Wolność znajduje się w samym sercu wszelkiego ludzkiego doświadczenia. (…) Jestem zawsze o krok przed sobą, robiąc siebie po drodze. Egzystencja poprzedza esencję. (…) Możecie myśleć, że zdefiniowaliście mnie jakąś etykietką, ale nie macie racji, ponieważ zawsze jestem dziełem w procesie tworzenia. (…) Jestem swoją własną wolnością, nie mniej, nie więcej.
Pewna dama w pociągu powiedziała kiedyś: Egzystencjalizm – cóż za okropność, proszę pana! Syn mojej koleżanki jest egzystencjalistą; mieszka z Murzynką w czyjejś kuchni! Trudno mówić o jakiejkolwiek filozofii w oderwaniu od jej genezy, pierwszej iskry czy twórcy. Trudno z pewnością napisać książkę, która wprowadzi nas w świat najważniejszych myślicieli XX wieku bez zbędnej pompatyczności. Sarah Bakewell swoją narracją sygnalizuje, ze nie tylko wprowadzi nas sprawnie w tę metaforyczną i dosłowną kawiarnię egzystencjalistów, ale zrobi to dodatkowo tak frapującym językiem skrojonym na miarę własnego talentu pisarskiego, że w konsekwencji stworzy książkę, która idealnie wpasuje się w formę pośrednią między reportażem historycznym a książką non-fiction.
Przekroczyłam próg tej kawiarni umysłów nie wiedząc do końca czego się spodziewać i co z niej wynieść. Zaskoczyła mnie strukturą, językiem, logiką i przemyceniem własnych przemyśleń, by zobrazować esencję i aktualność egzystencjalizmu. Trudno było się oderwać od tego reportażu historycznego, w którym dowiadujemy się jak Sartre stworzył filozofię oczekiwań, zmęczenia, niechęci, ekscytacji, spaceru pod górkę, namiętności wobec upragnionej kochanki oraz obrzydzenia wobec niechcianej, paryskich ogrodów, zimnego jesiennego morza, uczucia siedzenia na zbyt mocno wypchanej kanapie, tego, jak układają się piersi kobiety leżącej na wznak. (…) Zrobił filozofię z zawrotu głowy, voyeuryzmu, wstydu, sadyzmu, rewolucji, muzyki i seksu. Mnóstwa seksu.
Urzeka nawet nazewnictwo rozdziałów. Spójrzcie na te dopiski niczym ze scenariusza sztuki teatralnej, który z rozwagą wprowadza kolejnych bohaterów, miejsca, klimat i tematykę, a przede wszystkim aurę. Podstawowym pytaniem dla czytelnika będzie zapewne czy nie orientując się w filozofii i egzystencjalizmie, będzie w stanie przeczytać tę książkę i wynieść z niej coś dla siebie. Dzięki zgrabnej konstrukcji książki, Sarah Bakewell przeprowadza nas gładko po latach, postaciach, myślicielach, pisarzach i wszelkich wiatrach zmieniających się poglądów, czyniąc ze swojego reportażu absorbującą lekturę na pograniczu wciągającej powieści.
Możesz mówić o tym koktajlu i jest to filozofia!. Przedmiotem filozofii jest to, co się przeżywa, w taki sposób, w jaki to się dzieje.
Przekonuje nas Bakewell i podobne podejście można zastosować do tej książki. Jako sprawną podróż po filozofii. Kto wie, może odkryjemy filozofa w sobie, którego wcześniej się nie dostrzegało. Ciekawie robi się również we fragmentach, w których sama Bakewell rozpoczyna swój skrawek opowieści, historię poznania i fascynacji Sartre’em, który nauczył ją, jak coś porzucić. Autorka zwróci uwagę na to, dlaczego warto wracać do egzystencjalistów, przybliżając nam pytania, które zadawali sobie podczas swoich rozważań:
(…) co znaczy dla człowieka żyć życiem autentycznym, w pełni ludzkim, gdy jest rzucony w świat z wieloma innymi ludźmi, także pragnącymi życia. Poruszali kwestie wojny atomowej, wykorzystywania środowiska, przemocy, trudności utrzymania stosunków międzynarodowych w niebezpiecznych czasach. (…) Wszyscy pisali o niepokoju i przytłoczeniu możliwościami wyboru. (…) Martwili się cierpieniem, nierównościami i wyzyskiem, oraz zastanawiali się nad tym, czy coś można z tym złem zrobić. (…) Pytali kim jest człowiek, biorąc pod uwagę coraz subtelniejsze rozumienie fizjologii mózgu i chemii ciała rozwijane w poprzednim stuleciu. Jeśli żyjemy w niewoli własnych neuronów i hormonów, to jak wciąż możemy uważać, że jesteśmy wolni?
