20 sierpnia po przebudzeniu czekały na mnie dwie wiadomości. Tłumacz książek, niezastąpiony Grzegorz Szymczak, dał mi znać, że właśnie na polski rynek trafia kolejna powieść Siergieja Lebiediewa „Debiutant”. Dosłownie tuż przed odczytaniem tej wiadomości, czytałam artykuł donoszący o tym, że rosyjski opozycjonista Aleksiej Nawalny został otruty. 2 września z kolei Niemcy donieśli, że mają dowody, że użytą trucizną był nowiczok. Zbieżność tych dwóch wydarzeń już najeżyła mi skórę i spowodowała, że natychmiastowo rzuciłam się w wir lektury. Dlaczego? Lebiediew jasno odnosi się w swojej najnowszej powieści do wydarzeń z 2018 roku, kiedy to neurotoksyną próbowano otruć byłego pułkownika GRU Siergieja Skripala i jego córkę. Nosiła nazwę nowiczok, czyli nowicjusz…Zatem nie sprawi Wam trudności domyślenie się skąd tytuł powieści „Debiutant”, w której to zostajemy tym razem zabrani do tajnego laboratorium, w którym tworzy się broń biologiczną bądź trucizny mające na celu likwidowanie niewygodnych obywateli. Jeśli czytaliście poprzednie powieści autora, to możecie się spodziewać, że Lebiediew swoją najnowszą powieści robi znacznie więcej.

Siergiej Lebiediew jest pisarzem, który waży słowa. Jest w tym ekspertem. Przechadza się po swoich opowieściach i zbiera je jak coś najbardziej drogocennego. Czuć w jego prozie szacunek do słowa pisanego. Mam wrażenie, że w jego twórczości nie pada żadne zbędne słowo. Wszystko jest „po coś”. W przypadku jego twórczości jest to pełne oddanie tematyce historii własnego kraju i budzenie świadomości o jej zawiłościach, ciągłych reperkusjach. Cenię dodatkowo to jak przyroda staje się nie tylko tłem wydarzeń, ale jego narratorem, który podkreśla ważkość tego, co zaraz nastąpi w fabule. Od tego przykładowo zaczyna swoją powieść „Dzieci Kronosa” – od burzy. Przyroda maluje nastrój na płótnie niepokojących zdarzeń. Czujemy każdy złowieszczy powiew, widzimy gromadzące się chmury i wiatr, który zaraz się zerwie, by nie tylko porozrzucać rzeczy po całym gospodarstwie i wybić szybę w oknie babci narratora, ale też po to, by wykrzesać wspomnienia.

„Nie ma pamięci – nie ma strachu” – wyzna narrator na początku powieści, tym samym  zapowiadając ton, kreśląc nastrój i kolejne śledztwo pamięci, które serwuje nam Lebiediew w „Dzieciach Kronosa”, która przyniosła autorowi nominację i ścisły finał Literackiej Nagrody Europy Środkowej Angelus drugi rok z rzędu, a to osiąga jako pierwszy pisarz w historii. Na polskich rynku ukazała się właśnie ponownie nakładem Wydawnictwa Claroscuro najnowsza powieść autora „Debiutant”. Po raz trzeci wybitnie przetłumaczona przez Grzegorza Szymczaka. „Debiutant” tylko potwierdza jego status jako jednego z najważniejszych rosyjskich pisarzy młodego pokolenia. Nie będę osamotniona w twierdzeniu, że chyba najwyższy czas zasłużenie otrzymać Angelusa.

Lebiediew w „Granicy zapomnienia” wyrusza wstecz, a żeby to zrobić tworzy wnikliwego i czułego bohatera, który nam to wszystko opowie, przestudiuje, wybebeszy. W „Dzieciach Kronosa” jest to Kiriłł, a w aurę „Debiutanta” wprowadza nas Wiryn. Wiryn wraz z postępującym u niego wiekiem zaczyna zasnuwać swój rozsądek podejrzeniami bez żadnych podstaw. Poznajemy go po trzydziestu latach od jego ucieczki, nadchodzi jej rocznica i jakby starzejące się ciało chciało mu to zasygnalizować. Ucieczki, która zmusiła go do zmiany niemal wszystkiego. Poczynając od nazwiska, które teraz brzmi Michalski, przez nową twarz od chirurga plastycznego i szkieł kontaktowych, kończąc na wkładach do butów powiększających wzrost. Zmian tak licznych, że czytelnika aż przechodzą ciarki od pierwszej strony tej wyliczanki. „Debiutant” pojawi się w Rosji nieco później, polski czytelnik może się nim zachwycać już teraz.

Te nocne słowa zniweczyły niewidoczną, pełną ciepła i delikatności atmosferę, która panowała w jego domu, pozostawiły ziejące wyłomy, skąd powiewało niepewnością i strachem. Strach stał się przyprawą do wszystkich dań, cieniem wszystkich uczuć, echem wszystkich dźwięków. Usunął ze świata poręcze, podpory, skradł zakorzenione już poczucie równowagi, pozbawił zręczności.  

