Całkiem niedawno pisałam jak niezaprzeczalnie warto sięgać po autorów i lektury z przeszłości nieco dalszej. Że jeśli doskwiera Ci zastój czytelniczy i jesteś przesycony przeciętnością oraz stosem nowości, to zajrzyj w literacką przeszłość i odgrzeb coś, co zachwyci. Wśród tych autorów był właśnie mój „nadrobiony” Sándor Márai i jego „Żar”. Post znajdziecie tutaj. Uważam, że koniec roku to najlepsza pora na zerkanie wstecz. Na zakończenie go z „pompą czytelniczą”. Dlaczego zatem warto wybrać za towarzysza wznowioną przez Wydawnictwo Czytelnik „Księgę Ziół” Sándora?
„Księga ziół” ukazała się rok po wybitnym „Żarze”, w 1943r. Jeśli chodzi o formę i treści, książki te różnią się diametralnie. Łączy je z kolei filozoficzne zacięcie autora i dotkliwość wygłaszanych prawd. „Księga ziół” jest czymś absolutnie niezbędnym. Nie mogła trafić w moje ręce w lepszym czasie niż nostalgiczny grudzień. Sándor w pierwszym ustępie sam określa cel swojej książki:
Czytelniku, ta książka chciałaby być szczera.
(…)
Autor, pisząc tę książkę, nie chce pouczać, lecz sam się uczyć. Chce uczyć się z książek, jakie pisali przed nim mędrcy i wtajemniczeni, chce uczyć się z życia ludzi, na tyle, na ile udało mu się obserwować i zrozumieć, chce uczyć się ze znaków życia, a więc z liter, z człowieczego serca, z traw, a jednocześnie ze znaków na niebie.
(…)
Więc ta książka będzie taka, jak dawne zielniki, które prostymi przykładami pragnęły odpowiedzieć na pytanie, co trzeba robić, gdy kogoś boli serce albo gdy Bóg go opuścił.
Jak sam autor podkreśla, nie mądruje się ani też nie mędrkuje. Dzieli się swoim życiowym doświadczeniem, które płynie zewsząd. To zbiór fundamentalnych prawd, myśli, wniosków. Bywa rozważnym i surowym sędzią, którego opinii ufamy bezgranicznie, by za chwilę obnażyć się jako omylny człowiek. Swój zbiór dedykuje wszystkim filozofom, którzy wpłynęli na jego życie i sposób jego przeżywania. Ten „zielnik życia” autentycznie pomoże komuś, kogo serce boli, ale możliwe, że te serce momentami zaboli jeszcze bardziej. Obok prostych porad dotyczących przykładowo jedzenia surowego jabłka czy marchewki, znajdziemy przemyślenia tak trafne i refleksyjne, że trudno będzie nie zawierzyć mądrości Sándora. Autora, który, wydaje się, przeżył wszystko. Wrażliwość ma hiperboliczną, a ta spływa po jego piórze na papier i wsiąka w czytelnika. Można się zgadzać z jego stwierdzeniami bądź nie, ale nie da się zaprzeczyć, że przeważająca większość zapadanie w nas na zawsze. Prosząc o wieczny powrót, bez znaczenia na której stronie i w którym roku naszego życia znów sięgniemy po „Księgę ziół”.
Ten tekst zatem to nie jest zwyczajowa recenzja. Trudno tę książkę tak po prostu odłożyć i napisać – czytajcie koniecznie. Ten tekst będzie posiłkował się Sándorem i zbiorem jego mądrości na podsumowanie nie tylko jednego roku z naszego życia. Na koniec roku radzę Wam zatem – weźcie sobie „Księgę ziół” na nieśmiertelnego towarzysza. Na koniec roku – daję Wam Sándora. Podarujcie go sobie, bądź komu uznacie za stosowne. Przed Wami zestawienie myśli autora, przesiane przez moją wrażliwość.
