Erotomania nie jest cechą wyróżniającą gejów, bo istnieje wszędzie. Bycie gejem czy Żydem to nie jest fakt z zakresu moralności. Człowiek się taki rodzi. To od niego nie zależy. Język homofobiczny i antysemicki to są rzeczy paralelne. Ktoś mówi z nienawiścią o czymś, co nie było przedmiotem wyboru danej osoby, mówi o kimś, kto się czuje różny, kto się różni czymś. Analogie są. Z lęków największych: ONR. (…)
Uwewnętrzniona homofobia też występuje i jest bolesna. Żyjesz z dnia na dzień, nie patrzysz na boki ani broń boże chłopakom po oczach, milczysz dużo, dużo czytasz. Siedzisz w domu. Po cichu. Sam.
W recenzji staram się przedstawić Wam przekrój cytatów, które wycisną esencję danej książki bez psucia atmosfery i wrażeń z ich lektury. Szukam czegoś, co trzaśnie w emocje, zachęci bądź wręcz przeciwnie, czegoś, co nakreśli język użyty w danej pozycji. Przy recenzji „Dziwniejszej historii” Remigiusza Ryzińskiego zastanawiałam się czy zacząć od dobrych czy złych nowin. Od jakiegoś „dobrego” czy drażniącego cytatu. Postawiłam na coś pośredniego. Z racji tego, że dziś przypada Światowy Dzień Coming Outu, a na dodatek ogłoszono, że zakazano Marszu Równości w Lublinie, to stwierdziłam, że dzień nadaje się idealnie, by wyrzucić z siebie recenzję tej pozycji i powiedzieć czy warto po nią sięgnąć czy wepchnąć do szafy, by więcej się nią nie denerwować.
Na początku pragnę zaznaczyć, że pierwsza książka Ryzińskiego „Foucault w Warszawie” nie odrzuciła mnie tak bardzo. Tamtejszy surowy język książki bez ozdobników był potrzebny.Remigiusz napisał książkę tak jakby sam założył państwu polskiemu i Służbom Bezpieczeństwa surową teczkę traktowania homoseksualistów w Polsce.Nie osądza. Nie musi. Wyrok krzyczy sam. Warto było wyczekać do ostatniej strony i dowiedzieć dlaczego Remigiusz napisał tamtą książkę . Z szacunku, antropologicznej ciekawości i może obalenia niejednego stereotypu. Bo „kolorowych dusz” jest więcej niż widzą nasze oczy, a nienawiść w dalszym ciągu może chwycić za broń i zamordować kogoś w uścisku miłości, tak jak w klubie w Orlando.
Ryszard wiedział, że homoseksualizm jest zakazany. Ale jak zakażesz sobie siebie? To trzeba by do klasztoru iść albo na Sybir jechać.
Co przedstawia „Dziwniejsza historia”, która czerpie swój tytuł z Witolda Gombrowicza? Szumnie informowano czytelników, że oto czeka nas poruszająca opowieść o obcości i samotności wymieszana z obrazem warszawskich ulic lat wojny i PRLu. Cała ta opowieść skupia się jednak wokół głównie dwóch postaci. Zamożnego architekta, Huberta, który od lat mieszka we Francji oraz Michała, znanego literaturoznawcę, którego uratowano z getta. Bazując na tych dwóch mężczyznach, Ryziński stara się nam przedstawić obraz okupacji oraz pierwszych lat PRLu jednocześnie. Zagląda do kawiarni, melin, łaźni, zagląda do ciasnych mieszkań dzielonych z rodzicami, gdzie nie było miejsca na intymność. Ta musiała wyprowadzić się na ulicę i tam szukać miłości. Niekiedy z Niemcami w mundurach czy z agentami SB pod przykrywką.
Zacznijmy zatem. Przejdźmy do sedna. Wyjdźmy z szafy. Nie, nie tak powinna zostać napisana ta „dziwniejsza historia”. Choć przewijają się ostre fragmenty, które rażą bezpośredniością, a nie lukrowaniem miłości w czasach PRLu czy wojny, to jednak całość jawi się jako rozmazana historia zbita z nielogicznych opowiastek. Starałam się trzymać na uwadze, że ten reportaż to nie słowa samego jej autora. Skrył się on za teczkami, cytowanymi bohaterami i nikt nie powiela tutaj zasłyszanych poglądów. Czytelnik wzdryga się na brak komentarzy przy tak kontrowersyjnych opiniach. Co jeśli ktoś jednak odbierze je dosłownie i nakarmi drzemiącą homofobię? Poniższy fragment jest wręcz bezczelną pożywką dla stereotypów.
Na gejów radzieckich mówiono ładnie: gołuboj, czyli błękitny.
-A u nas: ciota, pedał, pedryl, pederasta.
Bywały też jednak alternatywy.
-Pary dobierały się po cichu. Teraz jest bardziej taki pęd, że jak ktoś jest ujawniony i wiedzą wszyscy o nim i ma przyjaciela, to się robi temat taki, że to jest związek. A wtedy były te związki, ale były mniej podkreślane, że to jest, po prostu. Oni się trzymali dobrze i z sobą byli, i to było OK. Ja swojego poznałem na ulicy, po niebieskich skarpetkach poznałem, że gej. Zwróciłem uwagę na tę odmienność.
