Gdy w towarzystwie lub środowisku szkolnym słyszę pejoratywny ton nadany słowom takim jak „pedał, down, uchodźca, murzyn, bambus, Żyd”, a tym bardziej „nigger” (bo młodym się wydaje, że słowo użyte po angielsku jaka obelga się nie liczy), to zawsze reaguję. Strofuję, zwracam uwagę, rozmawiam. Wyjaśniam, tłumaczę, pytam „dlaczego?” Bo nawet jeśli dana osoba w dalszym ciągu nie zaprzestanie używania tych słów jako obelg, to trzeba reagować. Brak reakcji jest cichym przyzwoleniem, podlewaniem i tak już wystarczająco żyznej gleby nietolerancji. Zwłaszcza, gdy co dopiero nas kraj uznano statystycznie jako drugi najbardziej dyskryminujący kraj Europy.

Zwłaszcza w kulturze afirmacji białości jako cechy pozytywnej jest tak rozpowszechniona, że przeciętny biały nawet jej nie zauważa i konsumuje ją bez sprzeciwu. Być białym znaczy być człowiekiem; biel jest uniwersalna. Wiem to tylko dlatego, że nie jestem biała.(…)

Napisałam tę książkę, by dostarczyć ci punkt zaczepienia potrzebny w sprzeciwie wobec rasizmu. Mam nadzieję, że użyjesz jej jako narzędzia. (…) Nie stać nas na luksus milczenia. Ta książka jest próbą zabrania głosu.

Po wstępie zaciska się pięść. Reni nawołuje, by jej książkę potraktować jako narzędzie w walce przeciw rasizmowi. W istocie tak się czuję, gdy kończę czytać wprowadzenie – że oto trzymam w dłoni transparent w postaci książki. Kolejna książka-megafon, którą użyję znów, by wraz z autorką mówić o rzeczach ważnych. Jaka inna książka po reportażu o karze śmierci, powieści społecznej o skutkach i czarnych stronach migracji zarobkowej, pasowałaby bardziej do cyklu Tydzień Nierówności, jak nie „Dlaczego nie rozmawiam już z białymi o kolorze skóry?”

Reni napisała na swoim blogu w 2014 roku post o takim właśnie tytule wywołując nim burzę. Paradoksalnie i szczęśliwie doprowadził do tego, że o rasie i strukturalnym rasizmie sama autorka zaczęła mówić jeszcze więcej i głośniej. Wspomniany esej napisała nie w celu wzbudzenia poczucia winy u białych, ale w zwyczajnie dlatego, że miała dość. Wyraźnie kreślenie granic wybrała jako swoją formę buntu.

Nie mogę zmienić świata, nie mam tak wielkiej siły przebicia, ale mogę wyznaczyć granicę. Mogę przeciwstawić się ich poczuciu uprzywilejowania wobec mnie. Zacznę od przerwania rozmowy. Przestałam rozmawiać z nimi o kolorze skóry, ponieważ wcale nie uważam, że rezygnacja to oznaka słabości.

Jakże silnym trzeba być, by zdać sobie sprawę, że zamilknięcie nie oznacza jednocześnie słabości i całkowitej rezygnacji z osiągnięcia zamierzonych celów. Autorka kończąc swoje wprowadzenie informuje nas, że przed nami książka, która jest pokłosiem pięciu lat wzburzenia, frustracji, męczących wyjaśnień i sążnistych komentarzy na Facebooku.

Eddo-Lodge zaczyna swoje rozważania od swoich doświadczeń z historią, które jak się okazało, były znikome, póki nie zapisała się na kurs o transatlantyckim handlu niewolnikami. Reni nie czeka długo. Tuż po pierwszych wykładach, wsiada do pociągu i jedzie do Liverpoolu, do źródła. Do miasta, które było największym portem handlu niewolnikami w Wielkiej Brytanii. Robi to, ponieważ tak wielu białych nie zna historii rasizmu ani tego skąd przodkowie autorki wzięli się w tym kraju. Fakt, który budzi podziw to chwila, w której sama autorka przyznaje, że była niedokształcona w kraju (…), zabrano jej kontekst, uniemożliwiając zrozumienie samej siebie.

