Wiem, że nie jest łatwo wręczyć dziecku książkę. Wiem, że nie jest łatwo zainteresować dziecko książką. Rodzice sami potrafią przyznać, że pracują więcej i interaktywna zabawa czy wieczór z refleksją nad książką to niekiedy luksus, na który nie pozwala im pęd życia. Mnie samą otacza ogrom młodszych, którzy wciąż patrzą dziwnie, że na moim biurku w klasie wiecznie musi leżeć książka. Niekiedy, któreś z nich zapyta co czytam albo czy książka jest ciekawa. Z pewną dozą nieśmiałości, jakby wkraczały na zakazany teren, dostępny dla nielicznych. Mi wtedy zaświecają się oczy i chętnie opowiadam, co czytam.

Pomyślałam, że na zbliżające się Święta nie tyle, co zrobić na przekór, ale świadomie wynaleźć dla naszego dziecka w rodzinie, nieważne czy to własny potomek, bratanek czy siostrzenica albo też dziecko przyjaciółki – książkę, którą przeczytamy również my, a potem z tym dzieckiem o niej porozmawiamy. Zebrałam w tym celu wszystkie książki dla młodszych bliskie memu sercu, które w niesamowicie chwytliwy i angażujący sposób uczą tej zanikającej umiejętności współodczuwania i empatii.  (Fakt, że wszystkie te książki są Wydawnictwa Dwie Siostry nie wynika z tego, że jest to post sponsorowany, ale akurat te Wydawnictwo najliczniej gości na moich regałach:)

Zacznę od jednej z najbardziej czułych i zabawnych powieści dla młodzieży, którą ostatnio przeczytałam. Wydawnictwo sugeruje, że wiek czytelnika tej książki to 15+, ale można go chyba ciut obniżyć. Kajam się teraz po lekturze, że nie byłam w stanie przeprowadzić wywiadu z autorką, bo Marie-Aude Murail stworzyła niezwykłe dzieło. Przed Wami „Bystrzak”. Ma 22 lata, rozczochrane włosy, bujną wyobraźnię oraz umysł 3-latka. Nie rozstaje się ze swoim pluszakiem Panem Kickickiem. Ma też kochanego 17-letniego brata Klébera, który opiekuje się swoim niesprawnym intelektualnie starszym bratem. Brzmiałoby to strasznie przejmująco i smutnie, gdyby nie to, w jaki sposób autorka postanowiła przedstawić ich losy.

Aria siedziała na łóżku blisko niego. Po raz pierwszy patrzyła na Bystrzaka jak na Bystrzaka, a nie jak na brata Klébera. Był drobnym mężczyzną o rozczochranych włosach i oczach jak magiczne latarnie, w których przesuwają się książęta i piraci, jednorożce i skrzaty.

-Bystrzak – powiedziała.

-Tak mam na imię.

Pogłaskała go po policzku. Miał skórę jak dziecko. Otworzył szerzej oczy, zdziwiony czułym gestem. Mama nie żyła od tak dawna. 

Mogłabym przytaczać tu fragmenty, w których społeczeństwo, a nawet rodzic, traktuje własne dziecko gorzej, któremu może i wstrzymano dojrzewanie oraz szansę na samodzielne życie, ale nie znaczy, że wciąż nie jest czującą istotą ludzką. Kléber chcąc uniknąć umieszczenia starszego brata w zamkniętym ośrodku dla umysłowo chorych, postanawia poszukać lokum w Paryżu. Główna akcja i przesłanie tej cudownej powieści rozgrywa się na przestrzeni kilku pokoi, w których mieszkają chłopcy i jedna dziewczyna. Łączy ich jedno – chęć bycia kochanym. Bystrzak z brzemienia stanie się dla nich powoli przyjacielem, który potrafi dostrzec niedostrzegalne. „Bystrzak” zatem to nie tylko smutne i trudne aspekty wychowania takiego dziecka, ale też czuła powieść o poszukiwaniu wsparcia, akceptacji samego siebie i pierwszych westchnień miłości. Niepodważalnym atutem powieści jest dwugłos. Usłyszymy nie tylko młodszego brata, wrogie otoczenie, ale samego Bystrzaka i mechanizmy jego wyobraźni, które bez wątpienia sprawią, że pokochamy go całym sercem. Zaśmiejemy się na głos, by za chwilę wzruszyć, a co najważniejsze – nauczymy się patrzeć na świat oczami osoby niepełnosprawnej.

