2/06 – Pierwsza książka non-fiction Wydawnicwo Filtry i to jaka!

„Potosí. Góra, która zjada ludzi” to historia niekończącego się wyzysku boliwijskiej ludności, najpierw przez konkwistadorów i kolonistów, a obecnie przez globalne korporacje, wspierane przez polityków i Kościół. Izagirre pokazuje, jak wyzysk ten rodzi anarchię i terror. Kradzieże, przemoc domowa, gwałty na kobietach i dzieciach są w Potosí na porządku dziennym. Górnicy umierają młodo, ale zanim to się stanie, w domu egzekwują swoją władzę w sposób równie bezwzględny jak w pracy czynią to ich przełożeni. Najbardziej jak zwykle – cierpią dziewczynki i kobiety.

Ander Izagirre napisał wstrząsający reportaż, w którego centrum umieścił czternastoletnią dziewczynkę. Alicja ma młodszą siostrę, ich matka popadła w długi, często nie stać ich na to, by kupić choćby ziemniaki, więc nie zważając na przepisy, dziewczynka pracuje w kopalni, by przetrwać. Hiszpański reporter opisując historię konkretnych ludzi, pozbawionych jakichkolwiek praw pracowniczych, opuszczonych przez państwo, traktowanych jak nieopłacana zwierzęca siła, bo zarabiających ledwie tyle, by się wyżywić, odsłania do czego doprowadziła przeprowadzona przez Międzynarodowy Fundusz Walutowy liberalizacja gospodarcza Południa. Podczas gdy zachodnie rządy bogacą się na spekulacji surowcami, posiadające te surowce biedne kraje popadają w jeszcze większą nędzę. Przyjmują więc zagraniczną pomoc wraz z jej warunkami, a więc wyrzekają się kontroli nad zachodnimi spółkami, nie ingerują w ich relacje z pracownikami, pozwalają na to, by dzieci harowały w zagrażających życiu warunkach.

14/06 – Waldemar Bawołek tym razem w Wydawnictwie Nisza! Kilka słów od wydawczyni i nie tylko:

„A gdy nie godzę się na świat, Marchewa żąda, bym wziął papier ścierny i wyczyścił rdzewiejące rury w piwnicach. Coś mi mówi, że nie ma co się sprzeciwiać, lepiej wykonać polecenie bez szemrania i pozostać we wspólnocie. I tak już nazbyt się wyróżniam. Poczyszczę trochę rury, powsłuchuję się w siebie, a co mi szkodzi, przecież płacą mi za to”.
Trudno uwierzyć, ale Waldemar Bawołek napisał książkę, w której nie ma ani słowa o Ciężkowicach. „Furtka przy dozorcy” to „czyn literacki” najwyższej próby, stwierdził Adam Wiedemann. Powstała kilkanaście lat temu, gdy Bawołek nie miał nadziei na znalezienie wydawcy i zatrudnił się jako robotnik przy remoncie bloku na krakowskich Azorach. A dziś „zaskakuje aktualnością, nieustannym wsadzaniem dociekliwego palca we wciąż niezasklepione narodowe rany” (Wiedemann).
14/06 – Dawno nie informowałam o premierach Biura Literackiego, uważam to za ogromne zaniedbanie! 🙂
Ironiczne erraty do rzeczywistości, kartki wyrwane z pandemicznych annałów, gorzkie sprawozdania z państwa prawa i bezprawia, spoilery kolejnych odcinków serialu o Polsce – te i inne formy (od gnomicznych do poematowych) funduje nam mistrz wnikliwej obserwacji Bohdan Zadura. Czas, w którym powstały zgromadzone w Pustych trybunach wiersze, odcisnął na nich swoje piętno. Nie są oderwane od życia, więc sporo w nich o śmierci, nie są oderwane od rzeczywistości, więc sporo w nich o zarazie i języku, nie są wreszcie oderwane od swego autora, więc sporo w nich o starości. W czasie, gdy o polityczne trybuny i trybunały toczą się najbardziej zajadłe boje, a na trybunach sportowych siedzą kibice z kartonów, poezja jest ostatnią trybuną, z której padają słowa wypełniające pustkę, bardziej autentyczne niż oklaski z taśmy i ostro-mgliste przemówienia oficjeli. Tom Zadury jest jedną z takich „pełnych trybun”. 

15/06 – To nie jest książka o odchudzaniu. Ani poradnik o zdrowym stylu życia. Ani też pocieszająca proza o „odnalezieniu siebie”. To bezwzględnie szczera historia o zmaganiach z otyłością i napiętnowaniem. Pamiętnik o traumie. O prześladowaniu i bolesnym odzyskiwaniu własnego ciała. I o wielkim tryumfie.