Bo czy wydaje się Wam, że w Wielkiej Brytanii nie było linczów? Bo przecież historia rasizmu jaką znamy pochodzi głównie ze Stanów Zjednoczonych. Bo czy nie wrzucono czarnoskórego mężczyzny do rzeki  i nie rzucano w niego cegłami, póki nie utonął? Czy brytyjskie władze nie wydaliły 600 czarnych „tam skąd przybyli?” Reni opisuje wszystkie te zapomniane fragmenty brytyjskiej historii precyzyjnie, faktograficznie, nie ładując w swoje eseje zbędnego moralizatorstwa czy nawoływania do spóźnionego współczucia za grzechy przeszłości. Wspomina też pierwsze rasistowskie kampanie. Dowiemy się też, co to znaczyło mieć nos „angielski” lub „negroidalny”. Aż mnie wzdryga samo brzmienie tego przymiotnika, ale tak właśnie badano dzieci-mieszańców po I wojnie światowej, kiedy to związki białych kobiet z czarnymi mężczyznami uważano za coś, co trzeba wyplenić.

Reni dotyka wielu aspektów nierównej historii Wielkiej Brytanii i całej wspólnoty. Podkreśla, że choć obywatel wspólnoty mógł swobodnie zamieszkać na wyspach, to jednak wielu z nich czekało nieprzyjemne zderzenie z rzeczywistością – zamieszki na tle rasowym, wrogie tabliczki na mieszkaniach mówiące: żadnych czarnych, żadnych psów, żadnych Irlandczyków.

 Żadnych czarnych, żadnych psów, żadnych Irlandczyków.

Przeczytajcie sobie to na głos. Wtedy brzmi jeszcze gorzej. Czarny był jeszcze bardziej niemile widziany niż pies (krzyczę odśrodkowo w tym ustępie tekstu). Reni dalej wymienia liczne przejawy dyskryminacji. Przypomina, że w 1965 roku wprowadzono pierwsze ustawy regulujące stosunki rasowe, które właściwie niewiele wniosły czy zmieniły. Następnie odnosi się do ustawicznie agresywnych zachowań policji i zamieszek w latach 80-tych, gdzie po raz kolejny podkreśla, że nie robi tego, by rozgrzebywać przeszłość, ale by zwyczajnie „wiedzieć”. Bo codziennie sama przekonuję się, że wiedzieć, to jedna z najważniejszych czynności prowadzącą do tolerancji i akceptacji. Wiedza zwalcza ignorancję, które jest paliwem wszelkich fobii.

W następnej kolejności Reni tłumaczy czym jest rasizm strukturalny:

Rasizm strukturalny jest wtedy, gdy dziesiątki, setki lub nawet tysiące ludzi łączą siły w ramach jednej organizacji i działają zgodnie ze swoimi, takimi samymi uprzedzeniami. (…) Tego rodzaju rasizm ma moc drastycznego obniżania szans życiowych innych ludzi.

To właśnie ten rodzaj rasizmu sprawia, że potrzebna jest redefinicja rasizmu. Rasista jest skryty, chowa się za przebiegłym uśmiechem, niezauważalnie odrzuca CV starających się o uczciwą pracę czarnych lub niżej ocenia egzaminy przez nich zdawane. Współczesny rasista jest sprytny. Nie krzyczy już „nigger”, ale zamknie ci drzwi wielu karier i ścieżek, które zechcesz obrać, ponieważ kolejny aspekt, którego dotyka autorka, to kwestia równego dostępu do elitarnej edukacji i szans życiowych czarnej społeczności chłopców (bo przecież szans czarnych dziewczynek prawie nikt nie bada).

Rasizm dziś objawia się nawet w opiece zdrowotnej i większej skłonności do diagnozowania chorób psychicznych i co za tym idzie aplikowanie większych dawek leków chorym w związku z tym. Dostrzeżemy też rasizm w piłce nożnej, gdzie panuje nadprezentacja białych na kierowniczych stanowiskach czy pośród trenerów. Reni zagląda wszędzie tam, gdzie przeciwdziałanie dyskryminacji dobiera się jako tokenizm, czyli grę nie fair i faworyzowanie czarnych kosztem białych.

