przez Rejmer Albanii. W „Błoto słodsze niż miód” język wymyka się standardom i suchym faktom. „Głosy komunistycznej Albanii” – głosi dopisek. Trochę bym go zmodyfikowała. Rejmer udziela głosu nie tylko Albanii, ale ludziom, możliwie najsilniejszym, jakich spotkałam w literaturze.

Albania w słowach Rejmer to żywy organizm. Plastyczne odwzorowanie danej nacji. Odlanie jej historii, cech, przywar w formie językowej maestrii. Historia to nie tylko lista zdarzeń i numery w statystykach zabitych, internowanych czy torturowanych. Jednak powiedzmy to na głos. Dodajmy, że co czwarty obywatel był donosicielem:

W lipcu 1991 zbrodnie reżimu przybrały formę statystyk.
34 135 więźniów politycznych. 
6027 zamordowanych. 
984 osób zmarło w więzieniach, 
a 308 postradało zmysły wskutek tortur. 
59 000 internowanych, 
a 7 000 zginęło w obozach.

W reportażu Rejmer poznacie kraj, w którym komunizm był niczym codzienny gwałt, mały Holocaust. 40-letni terror dyktatora Envera Hodży był okresem nie tyle, co idei, ale czasowników. Obywatele jedli, pracowali, umierali. Kraj, w którym czytanie większości książek było surowo wzbronione, a jednocześnie rzeczywistość z „Procesu” Franza Kafki była codziennością Albańczyków. Kraj, w którym za chociażby kibicowanie obcej drużynie groziło 8 lat więzienia. Kraj, gdzie zamordowano piękno sztuki celem zbiorowej głupoty. Gdzie ojciec karci córkę, która nuci w domu włoskie piosenki. Zagranica to największy wróg. Gdzie brat donosi na brata, buty stają się luksusem i metaforą zmęczenia, dlatego nie dziwi, że współcześni obywatele noszą się pstrokato. Dla Envera nawet ZSRR i Chiny były za mało komunistyczne. Kraj, w którym dzieci nie znały smaku czekolady, karmelków, a puszka Coca-cola była mylona z bombą. Kraj, w którym komunizm mieszkał nawet w ciele kobiet. Miały one rodzić robotników i żołnierzy – aborcja i antykoncepcja było zabronione.

Chciałabym, byście razem ze mną przyjrzeli się dwóm aspektom wybitności tego reportażu. Pierwszy to dobór bohaterów i sposób wprowadzania ich historii. To coś jednocześnie nieuchwytnego, ale też namacalnego. Nie da się przełożyć sposobu przedstawiania postaci do recenzji, bo popsuję Wam wartość lektury. Dlatego podkreślę, że widać wyraźnie, że Małgorzata Rejmer poświęciła kilka lat życia na zbliżenie się do serca Albanii, które drzemie w jego obywatelach. Wysłuchamy ludzi, którzy reżim przeżyli, tych, którzy się w nim urodzili i przez niego zginęli. Zatwardziałych przeciwników i zagorzałych zwolenników. Wysłuchamy przykładowo siedemdziesięcioletniego Stefana, który tak bardzo jest wytresowany w wybiórczym doborze informacji, że sam jest jedynym władcą swojej opowieści, Rejmer nie może przekroczyć wyznaczonych przez niego granic. I szacunek dla niej za to, że tych granic nachalnie nie przekracza.

To, czym Rejmer zaskarbia większość czytelników to jej barwny język i samozwańcze idiomy. Przez drobne, dyskretne zabiegi językowe Albania wydaje się niemal truchłem, które człowiek błyskawicznie chce zgłębić. Spójrzmy chociażby na to zdanie: Umarł był wujaszek Enver. Wujaszek Enver, gdy mowa o bezwzględnym dyktatorze. Ale zdanie potrzebne, by pojąć zbiorowe szaleństwo Albanii zwane komunizmem, gdzie  strach mieszał się z dozgonną wiernością wodzowi. Taki sposób pisania pozwala czytelnikowi przybliżyć się do zrozumienia zależności Albańczyków od swojego władcy.

