Mija niespełna miesiąc od wydania pierwszej książki Wydawnictwa Pauza. Legenda o samobójstwie została bardzo dobrze przyjęta. Szczerze, szukałam i uważnie śledziłam wszelkie opinie i autentycznie nie znalazłam negatywnej. Dziś rozmawiam z Anitą Musioł – wydawczynią i założycielką Wydawnictwa Pauza. Nie dziwi zatem, że moje pierwsze pytanie będzie brzmieć: Jakie to uczucie móc powiedzieć „udało się”? Jak wyglądał i jakie uczucia towarzyszyły podczas pierwszego miesiąca działania wydawnictwa?

Jeszcze nie mówię „udało się”, bo jest na to za wcześnie. Myślę, że można w tak krótkim czasie ogłosić sukces tylko w bardzo rzadkich przypadkach, zresztą też nie do końca – bo ogromny sukces dla wydawcy to utrzymanie wysokiej sprzedaży przez długi czas, a od premiery Legendy upłynął dopiero miesiąc.

Oczywiście, dobre recenzje cieszą, poza tym książce świetnie robi zainteresowanie mediów i tutaj widzę dwa małe sukcesiki: dotarcie do mediów i czytelników z informacją o książce i debiucie Wydawnictwa Pauza. Tyle książek przepada, nikt ich nie zauważa, że tak wiele recenzji Legendy (w prasie drukowanej, internecie, radio, na blogach) faktycznie postrzegam jako sukces. Zdarza się, że dziennikarze i blogerzy sami do mnie piszą i proszą o książki (teraz zajmuję się też drugą – Pierwszym bandziorem Mirandy July, który ma premierę 28 lutego). To bardzo miłe i budujące.

Pierwszy miesiąc pracy wydawnictwa już dawno minął, firma istnieje od września ubiegłego roku. Natomiast ostatni miesiąc – ten po premierze Legendy – faktycznie był wyjątkowy i dotąd najbardziej emocjonujący. Mam potwornie dużo pracy – po raz pierwszy pracuję sama, zajmuję się wszystkim od A do Z. To duże wyzwanie, ale też wielka przyjemność (oprócz nielicznych rzeczy, np. nadawania przesyłek na poczcie ????).

Tak! To prawda, z mojego powodu musiałaś się fatygować na pocztę dwa razy! 🙂 Zanim przejdziemy do wszelkich szczegółów, marzeń, obaw, nadziei, zacznę od tego prostego pytania: Dlaczego Pauza? Lubię docierać do sedna spraw, a gdy wydawnictwo tworzy się samemu, to nazwie na pewno musi przyświecać jakaś ciekawa idea. Skąd się wzięła nazwa wydawnictwa? 

Szukałam nazwy, która miałaby podwójne znaczenie – jedno powszechnie znane, a drugie związane z edytorstwem. Miałam całą listę pomysłów, najbardziej spodobała mi się Pauza, bo kojarzy mi się z przerwą, przystanięciem na chwilę, skupieniem. Książki, które wydaję, wymagają właśnie skupienia i refleksji, więc wydaje mi się, że nazwa Wydawnictwo Pauza idealnie pasuje do mojej oferty wydawniczej.

Na początku drogi znajoma związana z branżą reklamową proponowała mi fachowe wsparcie przy wyborze nazwy i opracowaniu logo, potem niestety okazało się, że obietnice nie miały pokrycia – cóż, w życiu niestety często tak bywa. Postanowiłam, że sama wszystko wymyślę i tak właśnie zrobiłam.

Wszystko układa się w piękną całość. Legenda o samobójstwie z pewnością spełniła cel przyświecający nazwie swojego wydawcy – wywołała wzruszenie, poruszenie, zatrzymanie i refleksję. Niedawno zaczęła też funkcjonować w pełni strona internetowa Wydawnictwa Pauza. Przyglądam się też jego logo, miałaś na nie jakiś wpływ czy w pełni zaufała grafikowi/grafikom? Czy strona wizualna wydawnictwa była dla Ciebie również istotna?