Sarah Crossan w „My dwie, my trzy, my cztery” zabiera nas w już bardziej gorzkie relacje rodzinne. Zacznę od początku. Od pierwszego akapitu, bo najlepiej wprowadza postać przekornej, inteligentnej i analitycznej Apple.

Nie wiem, czy to, co pamiętam, naprawdę się zdarzyło, czy tak sobie wyobrażam teraz, kiedy jestem starsza i umiem opowiadać historie. Czytałam kiedyś o amnezji dziecięcej. To znaczy o tym, że nie mamy wspomnień z czasu, gdy byliśmy mali, bo wtedy, zanim skończyliśmy trzy lata, nasz mózg jeszcze nie umiał zapamiętywać. Tak mówią naukowcy, ale nie wiem, czy mają rację. Ja mam z tamtego czasu jedno wspomnienie. Nigdy się nie zmieniło, a zresztą jeżeli miałabym je sama wymyślić, to chyba zmyśliłabym coś miłego, prawda? Jakąś fajną rzecz ze szczęśliwym zakończeniem. 

To wydarzenie, które utknęło w umyśle trzynastoletniej Apple, to chwila, w której opuściła ją matka. Nikt nie chciałby takiego Bożego Narodzenia, by potem w każde następne Święta liczyć na to, że matka jednak powróci. Wychowaniem Apple od tej pory zajmuje się surowa babcia, która stara się uchronić wnuczkę przed wszystkimi zagrożeniami tego świata i wychować na przykładną dziewczynę mimo różnicy pokoleń. Podobnie jak Bystrzaka, trudno nie pokochać też Apple. Spostrzegawczej, nadmiernie samodzielnej nastolatki. Nieważne jednak jak bardzo dojrzała jak na swój wiek – potrzebuje miłości obojga rodziców. Życzenie Apple pewnego dnia się spełni. Matka wróci z Ameryki, gdzie wybrała karierę aktorki ponad swoje dziecko. Jednak czy ten powrót będzie tym wymarzonym?

Sarah Crossan mam wrażenie poruszyła wszystko w skomplikowanych relacjach kobiecych w rodzinie i między nastolatkami. Apple będzie zmagać się nie tylko z rozdarciem między babcią a matką, ale również z pierwszymi fascynacjami w szkole oraz rozłamem w przyjaźni. A to nie wszystkie niespodzianki, jakie zgotował jej los, ale po to trzeba już zajrzeć samemu do książki. Cudownym zabiegiem jest też użyciu poezji w szkole i wnikliwego nauczyciela, który pomaga Apple znalezienia pocieszenia w słowach. Apple odkrywa w sobie powoli talent do pisania poezji, która pomaga jej interpretować swoje uczucia i samotność.

„My dwie, my trzy, my cztery” skierowana jest do dzieci w wieku 12+. Moim zdaniem pomoże półsierotom otulić się współodczuwaniem, znaleźć pocieszenie w zrozumieniu dlaczego rodzice się czasem rozchodzą, a dziecko nie sprawia, że ze sobą zostają albo nawet przy dziecku.

O „Drzewie życzeń” już Wam pisałam, ale nie sposób go tutaj znów nie przywołać. Gdy ją czytałam od razu wiedziałam, że będę ją polecać każdemu rodzicowi. Niezwykła moc pedagogiczna, ale przede wszystkim ciepła opowieść z elementami magii, przemówią nie tylko do młodszego w wieku 7+, ale nawet starszego czytelnika. Przypomnę o czym jest ta niezwykła powieść.

