Shirin, Elsa, Namir, Leyla, Nidal, Awad.
Przybyli z Iranu, Erytrei, Iraku, Czeczenii, Palestyny i Sudanu.
Według reportażu „Skóra. Witamy uchodźców” ich jedyną winą, jaką wszyscy popełnili, było to, że przyjechali do Polski. Polska nie jest wymarzonym miejscem docelowym bohaterów książki. Oni sami niekiedy nie wiedzą, gdzie wylądują, gdy otworzą się klapy ciężarówki. To międzynarodowe prawo nakazuje im pozostać w pierwszym kraju, do którego przybędą. W ten sposób trafiają często do Lesznowoli, gdzie dopóki uchodźcy mieszkają, otrzymują pięćdziesiąt złotych miesięcznie. Na małej powierzchni ośrodka lub tylko jednego jego skrzydła mieszka sto, a nawet i więcej osób. Chociaż nie znają języka polskiego, lub znają go w stopniu niewystarczającym do swobodnego porozumiewania się, wiele osób decyduje się zamieszkać na własną rękę w najbliższym mieście, ponieważ nie mogą już znieść stresu i napięcia związanego z bezczynnością i ciągłym kontaktem z tak wieloma osobami. Wychodzą i dostają marne pieniądze, w oczekiwaniu na otrzymanie statusu uchodźcy czekają na pracę, często decydując się na mieszkanie w pustostanach, ponieważ nie mogą wynająć mieszkania. Wielu z nich niestety tu utknie. Niestety, ponieważ Polska nie jest idyllą dla uchodźców. Brak tu rodaków, brak różnorodności, wsparcia, tak, mamy słabsze świadczenia socjalne, a ksenofobia i rasizm w XXI wieku tylko wzrastają.
Dla Namira Polska stała się krajem, w którym pierwszy raz poczuł, że ma inny kolor skóry. Przeglądał się w spojrzeniach przechodniów.
Z workiem zarzuconym na plecy stanął przed dziwnym pałacem, którego strzelista, wysoka iglica celowała prosto w niebo. Obrócił głowę w lewo i zobaczył jeszcze dziwniejszy, pofalowany szklany dach. A obok betonowy budynek z napisem „Dworzec Centralny”. Nie rozumiał, co to znaczy. Nie wiedział nawet, w jakim jest kraju. Wcześniej było mu wszystko jedno, byleby wyrwać się pościgowi, który podążał za nim już od prawie trzech lat. Zdziwiła go jednolitość ludzi. Różnili się jedynie kolorem włosów, z których najbardziej przyciągał jego uwagę blond. W jego kraju taką barwę miały tylko postacie na ekranie telewizora.
Autorka odszukuje swoich bohaterów i wprowadza ich historie od zarysu powodów ich ucieczki i pierwszych chwil w Polsce. Jak Elsa z Erytrei, która ucieka przed powołaniem do wojska wiedząc, że skończy się to dla niej śmiercią w wieku 17 lat. Zostaje dodatkowo zgwałcona na swojej ziemi, by potem przybyć do Polski i zostać ponownie zgwałconą w wieku 19 lat. Sprząta wieżowiec na nocnej zmianie. Marzy o lepszym życiu. Zrezygnowała z kursu językowego, by samodzielnie uczyć się słów z radia czy telewizji, by następnie samą siebie z nich odpytywać. Rytualnie chodzi do supermarketu i dotyka produktów, na które je nie stać. Wspomina owoce morze, które jadła w Massawie. Żyję, ale obok ludzi. Pragnie tylko bezpieczeństwa.
Na jaką konstrukcję decyduje się autorka? Rozdziały nazywa imionami swoich bohaterów, ale w każdym z nich wplata dodatkowe historie, opinie, myśli innych, ale również własne. Prywatne historie uchodźców przeplata analizą rzeczywistości. Spogląda na statystyki. W Polsce w 2007 rok prawie połowa Polaków była za przyjmowaniem uchodźców. Dziewięć lat później szala przechyliła się na 60% przeciw. Łatwo winić coraz głośniejsze prawicowe poglądy Polaków i obecny rząd, ale nigdy nie byliśmy w większości przyjaznej i przychylnej ludziom uciekającym od prześladowań. Klementowska w istocie wybiera ważki temat wymagający dyskusji, ale czy robi to wystarczająco? Przypomina słynne eksperymenty psychologiczne analizujące powody wykluczenia i dyskryminacji. Ale można by wejść w to jeszcze bardziej wstrząsająco, ponieważ te eksperymenty są znane wielu osobom od lat.
Jednym z najciekawszych i wartościowych w dyskusji książki fragment to ten, w którym wypowiada się syryjski wykładowca pracujący w Polsce od 30 lat. To ważny głos mówiący o tym jak Polska powinna przyjmować „obcego” u siebie, zwraca uwagę na powody, dla których uchodźcy z Polski wyjeżdżają zamiast stać się imigrantami, którzy mogą wzbogacić Polskę. Zwraca uwagę na to jak zmieniło się po transformacji w Polsce i zamachach na World Trade Center pojęcie tego, kto to Arab. Boleśnie podsumowuje Polaków…Ale czyż nie trafnie? Jeśli pozwolimy sobie na konstruktywną samokrytykę.