Bakewell zwraca uwagę na to, że temat wolności nie stracił na ważności. Szczególnie w czasach kiedy orientujemy się, że ktoś nami nadzoruje, wymaga prywatnych danych, zasypuje towarami i ofertami. Przy jednoczesnych, wciąż żywych konfliktach rasowych, płciowych, religijnych i ideologicznych, pytanie o tytułowe wolność i bycie wydają się porażająco aktualne. Opowieść o egzystencjalizmie to też opowieść o polityce i historii XX wieku, ponieważ filozofia nie żyła w oderwaniu od ideologii. Autorka zdecydowała połączyć w swojej książce to, co filozoficzne z tym, co biograficzne: Sądzę, że filozofia staje się bardziej interesująca, gdy wlewa się ją do formy życia.
Właśnie w tym celu Bakewell otwiera swoistą „zatłoczoną kawiarnię umysłu”, gdzie rozmawiają, polemizują ze sobą najwybitniejsi myśliciele XX wieku, choć niektórzy nigdy w rzeczywistości się nie spotkają. Książka zwraca się następnie do korzeni, czyli do fenomenologi i jej założyciela – Husserla. Śledzi ścieżki, wypatruje pierwszych rewolucyjnych myśli, a przede wszystkim stara się tłumaczyć idee przez analogie, które dla czytelnika są nie tylko pomocne, ale skutecznie włączają umysł i pozwalają zatopić się w opisywanym nurcie filozoficznym bez większych trudności.
W „Kawiarni egzystencjalistów” przychodzi też czas na skonfrontowanie filozofii z nazizmem. Zostanie w tym celu przybliżona postać Martin’a Heidegger’a, który oprócz fenomenologa, okazał się być nazistą przynajmniej przez chwilę, i to nie z wygody, ale z przekonania. Ten fragment reportażu przybliża korelację filozofii i polityki, kiedy to jedno nie zawsze wynika z drugiego. Heidegger, który wierzył w czujność i wytrząsanie ludzi z zapominalstwa, osobiście nie praktykował rodzaju czujności, która powinna zwraca uwagę na przemoc nazistów. Uczynił wręcz odwrotnie. Nadążał za wybrańcem narodu i wymogami historii.
Następnie wracamy do Sartre’a i jego inspiracji czerpanych z własnych doświadczeń. Ilość nagromadzonej przez autorkę wiedzy imponuje. Świadczą o tym nie tylko liczne przypisy i obszerna bibliografia, ale logika oraz prawdomówność jej narracji. Jeden fakt płynnie wynika z drugiego, tworząc przystępną i frapującą opowieść o losach, inspiracjach wielkich filozofów i pisarzy. Przydatną informacją okazuje się uświadomienie czytelnikowi, że tak jak Heidegger obrócił Husslerowską fenomenologię w rodzaj poezji, tak Sartre i Beauvoir uczynili ją bardziej powieściową, a więc przystępniejszą dla laików. Innymi słowy – zbeletryzowali filozofię.
Na scenę wkroczy również Simone de Beauvoir, która miała niezwykły talent do dziwienia się światem i sobą samą; przez całe życie pozostała wirtuozką podziwiania. (…) Sartre uważał jej talent do dziwienia się za jeden z najbardziej „autentycznych” rodzajów filozofii oraz formę „filozoficznego ubóstwa”. Simone, która swoim niebywałym talentem pisarskim i bezwzględnym podążaniem za wolnością, wniesie wiele do nurtu egzystencjalistycznego. Zaszturmuje przecież świat oraz patriarchalne konwenanse swoją powieścią „Druga płeć”, którą można uznać za najbardziej wpływową w nurcie egzystencjalistycznym. Nie muszę chyba wspominać ile mitów obaliła Simone i jak wiele kobiet zmieniło postrzeganie siebie po lekturze tej rewolucyjnej książki? Zatem „Kawiarnia egzystencjalistów” to również analiza wpływu przełomowych lektur na ówczesnego odbiorcę.
