Co stanowi o wartości książki? Z pewnością nie liczba stron, ale jednak przykuwamy do nich uwagę. Wielkie tomiszcza straszą ciężarem, objętością, do torby się nie zmieszczą, na wakacje ciężko je zabrać. Wymagają dyscypliny i systematyczności. Na pewni miałam tak z „Księgami Jakubowymi” Olgi Tokarczuk czy „Żywym srebrem” i „Zamętem” Neal’a Stephenson’a, a także „Cesarzem wszech chorób. Biografia raka” Siddhartha Mukherjee.

Jednak do małych, krótkich, niepozornych książek również nie zawsze mamy zaufanie. Zwłaszcza jeśli nie zna się autora. Skoro taka krótka to mało ma w sobie wartości albo za szybko się skończy? Nic bardziej mylnego. Pomyślałam, żebyśmy dziś spojrzeli na „małe książki wielką treścią pisane”. Bo małe potrafi znaczyć piękne i wartościowe. Trudno wybrać, zawęzić i skondensować te perełki, ale postanowiłam odstawić nowości, którymi dzielimy się na bieżąco i spojrzeć na „11 książeak, która mają około 100 stron, ale zostaną z Tobą na 100 lat i jeden dzień dłużej.”

Patti Smith, Obłokobujanie, luty 2014, Wydawnictwo Czarne

Zacznę od Patti. Od czego zacząć bujanie po obłokach geniuszu tej delikatnej, urokliwej książki? Może zacznę od tego, czego nigdy nie poruszam. Od wyglądu zewnętrznego. „Obłokobujanie” to kruche 88 stron w postaci niewielkiej książeczki, która w momencie wylądowania w dłoni sprawia, że wiesz, że gdzieś na pewno odlecisz. Faktura książki i szorstkość okładki sprawia, że chcesz ją muskać dłońmi jak najlepszego przyjaciela. I ten zapach! Książka pachnie jak ołówek. Nie ten komercyjny, zapaćkany emaliowaną chemią w dzikim kolorze, ale najprostszym, najczystszym ołówkiem bez zbędnych dodatków. Kartki papieru wciągają jak narkotyk, pachną one świeżym drzewem i człowiek nie obraża się na osobę, która to drzewo ścięła, ponieważ kontynuuje ono swój żywot na kartkach tej pięknej książki i w jej naturalności.

Patti Smith jest ikoną rocka, kiedyś chciała zostać malarką. Nie szkodzi, że nią nie została, ponieważ nauczyła się malować słowami niesamowite pejzaże. Tą książką nie chciała napisać bajki, wszystko w niej jest prawdą, sumą jej refleksyjnej duszy czerpiącą radości z rzeczy małych. Życzyła sobie stworzyć książkę, która wyciągnie człowieka z dolin złego samopoczucia i wyniesie na wzgórza radości. Smith zabiera nas w liryczną podróż po swoim dzieciństwie i tęsknocie za spojrzeniem na świat pełnym zachwycających zjawisk. Tutaj chmury przypominają „embrion, zmarłego przyjaciela leżącego na wznak. Albo wielkie ramię, pełne współczucia jak wiosna”, a źdźbła trawy to ludzie snujący się po nocy.

Andrzej Stasiuk, Kucając, październik 2015, Wydawnictwo Czarne

Zakochałam się. W jej urokliwym rozmiarze, który ledwie wyprzedza wielkość dłoni. W tych bajecznych, eterycznych ilustracjach przewijających się między kwintesencją twórczości Stasiuka. Ta pozycja to właśnie propozycja dla koneserów. To zbiór opowiadań, które może znaleźć w poprzednich książkach, czy to „Dukla” czy „Jadąc do Babadag”. Z pełną premedytacją wybrano premierę na jesień, bo w tej książce wszystko jest soczyste i pachnie jesienią oraz zwierzęcym instynktem. Znów wracamy do opowieści o psach, kotach i owcach pana Stasiuka, do jego przemyśleń na temat przyrody, która powinna być nieodzownym elementem życia każdego człowieka. Powinna wejść w krew i mi zdecydowanie przepływa wolnymi strumieniami, jak i silnymi wodospadami, by napomnieć nas trochę, by pouczyć, by zachęcić do spojrzenia na świat kucając.

„Bo nigdy nie widać życia lepiej niż jesienią. Nigdy nie jest piękniejsze i nigdy nie przychodzi łatwiej zgodzić się na śmierć niż w karnawale jesieni”.

Inga Iwasiów, Umarł mi. Notatnik mojej żałoby, listopad 2013, Wydawnictwo Czarne

Miałam duże oczekiwania wobec tej książki, oczekiwania osoby, która też kiedyś straciła kogoś bliskiego i chciała przeczytać nagą, niepokolorowaną, nieokiełznaną prawdę, relację z żałoby i jej zdrady, upadku świata i do niego wracania. Ta książka to zajrzenie przez dziurkę od klucza w głąb pustki i rozpaczy kogoś na wpół osieroconego. Po tej książce nie można oczekiwać terapii czy katharsis, jedynie podzielenia tego, co samemu się kiedyś czuło i ta książka to zadanie spełniła.