Wyobraź to sobie: życie jest skomplikowaną maszynerią, do której przytroczono wiele lin. Człowiek musi je odciąć, żeby machina stanęła. Przecina pierwszą: miłość do dzieci. Ale maszyneria nadal pracuje. Przecina drugą: miłość do żony. Ale mechanizm wciąż działa. Wreszcie przecina ostatnią: miłość do życia. Teraz może już przejść na drugą stronę, na stronę śmierci. I wtedy otwierają się drzwi i wchodzi posłaniec. 

Rejmer nie używa jednak tandetnych metafor. Przedstawia Albanię jako kiepską machinę, odwracającą się od Chin. Albania dostaje wtedy zadyszki, krztusi się, zacina. Albo też to zdanie: Oko władzy się otwiera, żyły na skroni nabrzmiewają. Nawet reżim „dostaje” oczu i nabrzmiewających żył. Co lepiej wyrazi nieustanny strach przed obserwacją i inwigilacją? Albania wykonuje czynności, jest żywą istotą. U Rejmer każde zdanie oddycha swoim powietrzem i wchłania się w czytelnika. Osiada ołowiem na płucach i sercu. Majstersztykiem jest jednak to, że Rejmer przy tym ciężarze jakimś cudem udaje się zachować językową czułość, która niesie pewne pocieszenie. Autorka nadała ludzkich cech pozornie zwyczajnemu miejscu na mapie świata. To nie tylko świetny zabieg językowy i zabawa naszą wyobraźnią, ale gwarant gruntownego reportażu autorki zaangażowanej w życie kraju i ich mieszkańców. Na uwagę zasługuje też fakt, że nie znajdziecie tutaj Małgorzaty Rejmer. Wyciszyła swój głos, podsunęła megafon pod historie swoich rozmówców. Unika też porównań i analogii. Nie sięgnie do historii innych krajów, reżimów czy polskich represji. Rejmer ujawnia się tylko w swoim języku i konstrukcji.

Enver Hoxha za wszelką cenę próbował stworzyć nowego albańskiego człowieka, ale stworzył potwora, który po jego śmierci dał się porwać kapitalizmowi. (…) Kapitalizm przyniósł chaos, brak bezpieczeństwa i nierówności, a im trudniejsze było życie, tym bardziej wzmacniał się mit komunizmu jako czasu sprawiedliwego. Nasza transformacja przedłuża się w nieskończoność, jest okrutna i bezwzględna dla słabych, i to ona wykreowała nostalgię za komunizmem, kolejny rak, który trawi albańskie społeczeństwo. 

Ilość nagromadzonych absurdów i wyhodowana wierność do wodza, wujaszka, porusza obywatela świata z otwartymi granicami i samodzielnym myśleniem. Rejmer trafnie podsumowuje nie tylko to, co minione, ale obecne. To chciwe rzucenie się na kapitalizm, które podlewa tęsknotę za uschniętym komunizmem. Albania to wciąż kraj, w którym kaci zasiadają do stołu z ofiarami. Kraj, gdzie winni nie czują się winni, dlatego trudno im wybaczyć i żyć normalnie oddychając pełną piersią demokratycznej wolności.

Rejmer zapuszcza sondę w szeroki horyzont komunizmu, który wciąż jest widoczny w dzisiejszej Albanii. Geneza systemu i jego nieodwracalnych krzywd wciąż drzemie w truchle tego kraju. Autorka posiłkuje się jakby odosobnionymi, pojedynczymi historiami ludzi, które koniec końców składają się na kolektyw, symfonię, a jednocześnie niesłyszalny w Europie krzyk skutków srogiego totalitaryzmu XX wieku. 

Gdybym się urodził w dzisiejszych czasach, nie zdawałbym sobie sprawy, jak silną istotą może być człowiek. 

Ktoś żyjący w dzisiejszych, wygodnych czasach może nie wiedzieć jak silny potrafi być człowiek. Ta książka i dzieje komunistycznych represji jednej nacji wybrzmią w nas głośno tym przesłaniem i dobitnie nam to uświadomią.

 

Błoto słodsze niż miód. Głosy komunistycznej Albanii, Małgorzata Rejmer, październik 2018, Wydawnictwo Czarne