Podrastając, dziewczyna uczy się zachowywać skromnie i obyczajnie. Chłopcy biegają, łapią, wspinają się chwytają, tłuką; dosłownie biorą się ze światem za barki i mocują. Dziewczynki noszą ładne sukienki i nie śmią pobiec, by się nie pobrudzić. Później wkładają wysokie obcasy, gorsety i spódnice; zapuszczają długie paznokcie i boją się je złamać. Uczą się na niezliczone małe sposoby, by zastanawiać się, czy nie uszkodzą swojej delikatnej osóbki, zanim cokolwiek zrobią.
Bakewell przedstawi nam również co wybuch wojny znaczy dla filozofa. Nic nie przerażało Francuzów bardziej niż wojna nie tylko ze względu na to, że I Wojna Światowa pogrzebała 1,4 miliona francuskich żołnierzy, ale z powodu strachu przed kradzieżą, ograniczeniem wolnej myśli. Sartre wyznał: Nie chcę, żeby zmuszano mnie do zjadania moich rękopisów. Autorka znów zgrabnie dobiera słowa określając wojnę jako najstraszliwszą obelgę dla młodego egzystencjalisty w typie indywidualistycznym. Wątek wybuchu wojny staje się tutaj również istotny ze względu na fakt, który podkreśliła Simone, iż to wtedy historia ich porwała i nigdy nie wypuściła. Od tej pory wielu z nich starało się uprawiać tzw. literaturą zaangażowaną.
Choć w tytule „Kawiarni egzystencjalistów” pojawia się również słowo „wolność”, to książka ta ukazuje przede wszystkim szerokie spektrum obaw o utratę tej wolności. To obraz nie tylko samych osób mających wpływ na egzystencjalizm i jego pochodne, ale to również wnikliwe wejrzenie w zmieniające się poglądy, ludzki lęk przed kolejnym konfliktem zbrojnym. To absorbujące próby odpowiedzenia na pytanie o winę, karę oraz los niesprawiedliwie traktowanych.
Zmierzając ku końcowi lektury natrafiłam na to proste, ale tak silne w swym przekazie zdanie: to, co czytasz, wpływa na twoje życie. Przekraczając próg tej „kawiarni” czytelnik dowiaduje się, że żadna nowoczesna filozofia nie napędzała tak feminizmu, walk o prawa osób homoseksualnych, kruszenia barier klasowych oraz zmagań antyrasistowskich i antykolonialnych. Nie ma lepszej książki dla outsidera, buntownika i wykluczonego, który za pomocą własnych myśli, czuje wszystko.
Chylę czoła przed ogromem pracy, jaki Bakewell włożyła w napisanie tej książki. Próby wytłumaczenia przykładowemu laikowi, jak ja, czym był jeden z najważniejszych nurtów filozoficznych stulecia, w którym się przecież urodziłam, rozjaśni umysł wielu czytelników głodnych wielowarstwowych rozważań. W kończącym rozdziale autorka zabiera głos, by umieścić egzystencjalizm w XXI wieku i rozważyć jego aktualność. Bo czyż my wciąż nie zastanawiamy się nad Wolnością i Bytem? W każdym stuleciu zmienia się jedynie forma zniewolenia. Czy naszych umysłów i kontaktów międzyludzkich nie stara się przyćmić technologia? Pytań jest więcej, będziecie nasyceni. Dla głodnych nie tylko filozoficznych rozważań, warto sięgnąć po „Kawiarnię Egzystencjalistów”, którą Sarah Bakewell żmudnie dla nas zbudowała cegła po cegle.
Kawiarnia egzystencjalistów. Wolność, Bycie i koktajle morelowe, Sarah Bakewell, tłumaczenie Aleksandra Paszkowska, sierpień 2018, Wydawnictwo Krytyki Politycznej
Bardzo mnie cieszy fakt, że mam dla Was trzy egzemplarze tej niezwykłej książki.
Pytanie konkursowe, które umożliwi Wam zdobycie tej książki jest następujące:
Gdybyście mogli zaprosić jednego z filozofów bądź pisarzy do kawiarni, kto to by był i dlaczego? Jaki trunek byście zamówili, o co byście zapytali?
Niech Was poniesie wyobraźnia. Spośród odpowiedzi, wylosuję trzech zwycięzców, do których powędrują egzemplarze.
