Obserwując pogodę za oknem i śledząc wakacyjne zdjęcia, wielu z Was już gdzieś wypoczywa i zapewne wybrało coś dla siebie do czytania. Jeśli jednak wciąż rozważacie co zabrać ze sobą do torby, to przychodzę z pomocą. Przed Wami książki, które objętościowo nie są obciążające, ale swoimi treściami mogą zostać z Wami na dłużej. Bo kto powiedział, że w wakacje trzeba czytać lekkie lektury? Gdy praca zwalnia, pogoda sprzyja, przyrodnicza cisza nas otula, to tym bardziej mój umysł i wyobraźnią sposobią się na trudniejsze tematy.
Znacie poczucie sponiewierania przez książkę? Z pewnością. Hanya Yanagihara, która mówi o książce Daniela Magariela: gwałtowny i mocny debiut, sama przecież taką „niszczycielską” powieść spisała w postaci „Małego życia”. Narracja siejąca emocjonalne spustoszenie oraz niemożność ucieczki od brutalnej rzeczywistości, to na pewno cechy, które łączą te dwie książki. Daniel Magariel jednak postawił na oszczędność i nie rzuca zbędnych słów, opisów, dystraktorów, trafia do czytelnika celnie bez chybionych treści. Czytelnik, który nie sięgnie po tę powieść nie dowie się też jak przerażająco trafna jest sama okładka książki i jak bardzo będzie miał problem zajrzeć kolejny raz za te żaluzje unaoczniające rodzinne dramaty.
Zwykle lubiłem, kiedy ojciec był na haju. Stawał się wtedy delikatny, spokojny, wyciszony. Chodził po pokoju, szurając, bo prawie nie unosił stóp, albo godzinami gapił się przez okno. Teraz rozumiałem, dlaczego jeszcze w Kansas nagle wyganiał nas z domu – chciał wtedy wziąć. Dawał nam pieniądze, kazał jechać rowerami do marketu, a kiedy wracaliśmy z lodami na patyku, żaluzje były spuszczone, a ojciec uległy.
Prostota językowa nie nastręcza trudności w pochłanianiu powieści, najważniejszy jest tutaj ciężar narracji i toksycznego środowiska patologicznej rodziny. Pozornie jest to historia jakich wiele – ojciec uzależniony od narkotyków, znęcający się nad żoną,odbierający jej swoich dwóch synów czyniąc z nich służących, którzy polegną przy niemal każdej nieporadnej próbie wyrwania się z samo nakręcającej się machiny destrukcji. Tę powieść z pewnością przeczytacie szybko. Nie tylko, że jest dynamiczna czy krótka, ale dlatego, że jej ciężar trzeba unieść jednorazowo, a nie etapami – to grozi czytelniczym skaleczeniem.
Nasz Chłopak, Daniel Magariel, tłumaczenie Dobromiła Jankowska, czerwiec 2018, Wydawnictwo Pauza
Zuzanna Ginczanka to poetka, której wiersze obecne w Musisz tam wrócić. Historia przyjaźni Lusi Gelmont i Zuzanny Ginczanki, zachwyciły mnie i zadziwiły swoją dojrzałością, a wspominam o tym, dlatego, że aż dziw mnie bierze, że do dziś nie doczekała się rzetelnej biografii. Ginczanka to też satyryczka z kręgu Skamandra i „Szpilek”, bywalczyni Ziemiańśkiej, bliska Gombrowicza, której wróżono, że prześcignie Tuwima.
Książka jest literackim wspomnieniem o młodzieńczej przyjaźni Lusi i Zuzanny, którą brutalnie przerwie wojna. Zuzanna zginęła z rąk gestapo mając zaledwie 27 lat. Lusia została po wojnie lekarką, która w 1969 została zmuszona do opuszczenia Polski w rezultacie powszechnie znanych antysemickich nagonek.
Nad Warszawą zbierały się coraz ciemniejsze chmury. Czasy żartów i zabaw przy kawiarnianym stoliku oraz fraszek w „Szpilkach” bezpowrotnie mijały. Grzmiała już jawnie faszystowska „Falanga” Piaseckiego, judził przeciw Żydom „Mały Dziennik”. Wołano: „Swój do swojego po swoje”, wybijano szyby w żydowskich sklepikach. Na chodnikach leżało rozbite szkło, pestki, landrynki, rozsypane owoce. Światy tak różne, a jednak tak wspólne, bo istniejące w jednym miejscu na Ziemi, oddalały się teraz od siebie jak kręgi na wodzie. Tacy jak Zuzanna, asymilujący się Żydzi, znaleźli się nagle w potrzasku.
Treść książki wbrew oczekiwaniom nie skupia się aż tak szczegółowo na przyjaźni Lusi i Zuzanny, co nie oznacza, że zabraknie tutaj ważnych tematów. Opis kultury przedwojennej Polski, dorastania, pierwszych miłości i ambicji dwóch silnych kobiet z pewnością są warte pozostania przy tej lekturze, zwłaszcza, gdy zestawi się je dodatkowo z obrazem okrucieństw wojny i narastającą atmosferą wykluczenia, z którymi obie bohaterki walczyły. Istotnym jest wspomnieć o sposobie pisania, jaki zastosowała tutaj autorka, Maria Stauber. Reportaż historyczny przeplata się tutaj z jakby osobistą rozmową autorki z bohaterkami. Zwraca się do nich przykładowo tak: A ty, Lusiu, naprawdę Gelmont, a obecnie córko Teresy de Fabre, Francuzki, starałaś się bardzo na tych młodych i miłych Polakach zrobić jak najlepsze wrażenie, nie mówić zbyt głośno, nie gestykulować, nie wiedzieć wszystkiego najlepiej, bo to uchodziło za typowe cechy żydowskie(…). Zależy zatem od czytelnika czy uzna ten zabieg jako próbę uwypuklenia piękna wspomnień i tych dwóch fascynujących kobiet albo też wzdrygnie się na myśl, że jest to dość niezdarne czy infantylne. Twierdzę jednak, że warto zerknąć, by samemu się przekonać czy taka forma nam odpowiada, a najważniejsze – by poznać odrobinę bliżej Zuzannę i Lusię, bo to zawsze jesteśmy winni jako czytelnicy i ludzie opowiadanym historiom – by pamiętać.