Podobnie jak nazwę, logo wydawnictwa też wymyśliłam sama, stworzył je dla mnie według bardzo dokładnych wytycznych wspaniały artysta z Wrocławia, Andrzej Tylkowski. Na samym początku pracy nad logo wpadłam na pomysł wykorzystania w logo klawiszy ze starej maszyny do pisania – dobrze kojarzy mi się maszyna do pisania, jest trochę z innej epoki, stateczna, szlachetna. Myślałam nad tym i najpierw sama, domowym sposobem, stworzyłam rodzaj kolażu, logo składające się z fotografii poszczególnych klawiszy. Wyglądało banalnie, nie o to mi chodziło.

Wtedy wpadłam na pomysł, że najlepiej byłoby narysować klawisze. Pozostało pytanie kto mógłby je narysować i tu wybór był oczywisty – Andrzeja Tylkowskiego, jego żonę Katarzynę Majewską i ich piękne, autorskie wydawnictwo Ilustris znam od wielu, wielu lat. Rozmowy z nimi zawsze były inspirujące, przez jakiś czas nie widzieliśmy się, ale na krótko przed podjęciem decyzji o założeniu wydawnictwa spotkaliśmy się po kilku latach przerwy, odwiedziłam ich we Wrocławiu. Po kolejnej przegadanej nocy ze „starymi” przyjaciółmi było dla mnie jasne, że prośba o pomoc Andrzeja przy tworzeniu logo Pauzy to najlepsza droga dla mojego wydawnictwa.

Stronę wydawnictwa możecie obejrzeć tutaj

Trudno się nie uśmiechnąć, gdy to opisujesz – powstanie pozornie małej ilustracji i logo, które kryje za sobą mnóstwo ciepła i zaangażowania bliskich i autentycznych spotkań, a nie bezosobowego kontaktu mailowego z fachowcem za ekranem monitora. Założyć własne wydawnictwo w dobie ponoć karygodnego spadku czytelnictwa w Polsce wydaje się być bajką ze szczęśliwym zakończeniem. Co sądzisz o stanie czytelnictwa w Polsce? Czym Wydawnictwo Pauza z kolei przyciągnie do siebie czytelników?

Na razie zakończenia nie ma, jest tylko piękny początek ????. Jak będzie dalej zobaczymy – oby nadal było przynajmniej tak dobrze jak dziś.

Wydawnictwo to nie jest biznes, którego powodzenie można ocenić w krótkim czasie, jak na przykład kawiarnia, do której ludzie przychodzą i ją sobie polecają lub nie. Ze względu na terminy płatności i formy współpracy z dystrybutorami to też nie kawiarnia, w której od razu, od pierwszego dnia, można zarabiać pieniądze i odzyskiwać zainwestowane środki. Myślę, że przyjdzie czas na oceny, ale jak już mówiłam jeszcze na to za wcześnie.

Co do czytelnictwa wierzę w to, że w Polsce są czytelnicy, którym spodoba się oferta Pauzy. Gdybym w to nie wierzyła nie inwestowałabym całych swoich oszczędności we własne wydawnictwo, do tego o takim profilu.

Na szczęście ze swojej strony i na pewno już wielu wiernych fanów Wydawnictwa Pauza, możemy powiedzieć – udaje się – czytamy 🙂 Czy według Ciebie istnieje coś takiego jak zła promocja literatury? Masz w głowie rozrysowane pomysły, sprawdzony przepis, na to jak najlepiej docierać do czytelnika?

Pewne pomysły mam, mam też doświadczenie z branży, to ważne. Z drugiej strony nie tylko mody i gusta, ale też marketing i sposoby dotarcia zmieniają się dynamicznie. Czy jest zła promocja literatury? Chyba nie, zła nie, może być chybiona, nieskuteczna. Jest natomiast promocja złej literatury, a to już zupełnie inna sprawa ????.

Na temat dotarcia mam jednoznaczne zdanie: trzeba mówić czytelnikowi wprost co mu oferujemy. Pisząc materiały prasowe o Legendzie nigdy nie unikałam tego, że to książka niełatwa, nie dla każdego. Projektując z grafikiem okładkę nie wybrałam banalnego zdjęcia, chociaż niektóre zagraniczne wydania mają na okładce zdjęcie wyspy, żeby nie było zbyt intrygująco ani niepokojąco. Niejedna wspaniała książka przepadła na naszym rynku, bo wydawca bał się powiedzieć: to nie jest książka dla każdego. Na półkach stoją setki nijakich książek, które mają być „dla wszystkich”, ale w efekcie są „dla nikogo”. No ale może wymądrzam się – zobaczymy za jakiś czas czy moja strategia była słuszna, mocno w nią wierzę.

