„Czasem myślę, że życie jest cierniową drogą. Na tej drodze wśród cierni (ludzi) znajdują się inne kwiaty, delikatniejsze. Takie kwiaty nie mają specjalnego życia, cierpią przez ciernie. Czasem ciernie są zazdrosne o piękność tamtych kwiatów i dokuczają im więcej. A tamte kwiaty albo same stają się cierniami, albo cierpiąc, milczą i chodzą przez cierniową drogę. Nie zawsze się to im udaje, ale gdy wytrwają, ich szczęście zostaje powetowane. Zdaje mi się, że to rzadko się zdarza, ale w każdym razie myślę, że każdy prawdziwy Żyd dąży do celu, milcząc i cierpiąc zarazem. Poza tym myślę, że życie jest piękne i trudne, że żyć trzeba umieć.”
Rywka Lipszyc zakończyła formalną edukację w wieku 11 lat, kiedy to wojna gwałtownie wyrwała ją z bezpiecznej rzeczywistości. Powyższe słowa pisze jako czternastolatka, która postanawia zacząć prowadzić dziennik. Będzie go nazywać pamiętnikiem i stanie się on formą jej terapii, świadectwem wrażliwości i niebywałej dojrzałości emocjonalnej. „Dziennik z getta łódzkiego” stanowi pozycję szczególną, która była głównym powodem, dla którego czytacie teraz o książkach w Tygodniu Literatury Żydowskiej. Po lekturze dziennika chciałam dołączyć do grona osób, które choć odrobinę „powetują szczęście” tego kwiatu pośród cierni. Historia odnalezienia, ocalenia i wędrówki tego dziennika jest niesłychana i świadczy o głębokim zaangażowaniu osób, dla których kult pamięci stanowi sens życia.
Historia odnalezienia „Dziennika z getta łódzkiego” zaczyna się wiosną 1945r. i będzie wędrować przez dziesiątki lat, po kilku kontynentach aż w końcu dotrze również do Polski, dzięki hojności Koret Foundation i Jewish Family and Children’s Services. Niebywałym jest fakt, że jest jednym z dokumentów, które ocalały przed spaleniem pośród wszelakich pamiątek odbieranych więźniom. Jakby ten niepozorny zeszyt szkolny sam wołał o przekazanie dalszym pokoleniom. Odnalazła go lekarka Armii Czerwonej, Zinajda Berezowska, w ruinach III krematorium w KL Auschwitz-Birkenau. Po jej śmierci znalazł się w Moskwie w rękach wnuczki, która zabrała go ze sobą z kolei do Kalifornii. Gdy w 2009 przypadała 65. rocznica likwidacji getta w Łodzi, dziennik skierował swoje tory do Holocaust Center of Northern California, gdzie zaczęły się prace nad jego opracowaniem i przepisaniem przez Judy Janec. Aż do tej pory dziennik wciąż pozostawał anonimowy. Gdy odkryto, że autorka nazywa się Rywka Lipszyc, Judy podjęła się zadania przeszukania bazy danych ofiar Holokaustu, dzięki czemu dotarła do wideorelacji Estery Burstein, czyli kuzynki Rywki. Ester i Minia mieszkały razem z Rywką w getcie i jako jedyne w rodzinie przeżyły wojnę. Dla rodziny mieszkającej w Izraelu, która nie zdawała sobie nawet sprawy, że Rywka pisała dziennik, stało się to ogromnym przeżyciem. Judy jednak nie ustała w poszukiwaniach, ponieważ los Rywki wciąż pozostawał nieznany. Dziś Dziennik znajduje się w rękach Estery i Minii. Jednak nie jest przedmiotem martwym. Jego treść, historia Rywki i odnalezienia jej dziennika niesie się dalej i jest przekładana na coraz więcej języków.
W porównaniu z innym nastolatkiem w łódzkim getcie, Dawidem Sierakowskim, który w szczegółach opisywał i krytykował życie getta w swoich zapiskach, Rywka prowadzi dziennik wypełniony jej własnymi przemyśleniami i uczuciami, co nie znaczy, że nie pojawiają się tutaj również wspomnienia warunków tam panujących. Dowiadujemy się z niego, że brała udział w spotkaniach literackich, trafimy do resortu, gdzie pracuje, na plac węglowy, z którego dźwiga 20-kilogramowe worki czy do publicznej łaźni, na zimnym mieszkaniu kończąc.
Pisanie staje się dla Rywki terapią i odskocznią od trudów getta. W swój dziennik wplata własne wiersze i listy adresowane do najbliższej przyjaciółki, Surci. Poznajemy ją jako wrażliwą, świadomą i przepełnioną empatią czternastolatkę, która jest bardzo oczytana i to nauki brakuje jej momentami najbardziej. Śni o tym, że zdobywa książkę przyrodniczą. Snuje również rozważania na temat natury ludzkiej, braku empatii i znaczenia bycia matką, którą utraciła wraz z ojcem. Zostaje przedwcześnie zmuszona do opieki nad młodszym rodzeństwem, które również zostanie jej odebrane. Wylicza i dręczy się pytaniem o sens cierpienia. Liczne wielokropki i powtórzenia są jak litania koszmarów wojny i duszności w zamkniętej przestrzeni getta. Cechuje ją niesamowity altruizm w obliczu niedostatku. Ratuje ją chęć dawania i głęboka wiara.
