2/11 – Wyczekiwany przez wielu Mariusz Szczygieł. Intrygujące „Nie ma”. Choć nie czytam recenzji przed własną lekturą, żeby się nie sugerować, to początki jakichkolwiek opinii wypadają do tej pory wyłącznie pozytywnie. Opowiada prawdziwe historie o „nie ma”. Nie ma kogoś. Nie ma czegoś. Nie ma przeszłości. Nie ma pamięci. Nie ma widelców do sera. Nie ma miłości. Nie ma życia. Nie ma fikcji. Nie ma właściwego koloru. Nie ma komisji. Nie ma grobu. Nie ma siostry. Nie ma klamek. Nie ma niebieskich tulipanów. Nie ma „nie ma”. Ja dodam od siebie: nie ma mowy, żebym tego nie przeczytała. 

Węszę kolejny genialny debiut polski wydany przez Wydawnictwo Nisza. Wciąż uważam, że „Fragmenty Dziennika Si” oraz „Tłuczki” to jedne z lepszych tego roku. Tym razem czeka nas: Powieść Katarzyny Pochmary-Balcer, poruszając temat sekty, który na pierwszy rzut oka mógłby wydawać się marginalny, dotyka kwestii uniwersalnych związanych z naturą ludzką. Ta świetna proza stopniowo i w sposób pogłębiony odsłania wzajemne relacje członków takiej wspólnoty, rzucając światło na ich złożone motywacje. Są wśród nich poszukiwanie remedium na doznanie straty, pragnienie zaistnienia w grupie czy potrzeba destrukcji zastanych porządków i wcześniej zadzierzgniętych więzi. Opowiadając o tych doświadczeniach, książka skłania do rozważań o kondycji i kryzysie współczesnych autorytetów, a przede wszystkim podejmuje filozoficznie znaczący problem stosunku człowieka do natury.

5/11 – Nie znacie poezji Elizabeth Bishop, jednej z najsłynniejszych amerykańskich poetek? To czas nadrobić, a Biuro Literackie nam to zapewnia. Poezja formalnie wyrafinowana, choć powściągliwa, osobna, wręcz awangardowa, a zarazem niesłychanie prosta, uważna, komunikująca się świetnie z każdym z nas. Zbiór udowadnia, że bez Elizabeth Bishop trudno wyobrazić sobie najnowszą poezję światową

5/11 – Co dopiero skończyłam czytać „Żar”, gdzie każde zdanie było na wagę literackiego złota. Takich powieści się już nie pisze, a tutaj wznowienie kolejnej powieści mistrza węgierskiej prozy. „Księga ziół” z 1943 roku to obok „Żaru” najsłynniejsza książka autora. W ustępie otwierającym ten wielkiej urody i mądrości zbiorek przemyśleń, refleksji, wskazówek, prawd elementarnych, ale też paradoksów autor napisał: „…ta książka będzie taka, jak dawne zielniki, które prostymi przykładami pragnęły odpowiedzieć na pytanie, co trzeba robić, gdy kogoś boli serce albo gdy Bóg go opuścił”. – Jeszcze nie kochacie? Uwierzcie, macie czego żałować!

14/11 – Czy o tej książce trzeba coś mówić? Nie czytaliście? Jeśli nie, to sięgnijcie po wznowioną wersję wzbogaconą o rysunki samej autorki. Ja w 2015 roku napisałam o niej krótko tak: Sama autorka mówi, że najgorsze co można by powiedzieć o jej książce to, że to książka prezenterki Vivy, która jest alkoholiczką. Nie martw się. Nie powiem tak.
To studium nałogu od zarzyganej podszewki. To bezpruderyjne spojrzenie w czeluści, paszczę nałogu i własnych słabości i szukanie drogi powrotnej do świata, którego panicznie możemy się bać. Trzeba podkreślić, że nałogu nie tylko alkoholowego, bo sposobów upadku swojego prywatnego świata jest przecież mnóstwo. Bezpretensjonalnie. Szczerze. Prosto w twarz i nasze własne lęki. Spod pióra wrażliwej kobiety, która mówi głośno o tym,o czym się milczy „na salonach”. I jak wiele musiało ją kosztować napisanie ostatniego zdania tej powieści. Co to za zdanie? Dlatego warto to dla niej zrobić – przeczytać ją do ostatniego zdania.

A potem na zawsze w sercu zachowałam ten cytat:

KAŻDY SIĘ WSTYDZI.
KAŻDY SIĘ WSTYDZI TRZECH RZECZY.
ŻE NIE JEST ŁADNY.
ŻE ZA MAŁO WIE.
I ŻE NIEWYSTARCZAJĄCO DOBRZE RADZI SOBIE W ŻYCIU.
KAŻDY.

26/11 – Jacek Podsiadło i jego wiersze to wartość sama w sobie. Nie trzeba go reklamować, a na jego twórczość czekam zawsze z niecierpliwością, jak na książkę Myśliwskiego pisaną latami. Nigdy się nie zawodzę.  Ten zbiór jest próbą uporządkowania wieloletniego dorobku twórczego, próbą przedefiniowania czy wskazania na najważniejsze w nim tematy.

25/10 – Zajrzymy jeszcze chwilę na koniec zeszłego miesiąca. Bo tam nowa książka od Wydawnictwa w Podwórku. Niszowe, sprawdzone, niebanalne. Czytaliście kiedyś książkę autorstwa pisarki z Mauritiusa? No właśnie, ja też nie! Już to samo w sobie jest intrygujące dla poszerzenia czytelniczych horyzontów. Opis treści mnie zaskarbił! Na treść powieści składa się monolog umierającego starego lekarza, którym opiekują się 64-letnia córka i 40-letnia wnuczka. Stary Doktor przez całe życie był tyranem i manipulatorem. W dialogach z żoną, córką i wnuczką (rzeczywistych, a może wyimaginowanych?), ściera się z nimi, skłóca je między sobą, starając się odtworzyć i utrzymać dawną uprzywilejowaną pozycję domowego despoty. Powoli, ale nie do końca, rozwija się tu wątek rodzinnej przemocy, w którym dopatrzeć się można również symbolicznego przedstawienia stosunków panujących w konserwatywnym, patriarchalnym społeczeństwie.

Nie ma jeszcze okładki, ale Wydawnictwo Amaltea 27/11 wyda kolejną perłę od siebie. To „Wszystkie sowy” Filipa Floriana, czyli kolejna dawka rumuńskiej prozy dla poszerzenia naszych horyzontów.