Trudno znaleźć ludzi o podobnej wrażliwości. Którzy rzucają się w ramiona płaczu w kinie i nie ma siły, który by ich od tego powstrzymała. Którzy płaczą, gdy widzą piękny zachód słońca czy podczas reklam. Takich, którzy wybuchają perlistym śmiechem i nie ma drugiego takiego w całej sali wypełnionej po brzegi ludźmi. Mimowolnie obejrzymy się za takim człowiekiem. A potem zostanie naszym najlepszym przyjacielem. Gdy już takiego się znajdzie, to za wszelką cenę – nie wypuszczajcie go. Podobnie jest z książkami. Gdy znajdziecie pośród nich tego „najlepszego przyjaciela”, nie ma takiej siły, która by powstrzymała te fale zachwytu, która sprawi, że sięgniecie dalej. Przy tej pogoni za nowościami, mnóstwem premier, łatwo zapomnieć o tym, co za nami. Niewidzialna ręka pcha nas po nowości, bo też takowe najczęściej znajdziemy na naszych czytelniczych drogach.

Po przeszłość czytelniczą trzeba sięgać bardziej świadomie. Chcę Wam dziś przypomnieć jak bardzo warto. Czytając wszystkie te pozycje, dwóch nieżyjących już autorów i jednej z najwybitniejszych pisarek niemieckich, nie opuszczało mnie zdanie: „kto tak jeszcze pisze?” Nie da się tego przyrównać do żadnej innej prozy. Poniższe lektury to literackie indywiduum najwyższej próby, które przyćmiewa wszystko dookoła. Sprawiają, że nieprędko sięga się po następną książkę. Z szacunku do wybitności, ale i wewnętrznego przekonania, że teraz wszystko będzie tylko namiastką tej właśnie lektury.

„Żar”.  „Chodzenie. Amras”. „Nadal ten sam śnieg i nadal ten sam wujek”. Zacznijmy zatem od początku. Od pierwszych zdań.

Przed południem generał długo przebywał w tłoczni wina.

Podczas gdy ja, zanim Karrer popadł w obłęd, chodziłem z Oehlerem tylko w środy, to teraz, kiedy Karrer popadł w obłęd, chodzę z Oehlerem również w poniedziałki.

Po samobójstwie rodziców byliśmy przez dwa i pół miesiąca zamknięci w wieży, symbolu naszego przedmieścia Amras, do której to wieży można dotrzeć przez duży sad jabłoniowy, prowadzący w kierunku południowym ku prastarej skale, a będący przed laty własnością ojca. 

CZY MASZ CHUSTECZKĘ? pytała codziennie mama przy furtce, zanim wyszłam na ulicę.

Każde z tych zdań wprowadza charakterystyczny dla danej książki ton i sposób pisania. Każde z nich wciągnęło i przeniosło mnie w ich odosobnione światy. Powieść „Żar” węgierskiego pisarza z 1942 roku swym niewielkim rozmiarem zachwyca językowo od pierwszej strony. To ten typ literatury, który wystaje ponad wszelkie nowości i wskazuje na nas palcem, karci za tak późne odkrycie. Tematyka należy do tych klasycznych. Po 41 latach samotnego generała odwiedza stary przyjaciel. Poróżniła ich przeszłość i kobieta. Henryk prosi swoją nianię, by przygotowała kolację identyczną do tej sprzed czterech dekad. Kolację, która będzie pretekstem do snucia wspomnień najwyższej jakości językowej dla czytelnika, który lubi rozkoszować się każdym słowem oraz wkładać je sobie do ust i wyobraźni bez pośpiechu. Skosztujmy:

Zawarł też w sobie ciszę, jak więzień sumienia, który wegetuje w bezwładzie w piwnicznej ciemnicy, zarośnięty i w łachmanach, na spleśniałej, przegniłej słomie. (…) Na klamkach czuło się drżenie czyjejś ręki, żar dawno minionej chwili, kiedy ręka ociągała się z naciśnięciem klamki. Każdy dom, w którym namiętność dotknęła ludzi z całą swoją mocą, wypełnia się tą mroczną treścią.