Czas do czwartku wieczora 13 września:)
Dobry wieczór! Spośród filozofów zdecydowanie zaprosiłabym do kawiarni Michela Foucault. Najchętniej zamówiłabym trunków bez liku. Na początek – dla niego i siebie podwójne espresso z tonikiem. Nawiązując do ukutej przez niego maksymy – „Cokolwiek myślisz, pomyśl odwrotnie” – zapytałabym na wstępie, która spośród wszystkich goszczących w jego umyśle myśli odwrotnych najbardziej zrewolucjonizowała jego refleksję? Która pomyślała się w nim z największym rozmachem? Przynajmniej kilka z nich zostawiło niewymazywalny ślad na naszej kulturze. Myślę, że podczas rozmowy o tych niespodziewanych intelektualnych konsekwencjach pilibyśmy już jakieś egzotyczne drinki. Następnie przewietrzylibyśmy się na długim spacerze w nocnej łunie miasta. Tylko po to, by zakończyć wieczór obserwując wschód słońca z mojego tarasu, słuchając ze skrzypiących winyli rzewnych nut Coltrane’a lub Parkera. Witając nowy dzień zmęczonym półuśmiechem, przepełnionym wzajemnym zrozumieniem.
Oddałbym wiele za wieczór przy czerwonym winie i świecach z Susan Sontag – gdyby tylko żyła. Chłonąłbym jej niesamowitą przenikliwość, świeżość myśli i niepodległość umysłu. Zapytałbym, czy nadal, po 50 latach uważa, że hermeneutykę powinniśmy zastąpić erotyką sztuki i jak starać się to osiągnąć. Po pewnym czasie zaczęlibyśmy obserwować przechodzących ulicą ludzi z małymi przerwami na papierosa 🙂
Jako mieszkanka Gdańska, nie mogę odpowiedzieć na to pytanie inaczej – oczywiście zaprosiłabym Artura Schopenhauera. W przygnębiająco szary, mokry, jesienny dzień odwiedzilibyśmy ulicę Świętego Ducha z trzema znaczącymi budynkami – domem matki Schopenhauera, domem, w którym urodził się Artur oraz celem naszej wycieczki – kawiarnią Sch. Schopenhauer z wielkim portretem mojego gościa na ścianie. Co pijemy – kawę („czarną jak noc i gorzką jak życie”).
Wierzę, że mielibyśmy o czym rozmawiać. Przede wszystkim, zaopatrzona w zestaw memów, chciałabym dowiedzieć się, co filozof sądzi o tym, że stał się ikoną popfilozofii XXI wieku. Kiedyś boleśnie przeżywał nikłe zainteresowanie swoimi wykładami i z zazdrością patrzył na pełne studentów aule Hegla. Czy dzisiejsza popularność cieszyłaby Artura, czy raczej raziła powierzchownością i niezrozumieniem istoty jego filozofii? W czym upatruje przyczyn obecnej mody na pesymizm?
Zapytałabym też, co sądzi o współczesnych kobietach i ich możliwościach. Czy nadal upiera się, że „są dziecinne, niedorzeczne i krótkowzroczne, jednym słowem przez całe życie są wielkimi dziećmi”? Nie spieszymy się, mamy dużo czasu.
Pozdrawiam
Zaprosiłbym Diogenesa z Synkopy. Sprawdziłbym, czy rzeczywiście, mając do dyspozycji jakiekolwiek życzenie, powiedział do Aleksandra Wielkiego, żeby ten się przesunął, bo zasłania mu słońce. Wspaniałe! Chętnie zamówiłbym wino do tej pogawędki, ale nie jestem pewien, czy mój rozmówca by na to przystał.
Popijając retsinę z Lawrencem Durrellem zapytałabym go jak wewnętrznie godził potrzebę ciągłej ucieczki od siebie i innych z udanym zadamawianiem się w miejscach, w których mieszkał przez dłuższy lub krótszy czas. Może zechciałby się też podzielić opowieścią o niektórych przynajmniej zaprzyjaźnionych sławach ze świata literackiego, jak Henry Miller czy Patrik L.Fermor. Chętniej nawet posłuchałabym o Fermorze, tak jak i L. Durrell zapalonym podróżniku. A na koniec może Durrell zaproponowałby, że mnie umówi w tej samej kawiarni właśnie z Fermorem.
Ponieważ poza słowami „filozofów bądź pisarzy” nie wprowadziłaś żadnych ograniczeń w wyborze, moja odpowiedź będzie trochę inna.