Gehennę getta zestawia z poczuciem zimna i ciemności, wypatruje słońca, jasności i „wiosenki”:
Rywka na kartach swojego pamiętnika zdradza swoje emocje, obawy, ale również marzenia. Pragnie w przyszłości zostać pisarką w swoim własnym pokoju z piórem w ręku. W smutnej historii wrażliwej czternastolatki tli się nadzieja, jej historia dalej płonie stając się głosem wszystkich poległych, ale i ocalałych. Swoją spostrzegawczością, wyjątkową dojrzałością oraz przenikliwością stanowi ważny głos w opisie grozy Holokaustu, gdzie teksty dzieci i młodzieży stają się wyjątkowo dotkliwym świadectwem. Anita Friedman z Jewish Family and Children’s Services w 2010r. otrzymała pożółkły, podniszczony zeszyt szkolny celem ocenienia jego wartości i treści. Sama straciła siostrę w Treblince, więc nie wyobrażała sobie nie przekazać słów Rywki dalszym pokoleniom. Dziś przełożony na 15 języków, zaadaptowany na scenariusz teatralny i filmowy, trafił na plakaty i do szkół oraz muzeów, gdzie opowiada swoją niesamowitą historię wydania. Partnerem wydania w Polsce są Wydawnictwo Austeria oraz Muzeum historii Żydów Polskich Polin.
Powetowane szczęście. Rywka, jesteś pisarką.
„Na moich ilustracjach bohaterowie fotografii ożywają w uroczystym teatrze, w przyjaznym otoczeniu, wśród zwierząt i roślin. Na tej scenie pamięci od zimy do późnej jesieni każdy z nich odgrywa ważną, pełną godności rolę.
Dookoła, listki, dookoła, dopóki jesień wesoła.
Dopóki niebo nie płacze, niech każdy w słońcu poskacze.”
Informuje na odwrocie swojego picture booka Iwona Chmielewska, jedna z najwybitniejszych ilustratorek w Polsce. Gdy myślę, że osiągnęła już perfekcję, natrafiam na takie dzieła jak „Dopóki niebo nie płacze”, oraz historie wokół niej, i dech zapiera mi zachwyt. Jeśli kiedykolwiek trzymaliście w dłoni którąkolwiek z obrazkowych książek pani Iwony, to wiecie o czym mówię. Z pozornie prostego przedmiotu, cichej historii, rozrysowuje głębie i nadaje opowieściom nowe formy przekazu. A o pamięci można nie tylko mówić słowami, ale malować kolorami, czułą kreską wymieszaną z szacunkiem do bohaterów własnej opowieści.
„Dopóki niebo nie płacze” to kolejna niesamowita i budząca nadzieję historia powstania. Na ten picture book składają się fotografie wybrane spośród 2,7 tysięcy szklanych negatywów odnalezionych w 2012r. podczas prac remontowych w jednej z lubelskich kamienic przy Rynku. Wykonanie w okresie 1914-1939 czekały na ocalenie owinięte w szmaty i gazety na zapomnianym strychu. To różnorodne portrety rodzinne, zdjęcia szkolne czy drużyny piłkarskiej, które sugerowały żydowskie pochodzenie ze względu na dopiski w jidysz, jednak bez nazwiska autora. Dziś wiemy, że prawdopodobnie był to Abram Zylberberg.
Zamieszczonym fotografiom towarzyszy szesnaście obrazów Chmielewskiej, która pragnęła „wywołać” bohaterów z przeszłości. Są zestawione z wierszami Józefa Czechowicza, lubelskiego poety, który stracił życie w jednym z pierwszych bombardowań Lublina. Jego „Poemat o mieście Lublinie” możecie podziwiać na murze Domu Słów w Lublinie. Publikacją książki zajęła się ponownie Brama Grodzka – Teatr NN, której zależy na pamięci o lubelskich mieszkańcach żydowskiego pochodzenia. Fragmenty publikacji możecie obejrzeć na ich stronie tutaj. Iwona Chmielewska stwarza pomiędzy fotografiami, swoimi obrazami i słowami Czechowicza przyjazną przestrzeń dla wspomnień i pamięci, daleką od grozy i mroków wojny. Maluje się jakimś minimalnym pocieszeniem. Udowadnia, że o historii niesłyszalnych można wciąż mówić różnymi formami. Czy to dziennika, obrazu, koloru czy samej chęci tworzenia.
Rywka Lipszyc, Dziennik z getta łódzkiego, październik 2017, Wydawnictwo Austeria
Józef Czechowicz, Iwona Chmielewska, Abram Zylberberg, Dopóki niebo nie płacze, marzec 2016, Ośrodek Brama Grodzka – Teatr NN
Na pewno przeczytam ten dziennik. Jak tylko trochę ochłonę po innej mrocznej i przygnębiającej lekturze, ktorą sobie nieopatrznie przed świętami zaserwowałam. Choć po tym co napisałaś, mam wrażenie, że dziennik Rywki jest w jakiś paradoksalny sposob wypełniony ciepłem i nadzieją…
Coś w tym jest. Nie zamykałam jej z kompletną ciemnością w sercu. Rywka ma w sobie tyle ciepła, mimo tego zimna i cała historia ocalenia jej dziennika sprawia, że w czytelnikowi tli się jakaś nadzieja…