Dzięki takim opisom „mroczna treść” czegoś nieuchwytnego, wiszącego w powietrzu, szybko osiada na czytelniku. Każe nie rozstawać się z treścią, ale jednocześnie się z nią nie spieszyć. Ołówek do zakreślania cytatów biega po tych trzech powieściach jak szalony. Sandor Márai słowami zbudował niepokój i napięcie towarzyszące również bohaterom jego powieści. Z pozoru rozprawiając o zburzonej męskiej przyjaźni dotyka transcendentalnych, ludzkich prawd. Lektura na wieczny czytelniczy powrót. Nie ma co zwlekać!

 

Nie mam odwagi dotykać Berhnarda słowami. Łatwo o potknięcia, nieudolność, jąkanie. To kolejna pozycja, po którą nie sięga się przypadkowo, ale z rozwagą. „Kalający własne gniazdo” Thomas Bernhard, uważany za jednego z najważniejszych twórców austriackich drugiej połowy XX wieku, wymaga zupełnie innego rodzaju uwagi. Bernhard potrafi zmęczyć. To literatura do ciężkiego przełykania, nie ma w niej ani grama przyjemności wynikającej z treści. Jej miarą jest namysł nad kondycją człowieka. Jego zakłamania, pędu życia, fałszywego optymizmu. Bernhard jest surowy. Nie oferuje łatwych rozwiązań. Nawet w formie, którą wybiera w pisaniu.

Albowiem wszystko, co się myśli, jest zbędne. Natura nie potrzebuje myślenia, mówi Oehler, tylko ludzka wyniosłość nieprzerwanie wmyśla swoje myślenie w naturę. (…) Większość ludzi, ponad dziewięćdziesiąt osiem procent, mówi Oehler, nie ma ani chłodnych, ani przenikliwych umysłów, nawet w ogóle nie ma rozumu. Dowodem na to jest niewątpliwie cała dotychczasowa historia. 

Nie oznacza to jednak, że dzieła Bernharda trzeba zaliczać do dzieł hermetycznie zamkniętych, trudnych do przyswojenia i ciężkostrawnych w odbiorze. Każda książka została w końcu napisana po to, żeby ją przeczytać. I Bernharda trzeba czytać. W nieprzerwanym biegu języka obecnym w „Chodzeniu” rzuca się w oczy charakterystyczny rytm. Wrażenie wręcz, że to proza mówiona a nie pisana. Nieprzerwany strumień, tyrada wręcz, która nie oferuje czytelnikowi wytchnienia. Wydaje się, że głównymi bohaterami nie są tutaj ludzie, ale ten nieprzerwany monolog narratora. Przemawia do nas w następstwie obłędu, w który wpadł przyjaciel Oehlera, Karrer, po samobójczej śmierci wybitnego chemika, którego stłamsiło państwo austriackie.

W opowiadaniu „Amras” pada określenie „różdżkarz nieszczęścia”. Pojawia się pod jego koniec i trudno oprzeć się wrażeniu, że trafnie określa samego Bernharda. W drugim opowiadaniu słuchamy rodzeństwa, które ocalało po zbiorowym samobójstwie rodziców. Zamknięci w wieży, odseparowani od społeczeństwa, nie dają też uciec czytelnikowi. Niebywałe zakleszczenie językowe, w którym dusimy się od silnie zależnej relacji dwojga braci. Chce się aż powiedzieć, że gdy raz nawiedzi cię Bernard, to już nigdy cię nie opuści.

Mówiłam, że wrócę do Herty. Nie zostawię jej ot tak. Przypomnę niesamowity początek jej zbioru esejów, po którym nigdy nie spojrzycie na chusteczkę już tak samo.