Ja zaprosiłbym na spotkanie filozofa samouka, filozofa domorosłego (bo przecież nie dyplom decyduje o byciu filozofem), a przede wszystkim filozofa nieistniejącego – Chrisa Stevensa, bohatera „Przystanku Alaska”. Dlaczego? Ponieważ to on zaszczepił we mnie chęć zagłębienia się w tę tematykę, pokazał, że filozofia to nie tylko pokryte kurzem książki w nieuczęszczanej części biblioteki, a codzienność człowieka. Refleksyjne podejście do życia. Chris był inspiracją dla nastoletniego mnie, pokazał, warto stale się rozwijać, ze wszystkiego wyciągać jakąś lekcję. Chętnie usiadłbym z nim w jadłodajni przy kubku cierpkiej kawy, zapytał, co teraz czyta, nad czym pracuje. Jestem pewien, że właśnie takie proste pytania przerodziłyby się w niezapomnianą dyskusję.
A ja najchętniej przeszedłbym się na kawę z Williamem Jamesem – jednym z twórców pragmatyzmu. Chciałbym poczuć w rozmowie z nim amerykańskiego ducha filozofii, który tak różni się od tego naszego – kontynentalnego. Zapytałbym o sławną „historię z wiewiórką” i pokazał jak myśl jego (i Peirce’a) ewoluowała przez ponad 100 lat. Zapytałbym także wprost o jego stosunek do metafizyki średniowiecznej i rozstrzygnięcie – czy odnajduje w niej więcej dobrego niż złego.
A ja trochę przekornie poszłabym na dobre, angielskie ale z Karlem Marxem. Pogratulowałabym mu bystrości umysłu, niezwykłej umiejętności przewidywania przyszłości kapitalizmu i sprawienia, że filozofia znów stała się nauką praktyczną. Spytałabym, jak mając tak dobre diagnozy, mógł dać tak słabe recepty. Próbowałabym się dowiedzieć co sądzi o komunistycznych eksperymentach takich jak Chiny Mao czy Związek Radziecki? Czy widząc jak skończyły się próby wprowadzenia innego porządku niż ten stricte kapitalistyczny i jak zmieniła się ekonomia od końca XIX wieku, zmieniłby coś w swoich tezach i poglądach?
Nie będę się rozpisywać. Whisky z Ernestem Hemingwayem ☺️
Ja chętnie wypiłabym espresso ze Stephenem Kingiem. Porozmawiałabym z nim o jego twórczości, o tym czym inspiruje się przy tworzeniu swoich powieści, skąd przychodzą mu go głowy pomysły na tak przerażające postaci oraz czy powstawały one w jego wyobraźni od razu, czy raczej powoli kształtowały się w czasie pisania. Zapytałabym o to, jaki wpływ na jego aktualne życie oraz twórczość miało jego dzieciństwo. Fakt, że wychowywał się bez ojca, miał problemy finansowe, a nawet widział na własne oczy tragiczną śmierć przyjaciela. Chciałabym wiedzieć, jak walczył z chorobą alkoholową, co wtedy czuł, jak się zachowywał, co robił aby sobie z tym poradzić, jaki wpływ na poprawę jego stanu miała rodzina i przyjaciele. Chciałabym zapytać go o plany na przyszłość, o kolejne książki, o pomysły na następne historie. Na koniec oczywiście postawiłabym przed nim 5 kartonów jego książek i Poprosiła, aby w każdej z nich napisał dla mnie coś specjalnego. To spotkaniem musiałoby trwać chyba cały dzień, abym dowiedziała się o tym człowieku wszystkiego, czego hymn chciała, ale pewnie po nim jeszcze chętniej wracałabym do jego twórczości
Ja w swoim wyborze stawiam na dwie rzeczy – osobowość rozmówcy (nie chcę przecież nudy) oraz przynajmniej częściową odmienność poglądów. Bo czy interesująca może być rozmowa dwóch zgadzających się ze sobą osób?
Do stolika zapraszam zatem filozofa – supergwiazdę – Slavoja Żiżka.
Przy kuflu piwa zapytałbym go, dlaczego jako narzędzie do analizowania świata wybiera zazwyczaj kino oraz czy nie ma wrażenia, że często mocno nadinterpretuje zawarte w filmach elementy. Kiedy rozmowa, jak to bywa przy alkoholu, zeszłaby na tematy polityczne, zapytałbym Żiżka o jego zdanie na temat kondycji współczesnej lewicy, której rychłą śmierć przewidywał dekadę temu. No i czy nadal straszy swoich gości portretem Stalina.
