Z ilu ról się składamy, za którymi skrywamy siebie samych? Ile pozornie błahych zdarzeń, splotów i spotkań wywołuje w nas fale analiz i przemyśleń? Tommi Parrish to enigmatyczne „my” i stworzyli „Kłamstwo i jak to robimy” utwierdzając mnie po raz kolejny w trafnym przekonaniu, że na naszych regałach powinno mieszkać coraz więcej komiksów, bo istnieją takie środki przekazu, które uderzą mnogością interpretacji niejedną artystyczną duszę. Popchną ku nieznanym rejonom twórczej ekspresji, które skłonią do refleksji odbiorców na płaszczyznach innych niż wyłącznie słowo pisane. Że kolor, sugestywny obraz, drobny dopisek, niewyraźny kształt, a czasami nawet wymowna czerń przemówią głośniej niż rozdział opasłej powieści. Opowiem Wam również o „Panterze” Brechta Evensa, która jest nieco odmiennym tematycznie, ale równie silnym reprezentantem fali komiksów, które odkładają się w odbiorcy wizualnym niepokojem i skrywają w sobie więcej niż widzi gołe oko. Trzeba w sobie odnaleźć to dodatkowe, które dojrzy poza dosłowną interpretację, a sprowokuje do głębszych rozważań.

Celowo pokazując początkowo „Kłamstwo i jak to robimy” w mediach społecznościowych nie oddałam wiele z treści komiksu. Chciałam dać Wam okładkę. Kolory. Kreskę. Zalew. Oczopląs wręcz. Co widzieliście? Co widzicie? Co czujecie? Imprezę, ścisk, tłok, natłok, bezdech, wolność, integrację, separację? Jedno jest pewne – trudno odpędzić się od jakiejkolwiek reakcji, jakaś na pewno pojawia się natychmiastowo i przykuwa uwagę. Widzimy ludzi pijących, palących, czytających, zaangażowanych w interakcję międzyludzką i tych od niej odseparowanych. Postacie są niejasne znaczeniowo. Ich płeć wydaje się być płynna, kształty, co za tym idzie płeć, nie do końca doprecyzowane. Małe głowy, pokaźne korpusy, obecność i zanik twarzy oraz oczu, tulący się mężczyźni czy też wyłącznie przyjaciele? Wylewa się wielobarwna melancholia, jakaś nieokreślona siła ludzkiego przyciągania, chęci kontaktu z drugim człowiekiem, która często bywa pokraczna i nietrafiona. Chybiamy siebie.

Nie inaczej jest z głównymi bohaterami tego komiksu. Tim robiąc zakupy w supermarkecie przypadkowo natrafia przy kasie na swoją koleżankę z lat szkolnych, Cleary. Nie wiedzą jeszcze, że te pięć minut, które za chwile zainicjuje ich spotkanie, wessie ich we własną przeszłość i poczucie jeszcze większego osamotnienia. To te niezręczne „wpadnięcie na siebie” po latach, które niekoniecznie rozpala przyjaźń na nowo. Jest jedynie dość dołującą, a może zwyczajnie na wskroś ludzką, wymianą informacji między dorosłymi, którzy kiedyś robili szalone rzeczy, a teraz pochłonęła ich przeciętna dorosłość i banalne wybory. Ich spotkanie trwa zaledwie jedno popołudnie i kończy się w barze. Komiks Parrish nie będzie opływał w inspirujące maksymy czy intrygujące dialogi. Jakby Tommi chcieli podkreślić naszą pokraczność w analizie samych siebie z przeszłości. Ta pokraczność objawia się pięknie w użytej kresce i kolorach. Im głębiej zachodzimy w tym komiksie, tym bardziej ciepłe tony mieszają się z zimnymi. Tu zdecydowanie nie chodzi wyłącznie o nadejście zmroku, gdy udają się do pubu, a karty komiksu zalewają chłodne odcienie niebieskiego i czerni. To jasny sygnał nadchodzącej powagi i nie do końca udanej wyprawy do przeszłości.

„Kłamstwo i jak to robimy” zasługuje na szczególną uwagę również ze względu na to, że stosuje ciekawy zabieg użycia książki w książce. Otóż Cleary mniej więcej w środku zdarzeń znajduje w krzakach książkę. W tym fragmencie zmienia się koloryt, przechodzimy w czerń i biel, która nawołuje nas do skupienia się nie tylko na treści, ale i przesłaniu. Parrish dodatkowo udowadnia nam, że najgłębszy sens kuli się w gestach, w tym, czego tak naprawdę sobie nie mówimy, w tym, co wypłakujemy w toalecie, gdy nagle znikamy z parkietu, w opuszczonej głowie tkwiącej w zamyśleniu, do które mało kto ma dostęp. To nie będzie słodkie czy nostalgiczne spotkanie „po latach”. To psychologiczna powieść graficzna, która ukaże nam jak naprawdę te przypadkowe zderzenia z przeszłością mogą nas pozostawić w jeszcze głębszym poczuciu wyobcowania, odstawania oraz niepewności. Parrish balansują na krawędzi płci, nie obędzie się bez homoseksualnych wątków i wahań co do własnej orientacji i celowości teraźniejszych relacji.