Roxane zaczyna tak:
„Opowieść o moim ciele nie jest opowieścią o tryumfie. Nie jest to pamiętnik z czasu odchudzania. Nie będzie żadnych zdjęć przedstawiających mnie w szczupłej wersji, na okładce tej książki nie zostanie uwidocznione moje smukłe ciało, nie będę stać, cała mieszcząca się w jednej nogawce jeansów należących do mojego dawnego, grubszego ja. To nie jest książka motywacyjna. Nie mam żadnych cennych uwag na temat tego, co zrobić, by zapanować nad niesfornym ciałem i nad niesfornym apetytem. Moja historia nie jest historią sukcesu. Jest to, po prostu, historia prawdziwa.
Tak bardzo chciałabym móc napisać książkę o zwycięskiej utracie wagi i o tym, jak nauczyłam się lepiej żyć i lepiej radzić sobie z moimi demonami. Chciałabym móc napisać książkę o byciu w zgodzie ze sobą, o tym, jak kocham siebie, całą, w każdym rozmiarze. Tymczasem napisałam książkę, która okazała się najtrudniejszym doświadczeniem pisarskim w moim życiu, wyzwaniem o wiele poważniejszym niż mog­łam sobie wyobrazić. Kiedy zaczęłam pracę nad Głodem, byłam pewna, że odpowiednie słowa przyjdą łatwo, tak jak zazwyczaj. No bo o czym łatwiej jest pisać niż o ciele, w którym żyję od ponad czterdziestu lat? Szybko jednak dotarło do mnie, że nie piszę po prostu pamiętnika mojego ciała: zmuszałam samą siebie, by przyjrzeć się temu, co moje ciało zniosło, wadze, której nabrałam, temu, jak trudno było żyć z tą wagą i jak trudno było ją zrzucić. Musiałam przyjrzeć się własnym najbardziej wstydliwym sekretom. Przeprowadziłam na sobie wiwisekcję. Jestem odsłonięta”.
16/06 –  Co tu dużo mówić? Wznowień Joan Didion i jej „Roku magicznego myślenia” nigdy za wiele. Dba o to tym razem Wydawnictwo Relacja.
Gdyby ktoś jeszcze nie znał, to :
„Rok magicznego myślenia” to przejmująca opowieść wybitnej amerykańskiej dziennikarki i eseistki o żałobie po śmierci męża i chorobie córki. Joan Didion z ogromną uważnością przypatruje się najbardziej granicznym doświadczeniom w swoim życiu, analizując własne uczucia i reakcje, a jej piękna i precyzyjna narracja dotyka uniwersalnego znaczenia tych doświadczeń.
 
„Rok magicznego myślenia” został wyróżniony prestiżową National Book Award, otrzymał również nominację do Nagrody Pulitzera oraz National Book Critics Circle Award. 
Książka jest wymieniana pośród stu najważniejszych pozycji, które trzeba przeczytać w życiu. 

16/06 – Zuchwała biografia pioniera przemysłu naftowego, historia polskiego barona Münchhausena – Pana Podedwornego. Człowieka, który wszędzie był, wszystko widział, wszystkich poznał, wywoływał rewolucje i powstania, przyjaźnił się ze Słowackim, z Dickensem i z Łukasiewiczem, wykopał także pierwszy w dziejach szyb naftowy. A co najważniejsze: chciał wpłynąć na losy Europy i świata.Rzeszot to XIX wiek w pigułce, opowieść o polskiej emigracji w czasie między dwoma powstaniami, przypomnienie dziejów Galicji, literacka bajka i reportaż „antyhistoryczny” o narodzinach i upadkach naftowych fortun, o awansie klasowym w państwie Habsburgów. W końcu – Rzeszot to drwina z rodzimego romantyzmu i bohaterskich biografii.

16/06 – Greenpoint z pewnością ciekawi niejednego Polaka czy osobę zainteresowaną kulturą amerykańską z Polską w tle. Przybliża nam ją Ewa Winnicka, oto fragment :

Kiedy przemysł stawał się amerykańską religią, Neziah Bliss z Connecticut wymarzył sobie na północnym cyplu miasta Brooklyn przemysłową dzielnicę z widokiem na Manhattan. Był 1832 rok.

Bliss był wizjonerem, ale przede wszystkim człowiekiem biznesu, więc wyznaczył działki i ulice. Główną nazwano Union, a potem Manhattan Avenue, co miejscy historycy uznali za gest znaczący.

Brooklyn uchodził za brzydkie kaczątko, robotnicze zaplecze niedosiężnego Manhattanu, a Greenpoint – zaplecze Brooklynu. Nim Bliss umarł, dzielnica była już najbardziej uprzemysłowionym miejscem w Ameryce. I najbardziej zanieczyszczonym. Dla emigrantów z Europy: jednym z ważniejszych przedsionków Ameryki. Dla niektórych początkiem i końcem ich drogi.

W drugiej połowie XX wieku okolice Manhattan Avenue między wąską zatoką Newtown a drogą szybkiego ruchu łączącą Brooklyn i Queens z Manhattanem nazywano Little Poland.

16/06 – To kultowy już królik, którego ja jeszcze nie zdążyłam nadrobić. Może w końcu się uda?

Królik ucieka jak Huck Finn − przed próbami ucywilizowania go. Jak Holden z Buszującego w zbożu − ucieka przed dorosłością. Jak Ben z Absolwenta Mike’a Nicholsa − ucieka, choć nie wie dokąd. Jak bohaterowie Kerouacowskiej powieści W drodze − ucieka, aby uciekać, bo cel nie jest ważny, istotna jest zmiana.