Recenzję „Legendy o samobójstwie” możecie przeczytać tutaj.

„To nie książka dla każdego” –  to z kolei dla mnie najlepsza zachęta, biorę w ciemno! 🙂 Okładka Legendy w istocie zachwyca i prowokuje, to taka drobna zabawa z wyobraźnią i treścią samej powieści. Znajomość zaczyna się od przedstawienia siebie. Zatem nie chcę, by zabrakło tu też Ciebie. Kim jest Anita Musioł? Kiedy, gdzie, dzięki komu zakochała się w książkach? Jaką drogę przebyła zanim dotarła do założenia własnego wydawnictwa? Jakie doświadczenia ją ukształtowały?

Zakochałam się w książkach bardzo dawno temu, kiedy tylko nauczyłam się czytać. Zawsze uwielbiałam książki i czytanie, ale też rozmowy i dyskusje o nich.

Miałam duże szczęście, że po studiach dostałam pracę w branży związanej z książkami, a potem, dzięki pewnej osobie, która dostrzegła we mnie wydawcę, trafiłam do pierwszego wydawnictwa, z którym byłam związana, Egmontu. Chyba nie mogłam lepiej trafić – to była świetna firma, korporacja o ludzkim obliczu, czyli w naszym kraju trochę taki twór w rodzaju fatamorgany – widzimy go, ale jednak go (prawie) nie ma.

Pracowałam tam 9 lat i nauczyłam się naprawdę dużo, nie tylko o wydawaniu książek, ale też o biznesie i współpracy z ludźmi, pracy we wspaniałym zespole. To firma o wielkiej kulturze organizacji, jasnych regułach gry, pracy, etyki. Nie każdy ma okazję kiedykolwiek pracować w takiej firmie, miałam naprawdę wielkie szczęście. Potem byłam związana przez kilka lat ze Światem Książki po jego przejęciu przez Weltbild, a kolejnych kilka spędziłam w Grupie Wydawniczej Foksal.

Efekty doświadczenia zdecydowanie widać, tak jak i widoczne jest cała pasja i zaangażowanie jakie wkładasz w funkcjonowanie wydawnictwa i jego dotarcie do czytelników. Zatem jakie to uczucie móc powiedzieć: założyłam wydawnictwo, wydaję książki?

Wspaniałe. Naprawdę wspaniałe. Czasem nie mogę w to uwierzyć, jakkolwiek to może brzmi banalnie.

Daleko temu do banału! „Wspaniałe” to tutaj wskazane słowo 🙂 Zawsze niezmiernie ciekawił mnie proces wydania książki. W jaki sposób, na przykład, sprawia się, że powieść tak ekscentrycznej, przeze mnie wielbionej, Mirandy July, dociera na polski rynek wydawniczy? Co jeszcze szykuje dla nas Wydawnictwo Pauza? O czym marzy?

Szykuję pięć książek w tym roku, z których dwie są wydrukowane, a jedna miała już swoją premierę. Premiera drugiej, czyli Pierwszego bandziora Mirandy July, jak wspominałam, niebawem, bo 28 lutego.

Kolejne trzy książki ukażą się późną wiosną, w sierpniu i wczesną jesienią. Autorzy pochodzą z USA, Francji i Holandii. Pracuję już nad planem na rok przyszły, mam kupioną jedną książkę i wybrane dwie kolejne. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, wydam 6-8 książek w 2019 roku.

Profil wydawnictwa, jak wspominałam, jest na razie ściśle określony i niezmienny. Szukam książek wyjątkowych – o tych, które już wybrałam, mogę tak uczciwie powiedzieć. Mam nadzieję, że czytelnicy podobnie je ocenią. O czym marzę? Żeby móc prowadzić Pauzę wedle swojego planu i pomysłu i mieć stałych, lojalnych czytelników.