Musicie wiedzieć, że nikt nie pisze i nie kreuje świata tak, jak Siergiej. Nie inaczej jest w „Debiutancie”. Wszystko od razu staje nam przed oczami. Jego język sprawia, że nie tylko się materializuje, ale wiemy, że coś sygnalizuje. Przed czymś ostrzega, coś zwiastuje, przyroda i otoczenie są równie istotnymi narratorami. Chociażby osa kąsająca go w szyję rodzi złowieszcze podejrzenia. Zaledwie 20 stron, a czytelnik sam szuka już wszędzie niespodziewanego, zakamuflowanego ataku.
Lebiediew stopniowo będzie nam kreślił fabularny labirynt, który ostatecznie doprowadzi nas do rozwiązania tego kim będzie chemik Kalitin, główna postać tej frapującej powieści. Zacznie od chwytliwego opisu dzieciństwa w podziwie wujka Igora. Poznamy wszystkie czynniki przyczyniające się do tego, że stanie się chemikiem. Siergiej znów enigmatyczne buduje ciekawych bohaterów posiłkując się drobnymi elementami narracji. Niczym zabawa w chowanego w dzieciństwie, pierwsze kuszenie nieznanym czy zamknięte drzwi najbardziej oddalonego pokoju, które kusiły młodego Kalitina, by zajrzał do tajnego świata chemii i swojego podziwianego „wujka”. Lebiediew nie tylko stworzy dla nas chwytliwą narrację, gdzie thriller wydaje się być stuprocentową prawdą, ale przede wszystkim zbuduje opowieść, która pozwoli czytelnikowi być dosłownym świadkiem narodzin zła. A to zło ma więcej niż jedną twarz.

Kolejną manifestacją zła będzie postać Szerniewa. Prędko zorientujemy się, że nie ma on moralnie czystej przeszłości, dopuszczał się czynów wymaganych od wojny, które w konsekwencji oddalają go od rodziny, co Siergiej znów potrafi boleśnie rozrysować językiem swojej opowieści. Użyje do tego wchodząc głębiej w bolesną relację z synem, który podświadomie boi się ojca, nie potrafiąc zlokalizować źródła tego strachu.
Będziemy wracać do młodości Katilina, podejrzanych rozmów między rodzicami, dowiemy się co mu jest dziś i kim jest dzisiaj. Że okrutny los zakpił z jego zdrowia i choć jest mistrzem w niszczeniu komórek, swoich własnych uratować nie zdoła. On, „twórca śmierci, która nie pozostawia śladów. Świadomy tego, ze strach to najlepsza trucizna, pochodzący z kraju bezmiernie łasego na śmierć i składane mu honory”.
Siergiej opisuje nawet proces powstawania Wyspy, wchodzi w jej historię oraz w proces jak się tworzy teren niewidoczny dla wroga.
Ukształtowało się w nim ostre, jakby wypożyczone, wyczulenie na kłamstwo, na śledzenie, na „pluskwy”, na niebezpieczne, dwuznaczne rzeczy, przekazane w prezencie lub zjawiające się jakby przypadkiem. Starał się żyć, posiadając wiedzę, lecz bez trucizny podejrzeń. Te są racjonalne, lecz pozbawione sensu, ponieważ w nich czai się zwycięstwo zła. Starał się nie być ślepym, lecz nie być przesadnie widzącym w kołowrocie, korowodzie twarzy, z których każda może okazać się fałszywa. 
Lebiediew w swojej najnowszej powieści serwuje nam swoistą rosyjską ruletkę podejrzeń. Przeprowadza na naszych oczach wiwisekcję strachu. Śledzimy procesy powstawania trucizn, takich jak prawdziwy nowicjusz, ale przede wszystkim Siergiej ma odwagę pójść znów dalej i głębiej. Mianowicie tworzy jedne z najciekawszych portretów psychologicznych bohaterów politycznych dramatów. Zaczynając od ofiary, poprzez twórcę i prześladowanego, na „myśliwym” kończąc. Ukaże nam fascynującą korelację między tym, który tworzy substancję, a tym który używa ich, by likwidować innych. Błędne koło trucizn i podejrzeń, które mogą zwrócić się przeciw swoim stwórcom i prześladowcom. Śmiem twierdzić, że w tym roku nie czytałam jeszcze powieści, która tak zassałaby mnie swoim strachem i niepokojem.
W „Granicy zapomnienia”, następnie w „Dzieciach Kronosa” Lebiediew sam postawił sobie wysoko poprzeczkę. Poetycki rozmach, szlachetność języka, głębia tematyki poprzednich książek autora mogą zaszkodzić w odbiorze i ocenie jego najnowszej powieści, co śledzę obecnie w niektórych reakcjach czytelników. Ja ich nie podzielam. Lebiediew skusił się tym razem stworzyć thriller psychologiczny, który jest tak zbliżony do prawdy, że staje się niemal literaturą non-fiction. Gdy dołożymy do tego niezwykły język i sposób w jaki autor zawsze tworzy swoje fabuły, to dostrzeżemy i docenimy, że potrafi on tworzyć tak różne powieści, a wciąż na wysokim, niedoścignionym poziomie. Ale czy naprawdę aż tak różnych? Siergiej Lebiediew „Debiutantem” jedynie udowadnia, że wciąż nie ma drugiego takiego pisarza, który pisałby o minionej i obecnej Rosji z tak przerażającym filtrem prawdy, jak on. Nieważne czy chwyta się zakopanej już historii gułagów czy też nowych sposobach Rosji, by eliminować obywateli, wciąż robi to w wielkim stylu i z przerażającą autentycznością, która snuje się za czytelnikiem długo po zakończonej lekturze.
Debiutant, Siergiej Lebiediew, tłumaczenie Grzegorz Szymczak, sierpień 2020, Wydawnictwo Claroscuro