Musisz tam wrócić. Historia przyjaźni Lusi Gelmont i Zuzanny Ginczanki, Maria Stauber, maj 2018, Wydawnictwo Marginesy
Zakończę książką, którą chciałabym, by każdy zapakował w swoje walizki wrażliwości. To opowiadania maltańskiego pisarza, czyli Pierre J. Mejlak i jego Co pozwala powiedzieć noc. Są książki, które otwierają się na stronie własnej wrażliwości. Maltańska wrażliwość szybko scaliła się z moją. Zaczepiła się na zdaniu: I w ten sposób każde ucho stawało się historią, której pragnęła słuchać(…), poturlała się za tajemniczym kolczykiem pod łóżko, by w głowie pisać już dalszy scenariusz raptem dwustronicowego prologu, który w swoim minimalizmie budzi wyobraźnię do kreowania własnego ciągu dalszego.
Deska do prasowania na okładce nie jest oczywiście przypadkowa, ponieważ to tytuł drugiego opowiadania, które chwyta za serce takiego wrażliwca, jak ja. Deska jako metafora. Czego? Bardzo chciałabym Wam zdradzić liczne wersje moich interpretacji, ale nie od tego jest ta recenzja. Wrażliwość każdy ma też inną. Jednak już po dwóch krótkich opowiadaniach, nie ukrywam podziwu dla umiejętności chwytania przez autora prostych przedmiotów w swoje liryczne sidła i budowania wokół nich fabuły oraz ludzkich historii. Wszystko w tych opowiadaniach żyje i jest tłem dla czegoś głębszego.
Przed nami opowiadania wszelakie i różnych treści. O ojcu na łożu śmierci proszącym syna, by odwiedził jego kochankę. Opowiadanie Wrona, jako nagły test związku, który okazuje się ulotny i utkany z pozorów. Chwytające opowiadanie pisane z perspektywy chłopaka po wypadku – Chcę zawołać Samirę zostało nagrodzone w europejskim konkursie literackim A Sea of Words. Morze słów – piękna nazwa dla pięknych treści. Mam słabość do historii dziejących się w myślach bohaterów. Do strumienia świadomości, nitki jednego spostrzeżenia, która prowadzi do kłębka zaskakujących konkluzji. Takie jest przykładowo opowiadanie o biskupie, obok którego wprowadza się intruz w osobie cudzoziemki. Czy następne mówiące o kobiecie piszącej przewodnik, która przesiadując w ocenianej przez siebie restauracji, przygląda się dziewczynce bawiącej się kostką Rubika, próbując jednocześnie dopisać sobie losy całej jej rodziny. Wszystkie puenty dowodzą, że brak w tych krótkich formach oczywistości.
Dziewczynka nawet się do niej nie uśmiechnęła, co tylko potwierdziło moje podejrzenia, że nie należy do niewiniątek. Miałam ochotę podejść do niej i porządnie nią potrząsnąć, kazać jej iść do kuchni pomóc babcie, tak żeby przy okazji usłyszała kilka historii, które w przeciwnym razie odejdą wraz ze staruszką na zawsze.
Gdy czytam opowiadania to albo robię to jednym ciągiem bądź z przerwami. Przy tej lekturze po każdym opowiadaniu robiłam sobie przymusową przerwę, by każdy z tych bohaterów i ich historii zadomowiły się na dłużej, ponieważ czytając ma się poczucie, że każda z tych opowiedzianych historii jest ważna i wymaga skupienia oraz niejakiego szacunku dla tych fikcyjnych postaci, ale przecież z realnymi problemami i prawdziwymi uczuciami, które odzwierciedlają nie jednego z nas. A uczucia są tu napisane przez wielkie U. Moc tych opowiadań tkwi w rezonujących przesłaniach i rozmyślaniach jakie generują w czytelniku po każdym fragmencie. Czyż to nie brzmi idealnie na wakacje? Dodatkowo warto poznać maltańską prozę, bo nie jest to region, który często trafia do Polski, a Wydawnictwo Książkowe Klimaty znów upewnia się, ze nasze czytelnicze klimaty się poszerzają.
Co pozwala powiedzieć noc, Pierre J. Mejlak, tłumaczenie Krzysztof Szczurek, kwiecień 2018, Wydawnictwo Książkowe Klimaty
Księgarko, ile stron czytasz dziennie? Ile książek dziennie?
A to dobre pytanie jest 🙂 Czytam średnio 10 książek miesięcznie. Zależnie od dostępnego czasu i trudności tekstu, więc czasem jest to kilkanaście książek. Gdy czas sprzyja, a lektura lekka, to spokojnie zjadam ją w jeden dzień 🙂
Ja jednak wolę lekkie , ale za to grube książki. Wystarczy zabrać na urlop jedną 🙂 W tym roku świetny kryminał historyczno-obyczajowy Szepielak „Przekroczyć rzekę”