Agnieszka Drotkiewicz, Teraz, 2009, Wydawnictwo W.A.B.

Drotkiewicz kończy swój rozbudowany, lejący się, topiący nas strumień swojej świadomości jedną z myśli : „Kto by się spodziewał, że życie jest wszędzie?” Chyba bym powiedziała, że dla mnie o tym właśnie jest ta książka. O życiu toczącym się wszędzie, w nas i poza nami. Podczas gotowania, prania, zakupów w Tesco, podczas oglądania filmu, gry w badmintona, pisania artykułu. Dla mnie Drotkiewicz to kolejne wybitne kobiece pióro polskiej literatury. Kogoś taki ciężko lejący się strumień czyjejś świadomości może przytłaczać i wydawać się zwykłym marudzeniem kobiety po trzydziestce. Dla mnie ciągłe zadawanie pytań i kwestionowane rzeczywistości jest jedną z definicji życia i przeżywania go intensywnie. Tę książkę trzeba czytać w skupieniu, pełnym oddaniu i zastanowieniu. Bo ta książka Cię rozprasza, na wiele kawałków.

Ludmiła Pietruszewska, Jest noc, maj 2012, Wydawnictwo Czarne

Taka drobna, taka mała, pozornie krótka, a tak rozciągliwie ciężka. Pisana ciągiem nieszczęść Matki Rosjanki. Obraz nędzy i rozpaczy, biedy, samotności niedocenianej matki. Degeneracji ciała i duszy. Czuć smród starości, odór gwałtu, ciężar zaniedbania rodziny i państwa. Strumień świadomości, bez przerwy, bez rozdziałów, onomatopeja nieszczęścia. I wisi w powietrzu, pobudza interpretacyjną wyobraźnię, brak kropki na końcu książki…Nie ma ucieczki od nędzy ? Niekończąca się niedola, wyrzucanej za drzwi obojętności, matki.

Kjersti Annesdatter Skomsvold, Im szybciej idę, tym jestem mniejsza, kwiecień 2014, Wydawnictwo Media Rodzina

Ta pozycja przeplata w sobie słodko-gorzkie przemyślenia krańca egzystencji. Jest z pozoru zwyczajnym prześledzeniem myśli kobiety u schyłku życia, która chciałaby uchronić się od zapomnienia. Mathea chciałaby być unikatowa, ale zdaje sobie sprawę, że „każdy Chińczyk też jest unikalny”. Śledzimy szereg czynności, które podejmuje Mathea, na co dzień stroniąca od ludzi i aktywności. Mnie swoją biernością zachwyciła i sprawiła, że nie pójdzie w mojej pamięci w zapomnienie. Tę książkę czyta się z rozczuleniem, które towarzyszy nam na widok uśmiechniętej staruszki w tramwaju czy siedzącej na ławce, przy stawie, karmiącą kaczki.

Hubert Klimko-Dobrzaniecki, Pornogarmażerka, sierpień 2013, Wydawnictwo W.A.B.

Na okładce książki widnieje napis „Poprawność polityczna – musicie jej poszukać gdzie indziej” i to najlepiej podsumowuje „Pornogarmażerkę”. Klimko-Dobrzaniecki nie zna słowa wstyd i nie powstrzymuje się przed niczym. Wciela się w osoby nienawidzone, w osoby ważne, osoby proste. Stwarza przewrotne puenty, bawi i prowokuje. Można się oburzyć, można się zgodzić. Jeśli szukacie właśnie takich wrażeń to „Pornogarmażerka” na pewno Wam je dostarczy.

Natomiast czy „Samobójczynie” znane też jako „Przekleństwa niewinności” Jeffrey’a Eugenides’a potrzebują przedstawienia? Czy nie słyszeliście o Weroniki Murek „Uprawie roślin południowych metodą Miczurina”? I czy nie chcielibyście zajrzeć do „Tam” Nataszy Goerke, które mieszka w Nepalu. Bo przecież zachwyt nad „Bezbronną kreską” już Wam na tym blogu nakreśliłam.

Zatem czytajmy też „małe książki wielkimi treściami pisane” 🙂

Tadeusz Dąbrowski, Bezbronna kreska, sierpień 2016, Biuro Literackie

Weronika Murek, Uprawa roślin południowych metodą Miczurina, luty 2015, Wydawnictwo Czarne

Natasza Goerke, Tam, kwiecień 2017, Wydawnictwo Czarne

Jeffrey Eugenides, Samobójczynie, 2001, Wydawnictwo Zysk i S-ka