Sposób ujmowania treści, który ma nie tylko trafić do młodszego czytelnika, ale też go czegoś nauczyć, wciąż mnie zadziwia. A taki, który ma jeszcze pozwolić nam zrozumieć świat dziecka, na dodatek dziecka z niepełnosprawnością, ujmuje i frapuje mnie jeszcze dogłębniej.

Oto książka przeznaczona nie tylko dla rodzica, ale dla każdego, kto choć trochę chce poszerzyć swoją empatię.

Otóż Olga Ptak jest zła. Pisze książkę „Kto ukradł jutro, czyli dlaczego nie jest jak z obrazka?” nie ukrywając, że powstała ona z wściekłości. To niespotykane dzieło autoterapii, ale i wnikliwego wglądu w umysł dziecka dotkniętego autyzmem. „Kto ukradł jutro” to przede wszystkim dwie książki w jednej. W pierwszej części jesteśmy świadkiem dotkliwych nierówności społecznych, rodzicielskich czy urzędowych, które dla samej autorki miały być formą autoterapii, ale również krzykiem do czytelnika: „hej, jesteśmy tutaj, żyjemy w tym samym świecie, nie osądzaj zbyt pochopnie”. Czytałam i kurczyłam się w sobie zachodząc w głowę czy ja przypadkiem nigdy nie walnęłam jakiejś gafy i nie sprawiłam przykrości komukolwiek w duchu osądzając jakieś dziecko, zwalając na „bezstresowe wychowanie”. Taką siłę ma ta lektura. Autorka wytyka palcem wszystkie absurdy i walczy. Walczy o swoje dziecko, o siebie, o każdego przyszłego rodzica dziecka ze spektrum autyzmu. Można by się pokusić o stwierdzenie, że Olga Ptak jest nie tylko odważna, waleczna, ale i buńczuczna. Ja też miewam brzydkie myśli. A co sobie myślałeś, że jestem bezgranicznie tolerancyjna i kocham wszystkich ludzi? – przyznaje. I czytelnik się jej nie dziwi. Kolokwialnie mówiąc – wali prosto z mostu. Co sprawia, że ma przechlapane w NFZ-ecie czy ZUS-ie.

Ale gdy siadasz wreszcie nad swoim pomidorkiem, jajkiem i kiełbaską, gdy już ci się wydaje, że masz święty spokój, podchodzi do ciebie oratorka i zaczyna: że jej nie wydaje się, aby komputer to było odpowiednia zabawka dla takiego małego dziecka, to od tego właśnie dzieci są agresywne i jednak zamiast ogłupiać dziecko telewizją, trzeba je wychowywać, poświęcać mu więcej czasu itp. Jak wytłumaczyć jej, że od 15 lat nie masz telewizora, że nie pracujesz zawodowo i cały swój czas spędzasz z dzieckiem na rozmaitych aktywnościach, skoro wszyscy wokół już cię osądzili, co dają dobitnie do zrozumienia wlepionym w ciebie wzrokiem kata? Wtedy zazwyczaj otwiera się tajemniczy worek i wysypują się z niego, jedna za drugą, wspaniałe złote rady, całkowicie ze sobą sprzeczne. 

Książkę Olgi Ptak powinien przeczytać każdy. Rodzic, nie-rodzic, przechodzień, pasażer w autobusie, lekarze, pielęgniarki, pracownicy urzędów. Ich wszystkich, mnie i ciebie, autorka stawia do kąta i każe się niemal wstydzić za wszystkich razem wziętych. Wytyka wiele mankamentów systemu. Nie tylko generalizowanie i surowe osądy innych rodziców oraz ich złote rady, które dla rodzica dziecka z autyzmem nie zdadzą się na nic. Demaskuje liczne absurdy i nieprawidłowości. Jak ceny poruszania się komunikacją miejską dla niepełnosprawnych, którzy przecież jakoś muszą dotrzeć na rehabilitację. W Warszawie jedziesz na ulgowym, w Krakowie bezpłatnie, a na Śląsku na bilecie normalnym. Piszę o przypisywaniu winy niepełnosprawności. Zadrżą nerwy każdemu czytelnikowi, którzy dojdzie do cytowania wizyt chociażby w gabinecie ginekologa. Wielu z nas na pewno poczuje uniwersalność tych zdań cedzonych przez przedstawicieli „zawodów zaufania publicznego”. Jeśli chodzi o niepełnosprawność twojego dziecka może obwiniać się mąż, teściowa i sąsiadka, to nic, bo przecież istnieją jeszcze lekarze. – dodaje ze słusznym przekąsem.

Autorka używa wielu trafnych analogii i porównań, by zobrazować nam proces myślenia, odczuwania, przeżywania dziecka  z autyzmem. Pani Olgo, ja przed Panią chylę czoła. Najbardziej chciałabym Wam zacytować samo zakończenie pierwszej części „Kto ukradł jutro”. Tej swoistej odezwy nie tylko do nas, ale do każdego ignoranta i człowieka przekonanego, że poród, narodziny dziecka i wychowanie to zawsze sielanka i taką być winna. Nie zrobię tego, musicie sięgnąć po tę książkę sami. Dostać w wulgarną „mordę” z prawd, które obwieszcza nam autorka.

Jestem Leon. Mam pięć lat, chociaż nie wiem dokładnie, ile to jest. Mam dużo ciekawych myśli, które wiercą się w mojej głowie i chciałbym ci o nich opowiedzieć, ale nie potrafię. Moja buzia jest zdrowa, tylko antena w mojej głowie się zepsuła. Radia mają anteny, którymi łapią myśli i mówią je na głos, a ja tak nie mogę. U mnie słowa gubią się gdzieś po drodze, gdy idą przez kabelki w ciele, i nie potrafią mi się przypomnieć, kiedy ich potrzebuję. 

Następnie, gdy już dostaniemy w te nasze niedoinformowane mordki, przychodzi czas na część drugą książki. Ta napisana jest z perspektywy dziecka. Wcielamy się w życie dziecka z autyzmem i nie będzie nam wygodnie. Olga Ptak znów o to dba. Uwypukla się to przez użycie WIELKICH LITER. Co BOLI, co MUSI, a nie rozumie. Jak woda może BOLEĆ, jak słuchawka w wannie to raniący wąż. Jak atakuje sweter. Jak można się bać Pana Parasola. Jak wszystko, co niejadalne, przez dziecko musi zostać połknięte, żeby w ogóle poczuło, że jego ciało istnieje. O tym jak wszystko co NAGLE, jest złe. Jak słowa zawodzą i kłamią.

Olga Ptak tworzy dwie książki, które nawołują do empatii wszystkie sfery publiczne, rodzicielskie, zwyczajnie ludzkie. To nie tylko cenna lekcja dla laika, ale i cenne przemyślenia na temat dzisiejszego świata, znieczulicy społecznej i przekonania, że bycie matką to zawsze spełnienie spełnień, a na gehennę nikt nikogo nie przygotował. Co gorsza, nie pomaga nie tylko państwo czy osądza rodzina. RobiMY to MY. Przestańmy. A WY, chwyćcie za „Kto ukradł jutro, czyli dlaczego nie jest jak z obrazka?”.

 

Olga Ptak, Kto ukradł jutro?, maj 2019, Wydawnictwo Albus