Miałem kiedyś romans z językoznawstwem, skutkiem którego darzę pewną sympatią Noama Chomsky’ego. Przy szklaneczce brandy zadałbym mu przede wszystkim pytanie „Czy Noam Chomsky jest wysoki, czy szczęśliwy?” 🙂
Zapytałbym też profesora o jego zdanie na temat teorii scyzoryka oraz czy obserwując dzisiejszy świat, ma czasem ochotę dopisać kolejne punkty do swoich „10 metod manipulacji społeczeństwem”.
A ja myślę, że z nostalgii za młodzieńczymi latami, a także ze względu na obecną porę roku, pewnego szarego, deszczowego dnia wybrałbym się na rumuńskie wino z Emilem Cioranem. W swoim późnym nastolęctwie z bolesną przyjemnością nurzałem się w pesymizmie Ciorana, dziś jednak zapytałbym go, czy naprawdę wierzył, ze nie ma dla nas żadnego prawdziwego pocieszenia.
(W prezencie pewnie wręczyłbym mu „Kucając” Stasiuka.)
Na studiach zmierzyłam się z historią filozofii, poznając mniej lub bardziej dokładnie różne idee, pomysły, systemy wartości, wyjaśnienia funkcjonowania świata i ludzi. Było to ciekawe doświadczenie zobaczyć jak inni, często tysiące lat przed nami, postrzegali to, co wokół nich i co w każdym z nas. Dziś chętnie spotkałabym się właśnie z filozofami starożytnej Grecji – Sokratesem, Platonem, Arystotelesem; tworzyli przecież podwaliny filozofii – to, co później, było rozwinięciem, nawiązaniem lub kontrą. Rozmowa toczyłaby się pewnie przy butelkach dobrego wina z południa Europy. A zapytałabym ich o nowe definicje m.in. człowieka, państwa, demokracji, wartości. Chętnie też porozmawiałabym z Epikurem – w końcu to on uczył jak być szczęśliwym i może podpowiedziałby, jak tego szczęścia szukać w naszych zagmatwanych czasach.
Moim faworytem jest Theodor Adorno – z ogromną przyjemnością odbyłbym z nim interesującą rozmowę w jakiejś przyjemnej kawiarni. (Byleby tylko puszczali w niej muzykę klasyczną – mój gość ma wrażliwe ucho!)
Sadzę, że nie da się z góry założyć przebiegu rozmowy z filozofami, więc i nasza rozmowa biegłaby własnym torem. Niemniej chciałbym na pewno poruszyć dwie sprawy. Po pierwsze obwoływany we wszystkich mediach zanik podziału na kulturę wysoką i masową. Bardzo interesuje mnie, co Adorno miałby do powiedzenia w tej kwestii.
Po drugie chętnie posłużyłbym się jego skalą F do omówienia zjawisk, które pojawiają się w naszym społeczeństwie. Jestem ogromnie ciekaw lekcji, jaką wyciągnąłbym z tego spotkania.
Dobry wieczór. Widzę, że większość stawia na filozofów i mężczyzn, ja zaś chętnie poszedłbym na drinka z pisarką Chimamandą Ngozi Adichie. Bardzo cenię nie tylko jej wspaniałe powieści, ale też liczne wystąpienia, które możemy obejrzeć na youtube. Chętnie porozmawiałbym z nią o wszystkim – literaturze nigeryjskiej (w tym o prozie Achebe) i historii Nigerii, feminizmie (tak!), polityce, edukacji. Ta kobieta jest fascynującą postacią i ma wiele, naprawdę wiele wartościowych rzeczy do powiedzenia.
Z przyjemnością, ale też z pokorą, wychyliłbym szklaneczkę whiskey z moim ulubionym pisarzem, Cormakiem McCarthym. Do dziś nie mogę wyjść z podziwu nad tym, jak udało mu się w tak niewielkiej powieści, jaką jest „To nie jest kraj dla starych ludzi” stworzyć Chigurha z całą grozą, którą sobą reprezentował. Zapytałbym też, czy czuje się spadkobiercą wielkich amerykańskich klasyków, co sądzi o ekranizacjach swoich powieści oraz czemu tak bardzo zinfantylizował język postaci w „Drodze”.