Dąb pomieszkuje w pewnym amerykańskim mieście i jest drzewem życzeń. Okoliczni mieszkańcy od lat pierwszego dnia maja zostawiają na drzewie życzenia w formie kartek, szmatek, a nawet bielizny. Dąb przeżył i widział w swoim życiu wiele dobrego i złego. Kiedy już myślał, że zrozumiał ludzi, zdarza się coś, co znów go zaskakuje. W sąsiednim domu zamieszkuje nowa rodzina. Spokojną dotąd okolicę nawiedzi duch nietolerancji i braku akceptacji. A na korze pewien nienawistnik wyryje ohydne słowo. Wszystko dlatego, że w przyjaznym domostwie zamieszka rodzina z córką o imieniu Samar: Samar, która wygląda na dziewczynkę, która widziała zbyt wiele. Która chciałaby, żeby świat się trochę uspokoił. Samar nikomu nie wadzi. Nocami wymyka się z domu do ogrodu i siada w towarzystwie Drzewa. Bije od niej taki spokój, że wieczorami wychodzą do niej nawet zwierzątka. Samar nie ma wygórowanych wymagań. Nie ma też wielu przyjaciół. Samar ma chustę na głowie. Samar jest Muzułmanką.

Możecie się spodziewać co będzie dalej? Jaki los czeka dziewczynkę z chustą na głowie. Dlaczego wręcz musimy czytać takie książki dzieciom?

Do naszych szkół przybywa coraz więcej młodych przyjaciół zza wschodniej granicy, w mojej niewielkiej okolicy pojawiają się hinduskie rysy na dziecięcych twarzach i ciemniejsze odcienie skóry.Stajemy się coraz piękniejszym ogrodem różnorodności. Jako dorosła mająca na co dzień do czynienia z mnóstwem młodszych, drżę w środku, że obrazoburcze słowa zostaną wyryte nie tylko na drzewach czy murach, ale spełzną z nienawistnego języka na szkolnym korytarzu. Albo w drodze do bezpiecznego domu, gdzie żaden dorosły nie ma sposobności, by obronić swoje dziecko. Wtedy przyda się nam „Drzewo życzeń” jako cenna lekcja tolerancji i rozbudzania ciekawości światem z wszystkimi jego odcieniami.  Dąb swoimi cichymi mądrościami i dostojeństwem przekrzyczy nienawistny świat i niejedno uprzedzenie.

Przypominam cały tekst tutaj.

Wszystkie te książki łączy nie tylko niesłychana lekcja tolerancji, empatii czy poszerzania horyzontów dla młodszego czytelnika. Uwierzcie, że jako dorosła bawiłam się równie wyśmienicie, a wzruszałam nie mniej. Co to oznacza? Że jestem miękką kluchą czytelniczą? To na pewno! Ale dowodzi też tego, że ta lekcja wciąż jest żywa i potrzebuje głośnego przekazu. Te książki poruszają trudne tematy, ale jednocześnie są tak skonstruowane, że trzymają w napięciu i wartka akcja sprawia, że chce się je przeczytać przy jednym posiedzeniu. My jednak rozkoszujmy się nimi z młodszym czytelnikiem stopniowo. Uczmy się powoli, wtedy lekcja zostaje w czytającym na dłużej. Zapakujmy te książki równie pięknie i od serca. Niech dziecko wie, że otrzymuje nie tyle, co prezent świąteczny, ale wartościowy dar, który da mu coś więcej niż słowa zapisane na papierze.

Przypominam też niesłychanie wartościowe książki dla dziewczynek i nie tylko, które absolutnie mnie zachwyciły:

Kompleksy do zwalczenia!

Oraz:

Ferie inaczej – książki dla młodszych

 

Bystrzak, Marie-Audie Murail, tłumaczenie Bożena Sęk, październik 2018, Wydawnictwo Dwie Siostry

My dwie, my trzy, my cztery, Sarah Crossan, tłumaczenie Małgorzata Glasenapp, listopad 2018, Wydawnictwo Dwie Siostry

Drzewo życzeń, Katherine Applegate, tłumaczenie Małgorzata Glasenapp, ilustracje Sara Olszewska, wrzesień 2018, Wydawnictwo Dwie Siostry