(…) po wydarzeniach w Nowym Jorku w 2001 roku, po wojnach w Iraku i Afganistanie wybuchło: Arab zabija, podkłada bomby, chce śmierci wszystkich. Zapomniano o baśniach tysiąca i jednej nocy, haremie i latającym dywanie. A teraz na pierwszym miejscu jest terrorysta. Ale pamiętajmy: stereotypy się zmieniają. O Polaku też różnie mówiono: był patriotą, gościnnym człowiekiem witającym chlebem i solą, lubiącym sobie popić sowizdrzałem. Po transformacji pojawiło się złodziejstwo, bo kradli te samochody z Niemczech. A teraz? Pewien japoński naukowiec przeprowadził eksperyment: na podstawie określeń i wiadomości z Google’a określił stereotypy na temat każdego narodu. Naniósł główne słowa na mapę świata. Na Polsce leży napis: głupi.
Jednak czy Iza Klementowska porusza wrażliwe struny w tej książce i robi to skutecznie? Czy konstrukcja trochę jednak nie szwankuje? Nazywa rozdziały imionami bohaterów, ale potem od nich ucieka w inne tematy. Brakuje mi większej głębi. Wzbudza się empatię i zwalcza ignorancję przez rozszerzanie perspektyw i dotkliwie zetknięcie z rzeczywistością. Pragnęłam wejść głębiej w życia bohaterów. Skoro książka ma przewrotny podtytuł „witamy uchodźców”, to liczyłam na wniknięcie w warunki życia głównych bohaterów w obecnej Polsce. Wstyd powinien być dotkliwszy. Nasz, polski. Bo autorka opisuje też narastające akty agresji w Polsce. Incydenty, które z roku na rok narastają. W 2012 roku było ich zaledwie 47, a w 2017 roku już 1449.
Choć statystyki są potrzebne, by nakreślić tło negatywnych zmian w podejściu Polaków do uchodźców, to jednak za mało, by wpłynąć na cokolwiek. Po książkę nie chwycą przecież niestety ci, którzy potrzebują bardziej tolerancyjnych poglądów. Co zatem ta książka może zrobić i kto po nią chwyci? Nie oszukujmy się, że w większości chwycimy za nią my, już empatyczni. Idealnie by było, gdy sięgali po nią politycy. Ale to wciąż za mało. Dyskusja i dialog na temat uchodźców powinny być żywsze i bardziej dotkliwe. Tak jak psychicznie rozwala na moralne łopatki film „Kafarnaum”, który obejrzałam w miniony weekend. Tak może działać sztuka, rzetelny reportaż – zostawiać nas w moralnym kacu, który może popchnie chociaż jakikolwiek procent do działania. Wydaje mi się też, że najciekawszymi fragmentami książki są wypowiedzi innych, jak wspomniany wcześniej syryjski wykładowca czy też Philipp Ruch z Centrum na rzecz Politycznego Piękna, gdy mówi o ciekawym spocie MOST, który spotyka się z reakcjami „to jest świetne” albo „nienawidzę tego”. Nienawidzimy TEGO. Czym jest TO? To wieczny OBCY na polskiej, nieskalanej ziemi? Skąd ten irracjonalny, atawistyczny strach przed ciemniejszą skórą nawet wśród ludzi wykształconych, których autorka wspomina?
Budowa mostu rozpocznie się w 2017 roku i potrwa kolejne czternaście lat, pochłonie kilkaset milionów euro, przebiegnie z AL Huwariyah w Tunezji aż do Agrigento we Włoszech. Projekt mostu przygotował austriacki rząd. Podobnie jak w przypadku Muru Chińskiego będzie go widać z kosmosu.
Cel numer jeden: aby żaden człowiek już nigdy nie utonął, chcąc przedostać się do Europy. Rokrocznie tonie ponad trzydzieści tysięcy ludzi szukających lepszego życia na Starym Kontynencie.
Cel numer dwa: otwarta i gościnna Europa.
Oto wizja zawarta w spocie MOST niemieckiej grupy artystycznej. Jej autor twierdzi, że pieniądze na niego budowę znalazłyby się, ale nikt nie kwapi się za to zabrać. Ten spot uwiera mnie mocniej niż sama książka, w której jest wspomniany.
Wizja tego, że co roku tonie ilość ludzi odpowiadająca ilości mieszkańców miasta, w którym mieszkam. Co roku tonie taka Września. A nasza Europa, nasza Polska wciąż nie jest gościnna i otwarta. A tak się polską gościnnością szczycimy. Dla turystów, ale nie cierpiących. Uważam jednak, że każda próba poszerzenia i dowiedzenia się czegokolwiek na dany temat przybliża nas do lepszego świata, dlatego nie odradzam chwytania za „Skórę. Witamy uchodźców”, bo ostatecznie sprowokowała mnie do wielu przemyśleń, chociażby do tej recenzji, prawda?
Skóra. Witamy uchodźców, Iza Klementowska, kwiecień 2019, Wydawnictwo Karakter