Sándor bywa surowy. Mówi o tym, że zranionego serca nie da się posklejać i na zranione serca trzeba uważać. Mówi o tym, jak człowiek jest beznadziejny, bo jest człowiekiem. Jak trzeba wciąż szykować się na samotność i na to, że nie ma co liczyć, na to, że ktoś nam pomoże. Mówi też jednak, że jedno kochające nas serce, może sprawić, że wybaczymy wszystkim i wszystko. Sformułowałam zatem pytania, na które pośrednio autor odpowiada w swoim „zielniku”, starając się nie zahaczać jedynie o najczarniejsze scenariusze. Oto one:
Co jest najważniejszym doświadczeniem życiowym?
Poznanie nas samych jest najdłuższą podróżą, najbardziej poruszającym odkryciem, najbardziej kształcącym spotkaniem. (…) Od czasu, gdy mój umysł dostatecznie dojrzał, szukam w życiu już tylko tego jednego doświadczenia.
Dlaczego nie warto ulegać pokusom, odpoczywać, osiadać?
Jako, że jesteś wędrowcem, codziennie musisz iść dalej (…). Podobnie zwraca się do ciebie życie, codziennie, w każdej chwili – namawia cię, abyś odpoczywał, oddawał się rozkoszy, sycił się próżnością i władzą. (…) Dlatego codziennie idź dalej, nawet w biedzie, nawet z okaleczonymi stopami. Bo jesteś wędrowcem.
Co przynosi wiedza i dlaczego nie ma się co nad nią użalać?
Za wiedzą stoi obojętność. (…) Ta obojętność nie użala się. Nie oskarża, nie odpytuje, nie domaga się zemsty ni zadośćuczynienia, ni wyjaśnienia. Wszystko, co ludzkie, jest beznadziejne. (…) Człowiek wtajemniczony jest cichy. Wie, że pomoc jest niemożliwa.
Dlaczego warto żyć w zgodzie i słuchać świata?
Trzeba żyć jednocześnie ze słońcem i księżycem, z wezbraniem wód, z zimnem i ciepłem: nigdy przeciwko światu, lecz zawsze w zgodzie i harmonią świata, z powszechnym porządkiem stwarzania i niszczenia. Tylko ci potykają się w życiu, którzy są wewnętrznie głusi na głosy świata.
Dlaczego musimy żyć sercem?
Lecz jednocześnie musimy żyć także sercem, tym innym rytmem życia, który jest bardziej tajemniczy i głębiej ukryty, trudniej poznawalny niż porządek, wedle którego toczy się świat. (…) Stale należy słuchać tajemniczych sygnałów Morse’a wysyłanych przez nasze ciało i charakter, tych subtelnych i energicznych wieści, które określają prawdziwą miarę twojego życia.
Jak przygotowywać się na najgorsze?
Byleby nie żyć w „pewności”. Zawsze oczekiwać burzy i pożaru. A kiedy nawiedza nas burza i pożar, nie dziwić się i nie lamentować. Spokojnie mówić: „zdarza się”. I gasić, i bronic się.
Dlaczego nie jest wstydem bać się śmierci?
Nie wstydź się przyznać, iż sprawia ci ból myśl o tym, że masz pozostawić tę ohydną i wspaniałą pewność, życie, w zamian za nieznaną i złowieszczo niepojętą niepewność, jaką jest śmierć, zaprzestanie, nicość. (…) Nie chciej umierać „z godnością”, a więc kłamliwie. Umrzyj tak, jak żyłeś: w ludzki sposób, zatem trochę po bohatersku i odrobinę tchórzliwie.
Dlaczego i jak warto spacerować?
Spacer w najbardziej ludzki sposób wyraża rytm życia. Kto spaceruje, nigdzie nie chce dotrzeć, jeśli bowiem wyrusza w drogę z wyraźnym zamiarem, znając cel podróży, ten już nie spaceruje, lecz kursuje. (…) Człowiek, który powoli zlewa się z krajobrazem, staje się częścią lasu lub pola, stopniowo, więc rytmicznie powierza siebie – pośród wielkiej dekoracji natury – wiecznej rzeczywistości, nieskończonej przestrzeni świata, w każdej chwili czuje, że w czasie spaceru powrócił do domu. Spacer – to zupełna samotność.