-Jeżeli w latach sześćdziesiątych spotkałeś kogoś z utlenionymi włosami, to wiedziałeś, że ciota. I to było bez żadnej dyskusji. Nie wolno było się wyróżniać. Heteryk nie miał prawa się odróżniać. A gej chciał się wyróżniać. I musiał. Żeby zaimponować.
Jeden z powszechnych zarzutów do tej książki, który podzielam, to źródła z jakich Ryziński korzystał. Jedna to teczki SB, następnie zaledwie dwóch bohaterów, i co najgorsze, zasłyszane plotki. Zwyczajnie nie wierzę, że na tak obszerny temat głos oddano zaledwie dwóm osobom płci męskiej. Hubert, który na dodatek otwarcie przyznaje, że interesuje się na starość tym, co go tworzy. Jest badaczem i jednocześnie okazem. Zawsze chętny do rozmów, do analiz, do pisania i wspominek. Pyta sam siebie o siebie i bawi się, gra. Stawia na czerwone. Zakłada oczko. Trochę kantuje. Jak na bohatera tak ważnego tematycznie reportażu, który mógł być wybitnym, wybrać pana, który otwarcie kantuje i nigdy nie wiemy kiedy mówi prawdę, a kiedy zmyśla? Naprawdę trudno było mi go traktować jako poważne źródło. Nawet opis coming outu Huberta też jest jakby od niechcenia. Piszę to z pełną świadomością, że autor pozwolił mówić swoim bohaterom, ale ten brak weryfikacji jest dość drażniący. Kolejne istotne pytanie: czy w Polsce nie było lesbijek? Ilość miejsca poświęcona kobietom jest wręcz komiczna, by nie powiedzieć obraźliwa.
Czytając nie opuszczało mnie wrażenie, że w tym roku czytałam już reportaż, który daleki był w tematyce od swoich zapowiedzi. Były to „Królowe Mogadiszu”, gdzie tytułowych królowych było mało. „Dziwniejszą historię” muszę również ze smutkiem dopisać do listy książek niespójnych, które nie są wierne swojemu tematowi. Co bardzo rozczarowuje, ponieważ wierność historii nie powinna być traktowana tak pobieżnie i pobłażliwie. To strzępy opowieści, które zdania, którym ktoś jakby urwał sens i prawdę.
Pierwsza część książki zajmuje się bardziej okupacją niż homoseksualizmem. Druga połowa reportażu, w której przenosimy się do czasu PRLu już jest bardziej informacyjna, co jednak nie ratuje pierwszej części. W jednym ustępie czytamy, że ktoś Hubertowi namalował na drzwiach słowo „pedał”. Domniemanym sprawcą mógł być piętnastoletni O., którym Hubert się nie interesował, jak silnie zaznacza, ponieważ zarzeka się, że nie miał w sobie nic z pedofila. A za chwilę czytamy o „Ocaleńcach” z Oświęcimia i starszej kobiecie, która w drodze do kościoła ściągała trupowi kalesony. Znienacka transportujemy się w czasie już do PRLu.
„Przecież ich nie zostawię. O żydowskich opiekunkach w czasie wojny” też był przykładem reportażu, gdzie brakowało skrawków historii, ponieważ mało było osób, które zapamiętały tytułowe opiekunki. Luki w historiach uzupełniano z szacunkiem, otwarcie przyznając, gdzie urywa się ślad. W „Dziwniejszej historii” tego nie zaznamy. Dosyć, że mało jest tematu w temacie, to braki w źródłach czy wiedzy wypełnia się właściwie nieustannym odbieganiem od tematu. Łata się niedobory rwanymi powiastkami, zasłyszanymi, a nie potwierdzonymi. To trochę jak strzał w policzek historii.
Ryzykownym było wybrać tak wiele wypowiedzi, które wzdrygają ilością powielanych stereotypów. Jeśli tę książkę chwyci homofob, który zapiera się, że nim nie jest, to tylko może utwierdzić się w swojej postawie w tym wysypie zaśniedziałych poglądów. Momentami czułam jakbym autentycznie czytała o podludziach, za których przemawiający w książce geje się uważali. O podludziach, którym nikt nigdy nie powiedział, że nimi nie są i nie muszą chować się po krzakach, by zaznać miłości. Ze smutkiem stwierdzam, że ta książka im w tym nie pomoże.
Nie ma też nic złego w oszczędnych, rwanych zdaniach. Sprawdzały się w poprzedniej książce Ryzińskiego. Zresztą co dopiero Marcin Wicha otrzymał Literacką Nagrodę Nike za m.in. za pisanie o sprawach wielokrotnie złożonych prostymi zdaniami. W reportażu jednak tak wyczekiwanym, temacie tak nieodkrytym, wypadałoby wręcz składać prawdę wielokrotnie złożoną. A tutaj wydaje się, że homoseksualizm lat wojennych i PRLu wciąż siedzi w szafie. Daleko mu do coming outu.
Dziwniejsza historia, Remigiusz Ryziński, wrześień 2018, Wydawnictwo Czarne
Ech. Niby dobrze, że podejmowanie są próby, ale szkoda, że próby nie do końca udolne. Choć jakoś mi się zdaje, że homofob żaden po tę książkę nie sięgnie.
Co do homofoba, znam mnóstwo takich, którzy zarzekają się, że nie są, a swoim słownictwem i poglądami temu przeczą, więc mam na myśli tych uśpionych, samych siebie nieświadomych. A to chyba przykład tego reportażu napisanego „na szybko”.