Znacie pojęcie „melting pot”? Multi-kulti? Wizerunku Wielkiej Brytanii jako przyjaznej, różnobarwnej miski pełnej różnorodności i obfitości dla ludzi każdej nacji? Z tego powodu pozornie powinno być łatwiej mieszkać dziś na wyspach, ale tak nie jest. Reni zwraca uwagę, gdzie i w jakich relacjach rasizm jest widoczny dziś najbardziej:

(…) im bardziej wielorasowa staje się Wielka Brytania, tym bardziej komplikują się stosunki międzyrasowe – nie odwrotnie. (…) dzieci mieszanej rasy nie wyplenią rasizmu samym swoim istnieniem. Uprzywilejowanie białych nigdzie nie uwidacznia się wyraźniej niż w naszych związkach intymnych, przyjaźniach i naszej rodzinach.

Autorka przechodzi następnie do wyjaśnienia czym jest strach przed czarną planetą – to strach przed utratą brytyjskości, nie tylko z powodu czarnych, ale przy otwarciu np. każdej kolejnej indyjskiej restauracji czy polskiego sklepu. Lęk przed czarną planetą pojawia się również w świecie fikcji, co Reni unaocznia odwołując się do burzy wokół ewentualnego obsadzenia Idrisa Elby jako pierwszego czarnoskórego Jamesa Bonda czy też wybór czarnej dziewczynki do roli Hermiony Granger. Tutaj Reni jest wyjątkowo kąśliwa, im dłużej zagłębia się człowiek w tekst, tym bardziej się dziwi, że gdzieś na początku śmiała w ogóle użyć słowa „słabość” czy „rezygnacja”. Ta książka jest jedną z najbardziej szczerych, potrzebnych, osobistych, a jednocześnie fachowych książek w temacie rasizmu, jaką czytałam.

Reni dochodzi też do tego co to znaczy być czarną feministką. Jak się okazuje, nie jest to przyjemna pozycja. W pozornie bezpiecznej enklawie kobiet, czarne feministki postrzegane są jako przesadnie wywrotowe. Niesłuszny gniew zawsze był przypisywany czarnym i objawia się to wyraźnie w brytyjskim feminizmie. Kolorowe kobiety stały się w feminizmie swoistymi imigrantkami, niezbyt mile widzianymi, ale tolerowanymi.

Jeśli padło już słowo imigrant, to można je też odnieść jak się okazuje, gdy mowa o stosunku rasy do klasy robotniczej. Autorka odnosi się w szczególności do określenia „biała klasa robotnicza” i mitu chytrego imigranta, który nawet najbiedniejszemu białemu odbiera miejsce pracy i zarobki. Prawica wyolbrzymia jednocześnie odsetek ludzi urodzonych poza Zjednoczonym Królestwem z 13% do 30%. Ostatecznie dochodzimy do konkluzji, że żaden przywilej klasowy nie uchroni cię przed rasizmem, bo każdy twój awans społeczny będzie rozpatrywany w kwestiach tego czy uzyskałeś go ze względu na swoją umiejętności czy politykę wyrównywania szans.

Całe życie uosabiałam różnicę i wcale nie pragnę być równą. Chcę zdekonstruować strukturę systemu władzy, który naznaczył mnie jako inną.

To są piekielnie ważne słowa i słuszny wniosek wszystkich rozważań Reni Eddo-Lodge. Choć książkę tę umieszczam w cyklu Tydzień Nierówności, którego celem jest mówienie, przez jednoczesne nawoływanie do równości każdego człowieka, to jednak niepodważalnym faktem jest, to, że wszyscy się od siebie różnimy. Ale różnić można się pięknie. Nie umniejszając nigdy wartości drugiego człowieka ze względu na to w jakiej skórze się urodził, w jakiej wierze się wychował czy jaką płeć kocha. To, co wymaga ciągłej zmiany to nie pojedynczy człowiek czy nawet grupa, ale świat i strukturalna władza mówiąca nam, co mamy myśleć. Skończę zatem takim samym wołaczem, jakiego używa Reni w swojej książce:

Biali ludzie – musicie rozmawiać z innymi białymi o kolorze skóry. Tak, możecie zyskać łatkę radykałów, ale macie znacznie mniej do stracenia.

Reni Eddo-Lodge, Dlaczego nie rozmawiam już z białymi o kolorze skóry, tłumaczenie Anna Sak, kwiecień 2018, Wydawnictwo Karakter