Jak należy czytać?
Czytać należy intensywnie. Czasami powinieneś czytać z intensywnością większą z jaką pisano tekst, który czytasz. Czytać należy gorliwie, z pasją, z uwagą i bezlitośnie. (…) Czytać trzeba elegancko, wielkodusznie. Czytać należy tak, jakbyś w celi śmierci czytał ostatnią książkę, którą ci przyniósł strażnik więzienny. Czytać trzeba na śmierć i życie, bo to największy ludzki dar. Pomyśl: tylko człowiek umie czytać.
Dlaczego nie powinnyśmy odpędzać smutku?
Nie odpędzaj smutku. Przychodzi bez przyczyny; może w takich chwilach starzejesz się, może coś zrozumiałeś, może w tę godzinę smutku żegnasz się z czymś. A jednak smutek upiększa życie. Nie trzeba, abyś ze zwieszoną głową włóczył się po ziemskich traktach, obnosząc swój sztuczny Weltschmerz. (…) smutek w nieoczekiwanej chwili przykrywa świat, na który patrzysz, cudowną, szarosrebrną mgłą, i wszystko staje się szlachetniejsze. (…) Świat też jest smutny. Jakże podły, jakże trywialny, jakże bekający z przeżarcia, jakże nie do zniesienia byłby świat całkowicie z siebie zadowolony, jakże smutny byłby świat bez smutku!
Czym w istocie jest szczęście?
Większość ludzi spędza życie na metodycznym, żmudnym, pilnym, niezmordowanym przygotowaniu się do szczęścia. Ci ludzie zaplanowują sobie, że będą szczęśliwi, w tym celu podróżują i trudzą się, z pracowitością mrówki i drapieżną chciwością tygrysa kolekcjonują rekwizyty szczęścia. A gdy okazuje się, że życie minęło, dowiadują się, że nie wystarczy gromadzić wszelkie rekwizyty szczęścia. Bo czyniąc to, trzeba też być szczęśliwym. A o tym właśnie zapomnieli.
Czego jeszcze potrzebuje seks?
U podstawy rzeczy jest seks. Może także w życiu kryształów. Ale wszelka seksualność jest smutna. Tak widzieć kwestię ciała, jak rodzaj wyroku. Tylko czułość jest ludzka. Namiętność jest nieludzka i beznadziejna. (…) Budujesz gmach świata, używając jako spoiwa krwi i spermy, wykonujesz katorżniczą robotę. Jedynie delikatność i czułość pozwala na kilka chwil zapomnieć o smutnym przymusie bezlitosnego niewolnictwa seksualizmu.
Mam nadzieję, że teraz pragniecie tylko więcej Sándora. Jego czułości i delikatnienia. Życiowej mądrości płynącej z życia przeżytego świadomie, nie z boku, nie jako pasażer, ale pan i władca siebie samego oraz poznania ludzkich ułomności.
Księga ziół, Sándor Márai, tłumaczenie Feliks Netz, wznowienie 2018, Wydawnictwo Czytelnik
Nie wiem, czy zgodziłbym się z tą nieludzkością namiętności, ale przecież nie muszę się ze wszystkim zgadzać. Na razie Maraiego czytałem tylko „Sąd w Canudos”, ale mam zamiar czytać dalej, a za sprawą Twojej recenzji i zaprezentowanych wyimków „Księga ziół” zyskuje na szansie 😉
Taki jest Sandor – możemy się z nim zgadzać, ale nie musimy, a lektura i tak będzie przyjemna i do namysłu 🙂
„Księga ziół” jest niesamowita. Wciąż czytam, ale to, co pierwsze przychodzi mi na myśl, to jak wiele treści i prawd, niby oczywistych, zawarte jest w tak krótkich formach. Czytam elektronicznie, ale w koszyku wylądowała już wersja papierowa. To jedna z takich książek, do których będę chciała wracać.