„Czytam dużo wspomnień. Są niezwykle interesujące. Nie ma dwóch jednakich. Czy to Iwaszkiewicza, czy Lechonia, czy siostry Jana Kobuszewskiego. „No taa…k – powiecie – ale te nazwiska zasłużyły sobie na ciekawość ludzka” (…). 

Ani ja wielka, ani ja mała, ani niespełniona. No to po co? Po co pisać? Pisać to sobie możesz dla siebie, a jednak korci, żeby to ktoś przeczytał. Chcę się wytłumaczyć z przeszłości? Może. Chcę ją przede wszystkim zrozumieć. Chcę, aby ci, którzy dziś są młodymi ludźmi, dowiedzieli się z jeszcze jednej opowieści jak było naprawdę. Naprawdę w moich oczach. Przecież byłam i jestem cząstką pokolenia, które tego, o czym piszę – doświadczyło. Opowiedzieć, jak było, czyli jak ja to i zapisałam w mojej pamięci? Wiem, wiem, każdy człowiek to inna prawda. Ale – prawda. A ty czytelniku weź sobie z tej prawdy to, co przylega do twoich ran lepiej i zrób sobie okładzik na twój bolący czyrak. I tak każdy z nas, choćby nie wiem co przeczytał, musi sam przeciąć swój ropień.”

Pani Aleksandra Kurczab-Pomianowska to inny kaliber spisywania wspomnień, a i powody do ich spisania są inne. Ponownie mogłabym Was zostawić z cytatem otwierającym książkę i powiedzieć nie tylko „proszę, przeczytajcie ją”, ale błagam, wręcz się po nią rzucajcie. Przed Wami mądrość wypływająca od kobiety, która dziś, w ósmej dekadzie swojego życia, w warszawskim mieszkaniu napisała książkę, która na szczęście pozostanie z nami na wieki. A ja znów w uniżonej skromności spróbuję Wam o niej coś napisać, zobrazować zachwyt, oddać hołd historii i kunsztowi języka. Czym jest to autorskie „po co?”, „dlaczego?”, co to za opowieść, którą autorka zechce nam opowiedzieć? Na wstępie mogę Was jedynie zapewnić, pani Aleksandra spisała życie swoje i swojej rodziny w taki sposób, że przecina wiele ropni nie tylko minionego, ale dzisiejszego świata, celnie diagnozuje narastające, niepokojące nastroje XXI wieku i zestawia je z przeszłością. Widzi wszystkie czyraki i chyba po to jest to „po co?” – szybka diagnoza społeczeństwa może sprawić, że nie poleje się krew: „Minęło osiemdziesiąt lat, no może sto lat – i oto dzwon faszyzmu bije; czy go słyszycie, ludzie dwudziestego pierwszego wieku?” „Dlaczego to koło znowu zahaczyło o dno?” – stwierdza i pyta autorka na kolejnych stronach. Jak możecie się już domyśleć, autorka przyszła na świat w „smrodzie strachu i grozy”.

O tej książce nie przeczytacie niemal nigdzie. Chyba, że zerknięcie na propozycje wydawnicze Wydawnictwa Austeria na ich stronie internetowej i jakaś okładka, opis, fragment przykują Waszą uwagę. Tak robię ja, by wyszukać takie książki, jak „Dlaczego?” i jestem sobie nieskromnie wdzięczna. Próżno szukać jej na zdjęciach w mediach społecznościowych, gdzie towarzyszyłaby Wam w chwilach Waszych uniesień czytelniczych. Chcę to zmienić. Zaufacie mi?

Zostałam poczęta w chwili grozy: 1 września Hitler rozpętał zawieruchę. Żydzi Europy pobledli. Padli sobie w ramiona przeczuwając bliski koniec. Tak zaistniałam (…). Jakie szczęście miałam nie musząc na to patrzeć, schowana w ciepłym brzuchu Janeczki. A Janeczka trąbką miedzianą trąbiła, aby piesi się nieco rozstąpili. Trąbkę tę mam do dziś i jest to jedyna rzecz, jaka pozostała nam z naszego przedwojennego domu. (…) Trasa Kraków-Lwów: 328,4km, autostradą A4 3 godziny 36 minut – czytam dziś w Internecie.  