Ja czuję się już bardzo zaintrygowana kolejnymi wyborami Pauzy do publikacji i na pewno nie jestem osamotniona w tym stwierdzeniu. Potwierdzasz moje podejrzenia zatem, że naprawdę dużo pracujesz. Jak wygląda dzień z życia wydawcy? Obserwując, wydaje mi się, że pracujesz bez przerwy, bez chwili wytchnienia, ale z niebywałą pasją bez narzekania.

Niestety, tak jest, że pracuję ciągle, czasem po 16 godzin dziennie, czasem w weekendy czy późnym wieczorem, ale nie tylko ze względu na Pauzę, również z powodu innych zobowiązań zawodowych i uwarunkowań rodzinnych. Mam rodzinę, nie chcę zajmować się wyłącznie pracą. Zdarza się jednak, że praca tak mnie pochłania, wspomniana „niebywała pasja” tak wciąga, ze nie zauważam kiedy mijają kolejne godziny. Poza tym praca wydawcy to też spotkania autorskie, spotkania z innymi wydawcami czy współpracownikami, wyjazdy. To wszystko zabiera mnóstwo czasu, nie ma co ukrywać. A czytanie propozycji wydawniczych i wybór książek do planu, to jest dopiero frapujące, ale jakie czasochłonne …

Zbliża się kolejna premiera Wydawnictwa Pauza. Pierwszy raz w Polsce zostaje przetłumaczona książka Pierwszy Bandzior Mirandy July. Co Ciebie osobiście przyciągnęło w tej książce, a może postaci Mirandy, że postanowiłaś ją przedstawić polskiemu czytelnikowi?

Postać głównej bohaterki, Cheryl, mnie zachwyciła. Myślę, że każda z nas zżyma się czytając o niej, ale też odnajduje w niej kawałek siebie. Ta książka ma w sobie tyle opowieści o ludziach, ich cechach i relacjach, tyle zabawnych ale też przejmujących historii, że nawet trudno ją opisać … zresztą jeden recenzent napisał, że trudno tę książkę w ogóle opowiedzieć.

To fakt, pierwsze reakcje są bardzo pochlebne właśnie ze względu na to, że powieść jest szalona, inna i nie wiadomo z której strony ją ugryźć. Miranda July jest artystką wszechstronną, poruszającą tematy kobiet, relacji międzyludzkich, niekiedy mniejszości, wyobcowania. Co książka Pierwszy bandzior może powiedzieć polskiemu czytelnikowi? A może szczególnie kobietom? Czy chciałaś może coś przekazać tą książką czytającym w Polsce?

Myślę, że Miranda pokazuje nam bohaterkę, która boi się naprawdę zacząć żyć. To wszystko to próby, jak powiedziała Sylwia Chutnik – „przymiarki” – do prawdziwego życia, którego Cheryl się w gruncie rzeczy bardzo boi. Sylwia pięknie podsumowała tę książkę i myślę, że trafiła w sedno mówiąc: „Pierwszy bandzior to dla mnie opowieść o ryzyku, bardziej przerażającym niż granie na giełdzie czy skok na bungee. O ryzyku życia mimo wszystko.”

Myślę, że książka Mirandy July to powiew świeżości, a Cheryl to na pewno bohaterka, której się nigdy nie zapomina.

Dodam od siebie, że Cheryl i Kubelko Bondy – to na pewno dwie postacie, które zapamiętacie po tej lekturze na zawsze. Dziękuję Ci bardzo za poświęcony czas w tej górze obowiązków! Życzę dalszych sukcesów i lojalnych czytelników.

A Was wciąż zapraszam do lektury recenzji najnowszej powieści Wydawnictwa Pauza – > W teatrze absurdu

Pierwszy bandzior ma premierę już jutro i w związku z patronatem mam dla Was aż trzy egzemplarze tej książki. Tym razem zadanie jest proste – napiszcie mi, dlaczego chcielibyście przeczytać powieść Mirandy July? Wśród odpowiedzi, których będę wypatrywać tutaj, na Facebooku i Instagramie – wylosuję trzy osoby, do których powędruje ta nieokiełznana perełka!