Sześc uzdolnionych, doświadczonych, zapewne także uduchowionych i zmysłowych artystek zasiada do projektu. Siódma zostaje wyłoniona drogą konkursu na portfolio. Przewodzą im Aleksandra Hirszfeld oraz Agata Nowicka, którym przyświeca zacny cel stworzenia pierwszej polskiej powieści graficznej o zabarwieniu erotycznym. Zbierają fundusze na jego wydanie na dwóch platformach crowdfundingowych, podejmują współpracę z wydawnictwem komiksowym Kultura Gniewu.
Wszystko po to, by rozrysować różnymi językami graficznymi nieskrępowaną energię seksualną drzemiącą w kobietach, która może przybrać formę pozytywnego manifestu, może być motorem napędowym do życia, obszarem przyjemności, czerpania sił witalnych, sposobem na budowanie więzi między partnerami – jak zapewniały pomysłodawczynie we wstępie. Gdy napotkałam pierwsze wzmianki, że takowy komiks powstaje byłam zaintrygowana, podekscytowana i skutecznie zachęcona. Bo co mogło pójść nie tak, prawda? Niestety jednak poszło.
Zacznijmy od pierwszej opowieści zawartej w „Wyspie” autorstwa Dagmary Matuszak. Kobieta w tej odsłonie napotyka na wyspie bożka płodności. Oddając się mu, sama jednocześnie staje się pożądliwa i aktywna. Brzmi znajomo? No właśnie, nie ma tutaj niczego odkrywczego. Nie jesteśmy zacofanymi istotami seksualnymi, które potrzebują poczuć się dobrze ze swoimi żądzami, bo zakopane jesteśmy wciąż we wstydzie własnych pragnień. Plansze w zielonej barwie pozbawione będą też tekstu, co pewnie może zdziwić osoby, które przygotowały się na to, że komiks szumnie reklamowany jako wnoszący wiele w dyskusję o seksualności, posłuży się również wartościowymi dialogami. Brak dialogu będzie tutaj częstym zjawiskiem. Co nie byłoby niczym złym, bo ostatecznie seks to przecież dźwięki, czepiające się pamięci obrazy, zbliżenia, gesty niewymagające słów.
Ciekawa byłam drugiej opowieści rysowanej subtelniejszą kreską w barwach różu, niebieskiego i bieli ręką Agaty Nowickiej o tytule „Auto”. Autoerotyka, która możliwie bywa jeszcze jakimś obszarem wstydliwości dla niektórych, mogłaby przełamać tę zbędne uczucie w wahających się jeszcze kobietach. Bohaterka dostaje w prezencie wibrator od swojego kolegi geja, co już trąci zwietrzałym stereotypem. Gdy tutaj dla odmiany pojawiają się dialogi, człowiek nie wierzy w to jak brzmią, ma je chęć wręcz odzobaczyć. Otrzymując wibrator usłyszymy:
– Jaki lśniący. Nazwę go Mercedes.
– Jeśli o mnie chodzi, możesz go nawet nazwać Citroen. Przyjemnej jazdy.
Nie przychodzi mi do głowy inny przymiotnik określający te dialogi – drętwe. Są zwyczajnie drętwe, przygniatają niezręcznością. Sztuczne, oddalone od życia, ani zabawne, ani ironiczne, ani odważne. Lokowanie własnego komiksu jako produkt w produkcie w tej części opowieści też trąci dość oczywistym banałem i doprawdy jest to zbędne. Nie przydaje wartości treści, na którą tak bardzo nastawiano czytelników.
-Co u Ciebie? Robisz coś ostatnio poza praniem?
-Tak, robię sobie dobrze.
Rozumiecie już powoli co mam na myśli? Ludzie tak nie rozmawiają. My sami w rzeczywistości jesteśmy bardziej seksowni, subtelni, a jednocześnie dzicy, niż przedstawia ten komiks. Przeglądając jego zawartość (bo jego lektura nie zajmie Wam wiele czasu, by nazwać tę czynność wnikliwym czytaniem), nie poczułam żadnego emancypacyjnego zrywu, nie przeszła mnie ta pozytywna energia seksualna, nie było tutaj napięcia, brutalnie zabito moje wyczekiwanie.
Kolejna grafika zaprezentowana nam przez Joannę Krótką wzoruje się na japońskich komiksach pornograficznych hentai, żeby trafić w ewentualny gust miłośników mangi. Pojawia się tutaj jednak kolejny wyświechtany obraz seksu w postaci rekinów, macek, owoców morza. Znów brak miejsca na jakiekolwiek odkrywcze wyobrażenia i chociaż krztę obrazowej satysfakcji. Próba uchwycenia kosmicznego wymiaru orgazmu przez Ewę Juszczak w „Sferze” jest chyba najmniej udaną kreską, która nie zatrzymała mojej uwagi na żadnej ze swych planszy. Mogłoby się zrobić ciekawej i manifestacyjnie w opowieści „Osmoza” rysowanej przez czarno-białą kreskę Agaty Bogackiej, ale znowu ograniczono się tutaj do umieszczenia sloganów obecnych na różnych demonstracjach kojarzonych z Czarnym Protestem. Ostatnią nadzieją była dla mnie Ada Buchholc i jej opowieść „Rozmowa”. Pomyślałam, że może w tym fragmencie „Istoty”, gdzie pada najwięcej słów, to właśnie one uratują całość. Spotkałam się znów ze srogim rozczarowaniem.
– Nie wiedziałam, że mogę mieć tyle orgazmów, kiedy idę z kimś pierwszy raz do łóżka.
– Cieszę się, że poszłaś ze mną do łóżka.
– Możemy robić to częściej.
Całość wieńczy zdanie kobiety stojącej w lustrze i mówiącej do siebie, do nas? Ja naprawdę lubię seks. A ja naprawdę pierwszy raz wam czegoś szczerze odradzam. Nie przesadzę, gdy powiem, że „Istota” to moje największe czytelnicze rozczarowanie tego roku, jak nie życia. Zamiast iskier, poleciały srogie okrzyki zdziwienia tak banalnym, pretensjonalnym, infantylnym wręcz potraktowaniem jednej z najbardziej intymnych i sensualnych sfer naszego życia. Ostatni rozdział przenosi nas w „Kosmos” Katarzyny Borkowskiej, a ja chętnie wysłałabym w kosmos te wzniosłe reklamy, zapewnienia, która wzbudziły apetyt, by nakarmić czytelników wątłą erotyką daleką jednak od kobiecego punktu widzenia.
Istota, scenariusz Aleksandra Hirszeld oraz Agata Nowicka, rysunki: Agata Bogacka, Katarzyna Borkowska, Ada Buchholc, Ewa Juszczak, Joanna Krótka, Dagmara Matuszak, Agata Nowicka, lipiec 2018, Kultura Gniewu
„pierwszej polskiej powieści graficznej o zabarwieniu erotycznym” 😀
„Statek Namiętności”
Yusaku, tak reklamowało go właśnie wydawnictwo i twórczynie 😉
Nie no, ja wiem. A „Wonder woman” w pewnych środowiskach był przedstawiany jako pierwszy w historii planety film fantastyczny, w którym główną rolę gra kobieta, wiadomo, to ten sam poziom spsienia w sumie… Niby jeszcze śmiech, ale już przez łzy – szczególnie, jeśli się okazuje, że trzeba do produktu zachęciać takimi rzeczami, bo sam produkt nie zachęca. A szkoda.