Autorka przeprowadza nas przez losy swojej rodziny, które stają uniwersalną opowieścią o życiu ludzi wykorzenionych, przesiedlonych, stających się świadkami upadku świata i człowieczeństwa. Robi jednak o wiele więcej. Zadając nieustające pytanie „Dlaczego?” stara się podstawić lustro pod nos dzisiejszego pokolenia i zastanowić się nad tym, gdzie zmierzamy. Udowadnia swoją bezpretensjonalną szczerością pisarki, że historia Holokaustu i wojny nie może ustać w opowieści. To zdanie bez kropki, które nie może zostać przerwane. Sama jawi mi się jako ta trąbka, która pozostała jej jako jedyna pamiątka z rodzinnych stron. Trąbka była potrzebna, by przebić się przez masy uciekających przed wojną. To trąbienie nigdy nie powinno ustać. Był Stalin, był Hitler, pani Aleksandra wyznaje: a ja dziś, w roku 2020 zastanawiam się nad czasem, w jakim nam przyszło żyć. (…) rozkazem Hitlera przenoszono tysiące ludzkich istnień w niebyt, rozkazami oszalałych satrapów dzielono jeden naród na dwa, jak Niemcy, Wietnam, Koreę, Indie, Sudan. (…) Nadszedł Potop. Pandemia. Kiedy nadleci gołąb z zieloną gałązką w dziobie? 

Pani Aleksandra przeżyła, ponieważ przez całą wojnę potrafiła zachować ciszę. Jako niemowlę nigdy nie pisnęła, gdy chowano ją pod kartoflami. Krzyczeć zaczęła dopiero w życiu dorosłym i nigdy nie przestała mimo próśb męża o zachowanie spokoju. Czego dotyczy ten krzyk? Dlaczego trudno zamknąć usta? Autorka porwała mnie swoim słownym żywiołem, który przemawia z pozycji osoby doświadczonej, która ma pełne prawo mówić, co myśli, a naszym obowiązkiem, jako młodszego pokolenia, jest jej wysłuchać. Nie godzi się na powrót nacjonalizmu w Polsce, nie godzi się na „dobrą zmianę”, na przekształcanie historii i „jeszcze jednego gnoma rządzącego Polską”. Gdy czytałam „Dlaczego?”, pytałam samą siebie, dlaczego nie słuchamy tak szeroko otwartych ust, jak Pani Aleksandry, i nie wychodzimy na ulice prostować prawdy, które zakrzywia partia rządząca. Autorka nie godzi się na znacznie więcej rzeczy niż dzisiejsze rządy i narastająca nienawiść. Widzi, co człowiek uczynił chociażby z przyrodą. Lata hitlerowskie przechodzą w lata stalinowskie i równie przejmująco opowiada o latach, gdzie oddech strachu wciąż było czuć na szyi Ocalałych. Przyjdzie czas na kolejne poczucie się „obcą” w roku 1968 roku. Jednak, które zadane „Dlaczego?” będzie najważniejsze? To zapewne każdy czytelnik dobierze wedle swojej wrażliwości, do czego Was gorąco zachęcam.

Dziś, gdy poprawiam te strony, mąż już nie prosi, bo go tu nie ma. Odszedł w 2016 roku. I choć ust nie otwieram, wszystko we mnie krzyczy. W małym mieszkanku w Warszawie, gdzie gromadzę życiowe pamiątki, nie jestem w stanie słuchać głosu „dobrej zmiany”. Jeszcze jeden gnom rządzi Polską, przekreśla, wykreśla, pisze nową historię nowej niepodległej krainy, w której nienawiść prowadzi już do obłędu. 

Pani Aleksandra Kurczab-Pomianowska na początku swoich rozważań insynuuje jakoby ona sama nie zasłużyła na ludzką ciekawość poświęconą takim osobom, jak przykładowo, Iwaszkiewicz. Że ani to ona wielka ani mała. Pani Aleksandro – ja będę o Pani „krzyczeć” głośniej niż o Iwaszkiewiczu. Mam nadzieję, że ten krzyk będzie rezonował i jakoś przewędruje te kilometry. Dotrze do Pani warszawskiego mieszkania i szepnie do ucha: „Pani historia, Pani pisanie jest ważne i potrzebne. Niech Pani nie przestaje opowiadać.” Może przekaże to wydawca, może jakiś czytelnik albo dobra dusza bliska autorce. Zatem, gdy pierwszy rozdział swojej książki zatytułowała Pani „Pisać czy nie pisać”, to ja mówię głośne PISAĆ. Ci młodzi, o których Pani wspomina, jeszcze tego nie wiedzą, ale będą tego potrzebować. Nie wiedzą jeszcze jakie czyraki i ropnie ich czekają, a takowe przecież każde pokolenie posiada i musi je w swoim czasie porozcinać. Książka nie jest jednak wyłącznie dedykowana ludziom młodym, z mojego doświadczenia wiem, że powinna trafić do równolatków autorki oraz ludzi w każdym wieku, którym antysemityzm, podziały, nienawiść wciąż są bliskie. Spęczniały do ziejącego, śmierdzącego ropnia monstrualnych rozmiarów. Pani porozcinała, a potem scaliła moje rany swoim pisaniem. A to największa i najbardziej potrzebna literatura, jaka może zaistnieć. Dziękuję. Słane z lubelskiego mieszkania.

Aleksandra Kurczab-Pomianowska, Dlaczego?, czerwiec 2021, Wydawnictwo Austeria