Tommi Parrish nazywani nowym, świeżym oddechem i głosem wśród współczesnych twórców powieści graficznych w jednym wywiadów wyznaje, że inspiracją jest Brecht Evens. Choć rożne w kresce i sposobie rozmieszczenia plansz, to zdecydowanie można wskazać kolorystykę jako ich wspólny mianownik. Evens jednak w swojej niepokojącej „Panterze” porusza zgoła inny temat. Główną bohaterką jest mała Krystynka, której główną towarzyszką zabaw jest kotka o imieniu Kocinka. Pewnego dnia Kocinka umiera, a dziewczynce pogrążonej w rozpaczy przybywa na ratunek…Pantera. Dostojna, zabawna, kusząca wręcz, pantera pochodząca z Panterlandii, która wyłania się z dziecięcej szuflady. Niesłychane opowieści, krnąbrne zabawy kryją za sobą coś złowieszczego. Trudno rozstrzygnąć jakie zamiary ma Pantera wobec dziewczynki. Zmieniające się barwy na planszach wpływają również na odbiór lektury przez czytelnika. Jesteśmy rzucani po różnych kątach interpretacji i to chyba największa moc tego komiksu – jego alegoryczność i wymykanie się jasnych interpretacjom. Kiedy piękny, kolorowy, z początku pozornie dziecięcy komiks przepoczwarza się nagle w horror dziewczynki, która nie ma wyjścia. Coś ją tłamsi, przydusza, nie daje samodzielnie myśleć. Kim tak naprawdę jest pan Pantera? To alegoria dziecięcej walki ze stratą czy z przemocą seksualną? Trudno zmyć z siebie psychodeliczne wręcz wrażenia, która są potęgowane przez zastosowane tutaj transparentne operowanie barwą, gdzie postaci przenikają się nawzajem i rozmywają w jasnej formie, a co za tym idzie w klarownej interpretacji. Z początku niepozorna opowieść o przyjaźni dziewczynki z wymyślonym kompanem zamienia się niemal w horror wyciągający nasze lęki z szafy.

Bo czym jest Pantera? Czymś włażącym pod skórę swoim niepokojem, wypełza z tej szuflady prosto w naszą wyobraźnię i szarpie interpretacjami. Czy to pokazanie jak drobnej iskry potrzeba, by zawłaszczyć dla siebie zaufanie dziecka i wykorzystać je do własnych celów? Dziecku umiera zwierzak, a ktoś większy, groźniejszy, starszy wykorzystuje to jako podwalinę do spełnienia własnych potrzeb. Czy to przestroga, obraz ulotności poczucia bezpieczeństwa, wykorzystywania młodszej istoty i jej dziecięcej naiwności? Gra na emocjach i sumieniu oraz naszej ślepocie społecznej? Opowieść o tym, co nie powinno przytrafić się żadnej dziewczynce? Czy tu czai się niebywałe zobrazowanie przemocy seksualnej? Jak wspominałam – to szarpanie interpretacjami. Ileż kolorów w tym komiksie, tyleż może być wniosków, które wyciągniemy z tych niepokojących plansz. Ja wiem jedno – nie chciałabym się pojawić na żadnej z nich. Nie chciałabym wejść w tej kolory i zaprosić Pantery do siebie. Tak poczuje dorosły czytelnik, którego ogarnie pragnienie uratowania tej młodej bohaterki z kart nieoczywistego zła, które wiemy, że chowa się w szafach niejednego domu, przykrywanego fałszywym kocem ciepłego ogniska domowego.

Oba komiksy pozostawiły mnie ponownie w przekonaniu jak zgrabnie, dobitnie, i momentami niepokojąco, zmienność oraz dobór kolorów mogą zagrać na emocjach czytelników i przesłaniu całości. Jak rysunek, wizja postaci, emocja na twarzy człowieka, jego gest, w przypadku drugiego komiksu, emocje na twarzy pantery, potrafią powiedzieć więcej niż kilkadziesiąt stron dobrej powieści. Jeden obraz może zatrzymać bicie serca, przyspieszyć jego bicie albo zaprzeć dech w piersi. Po raz kolejny apeluję o nietraktowanie komiksów jako gorszego gatunku, czegoś, co czyta się szybko, ponieważ zabiera obrazki i w związku z tym nie zadziała na nas tak silnie jak słowo pisane. Obślizgła wręcz Pantera oraz wyobcowani bohaterowie „Kłamstwa i jak to robimy” udowadniają po raz kolejny, że w komiksach możemy doszukać się nieszablonowych form prezentacji trudnych tematów.

Już kiedyś poruszałam temat wagi tematycznej, jaką niosą ze sobą komiksy:

Leczenie grafiką, czyli autoterapia w komiksach

Powieści graficzne omawiane w powyższym poście działały jak autoterapia dla jej twórczyń, ale i czytelników. Powstały w bólach, składały się na nie lata pracy. Z kolei „Pantera” i „Kłamstwo” można by powiedzieć, że poruszają to, czego nie widać. Coś, co autorzy chowają w kresce, niepokojącym geście. Coś, co czai się w szufladzie i tym, co niewypowiedziane. Czy to w relacjach między dorosłymi, którzy utknęli gdzieś w poczuciu niespełnienia i braku szczerej komunikacji, ale też pomiędzy dorosłym a bezbronnym dzieckiem, które nie ma gdzie uciec, jak tylko w świat własnej wyobraźni, która tworzy za niego mechanizmy obronne. Obie te powieści starają się odpowiedzieć na pytanie „jak robimy kłamstwo”. Robią to dodatkowo tak przykuwającymi wzrok kolorami i kreskami, że trudno od nich oderwać wzrok i spojrzeć na nie zaledwie raz. To wyraziste dzieła sztuki, które po raz kolejny udowadniają, że komiksy to nie jest twór jednorazowego użytku.

 

Kłamstwo i jak to robimy, Tommi Parrish, tłumaczenie Marceli Szpak, kwiecień 2019, Timof Comics

Pantera, Brecht Evens, tłumaczenie Agnieszka Bienias, marzec 2018, Timof Comics