„CZY MASZ CHUSTECZKĘ? pytała codziennie mama przy furtce, zanim wyszłam na ulicę. Nie miałam. I ponieważ jej nie miałam, wracałam po nią do pokoju. Nigdy jej nie miałam, ponieważ codziennie czekałam na to pytanie. (…) Pytanie CZY MASZ CHUSTECZKĘ? było znakiem ukrytej czułości. Jawnej mama by się wstydziła, chłopi jej nie znali. Miłość przebrała się w pytanie.
(…)
Chciałabym móc powiedzieć jedno jedynie zdanie wszystkim, którym do dzisiaj w dyktaturach codziennie odbiera się godność – choćby tylko zdanie ze słowem „chusteczka”. Choćby tylko zadać im pytanie: CZY MACIE CHUSTECZKĘ?
Czy to możliwe, że pytanie o chusteczkę nigdy nie odnosiło się do chusteczki, lecz do palącej samotności człowieka?”

Spośród wybranych przeze mnie autorów, Herta Müller może nas na szczęście jeszcze zaszczycić swoją twórczością. Pisarka pochodzenia rumuńskiego zmuszona do emigracji, by ostatecznie stać się jedną z najważniejszych postaci współczesnej literatury niemieckiej. Laureatka Nagrody Nobla z 2009 ze wstydem dociera do mnie dopiero w tym roku. „Nadal ten sam śnieg i nadal ten sam wujek” to jej skondensowana twórczość i charakterystyczne dla niej tematy: życie w reżimie komunistycznym Ceauşescu, okrucieństwo Securitate, brzemię rodzinne, wiejskie dzieciństwo, problemy na emigracji.

Powiedzenie, że w tych esejach jest dla mnie wszystko, to za mało. Chciałabym ująć złożoność tego, co zawarła w tej książce Herta, pokłonić się nad jej bólem, samotnością jednostki w duszących objęciach rumuńskiego reżimu oraz nad wybitnością niesamowitych konceptów i skojarzeń, które zrodził jej zniewolony umysł. Sama autorka mówi, że to, co pisze, musi zjeść, czego nie napisze – pożre ją. Gdy pisze, słowa stają się czymś innym. Najdotkliwszą formą własnego ocalenia stał się dla niej język. „Wymyślone zaskoczenia” pozwalają jej zbliżyć się w zdaniu do rzeczywistości. Metafory panoszą się tutaj bezczelnie zawsze trafiając w bolesne puenty. Poziom jej empatii wykracza za przyjęte normy, co czyni z niej wybitną słuchaczkę i analityczkę dzieł. Herta literaturę przekształciła w środek zaradczy, formę własnego ocalenia, ale też uratowania pamięci o innych i ich traumach. Wiem, że to pióro jedyne w swoim rodzaju. A Wy musicie się dowiedzieć czym jest „nadal ten sam śnieg”.

Nie dajmy się zwieść mylnemu przekonaniu, że literatura z przeszłości to coś, co już minęło i powinno uginać się od kurzu w bibliotekach. Obawiać się, że język i tematyka są zbyt ciężkostrawne czy nieaktualne, by przemówić do dzisiejszego czytelnika i go zachwycić. Na szczęście wydawnictwa dbają o wznowienia, a w przypadku Bernharda potrafią też wybitnie przetłumaczyć dane dzieła po latach. Czy jest sens jeszcze zwlekać? Przypominam, że wznowiono właśnie kolejne dzieło Sándora „Księgę ziół”!

 

Żar, Sándor Márai, tłumaczenie Feliks Netz, wznowienie 2018, Wydawnictwo Czytelnik

Chodzenie. Amras, Thomas Bernhard, tłumaczenie Sława Lisiecka, 2018, Wydawnictwo Od Do

Nadal ten sam śnieg i nadal ten sam wujek, Herta Müller, tłumaczenie Katarzyna Leszczyńska, luty 2014, Wydawnictwo Czarne