Harry Królik Angstrom to postać pełna przeciwieństw, człowiek Kierkegaardowski − w ciągłym stanie bojaźni i drżenia: niepokój pobrzmiewa już w jego nazwisku.

Królik ucieka, ale Królik też biegnie. Tytułowe Rabbit, Run (biegnij, Króliku) to nie tyle groźba, ile imperatyw. Biegnij, bo porośniesz mchem. Biegnij, bo nie uda ci się ocalić samego siebie. Bo dasz się usidlić i zdefiniować.

Ta śmieszno-straszna książka przyniosła Johnowi Updike’owi zasłużoną sławę.

17/06 – Ostrość obrazu, płynność granic. Tak bodaj najprościej można byłoby ująć specyfikę narracji w Tęczującym popiele Sheng Keyi. – Ta zapowiedź wydawcy sprawiła, że zajrzałam do fragmentów tej książki i oczarowałam się jej językiem:

Kiedy wkraczało się w czarny jak smoła mózg, stopy zdawały się grzęznąć w szczurzych zwłokach. Strzępki rozgrzanych pajęczyn unosiły się w powietrzu. Śmierdziało niemiłosiernie. W pewnym momencie wdarła się do środka smuga światła, jak gdyby ktoś uruchomił projektor. Wspomnienia zaczęły nabierać kształtu. Z mgły wyłonił się kontur świątyni, potem żółte ściany, zielonkawe dachówki, czerwone kolumny. Żarzyły się kadzidła. Obraz był lekko rozchwiany, jakby nagrywany niewprawną ręką. Obiektyw kamery przybliżał się stopniowo. Widać już było szczegóły budowli, ornamenty na drzwiach i oknach, rzeźbione kwiaty, ptaki, ryby i owady. Na kwiecie piwonii przycupnął motyl, skrzydełka drżały mu leciutko. Odfruwając, zamienił się w nietoperza. Stop.

23/06 – Urzekł mnie początek nowego reportażu Marka Szymaniaka. Według Polskiej Akademii Nauk niemal połowie z dwustu pięćdziesięciu pięciu średnich miast w Polsce grozi społeczno-ekonomiczna zapaść. Wyludnienie, upadający przemysł, bezrobocie, problemy mieszkaniowe, utrudniony dostęp do ochrony zdrowia, smog, układy polityczne, coraz starsi mieszkańcy. Marek Szymaniak, autor książki Urobieni. Reportaże o pracy, próbuje ustalić, co jest przyczyną tak fatalnej sytuacji, a o szczerą odpowiedź prosi tych, którym kryzys zagraża najbardziej.”– Wie pan, skąd się wzięło powiedzenie „sam jak palec”? Dawniej palcem nazywano tylko kciuk. Pozostałe to były parsty. Niektórzy mówili pirsty. Jak spojrzeć na dłoń, to kciuk jest z boku, oddalony od reszty. Stąd to „sam jak palec”. I ja dzisiaj, proszę pana, jestem sama – mówi Stefania, lat sześćdziesiąt osiem.

W Bielawie w województwie dolnośląskim mieszka całe życie. Jej rodzice sprowadzili się tu po wojnie, urodziła się w 1952 roku. W latach siedemdziesiątych tak jak oni zaczęła pracę w tak zwanej Jedynce, jak popularnie nazywano dawne zakłady Dieriga, znacjonalizowane w 1945 roku przez polskie państwo. Początkowo działały pod nazwą Państwowa Fabryka Wyrobów Bawełnianych Numer 1 – dlatego „Jedynka”. Pięć lat później nazwę zmieniono na Bielawskie Zakłady Przemysłu Bawełnianego imienia II Armii Wojska Polskiego. Skrótowo: Bielbaw. Fabryka zatrudniała wtedy 6,7 tysięcy ludzi, a samo miasto liczyło nieco ponad dwadzieścia dwa tysiące mieszkańców.

– Uwielbiałam czytać książki. Kiedyś nie były tak dostępne jak teraz, czytało się wszystko. Teraz wszystko jest, lecz niczego się nie czyta. Marzyłam o polonistyce, ale żyliśmy biednie. Trzeba było pójść robić.”

Joanna Bednarek pojawia się tym razem w Krytyce Politycznej:
Czas akcji: lata 70 (?). Idealne socjalistyczne osiedle, na którym żyje się spokojnie i sennie, skrywa sekret z przeszłości. Dawniej, kiedy na jego miejscu była wioska, młode dziewczyny w trakcie tajemniczego rytuału – tytułowej próby – rzucały wyzwanie władzy. Prawdopodobnie w grę wchodziło coś ponadnaturalnego. Po tylu latach, po tylu zmianach i kłamstwach nie sposób już dotrzeć do prawdy. Nie mamy też pewności, że nasza bohaterka chce do niej dotrzeć. Może chce tylko opowiedzieć historię. Ale czy ta praktyka na pewno należy do przeszłości? Czy rewolucja jest jeszcze możliwa? I jak miałaby wyglądać?