Poczuliśmy do głębi, jakim więzieniem jest być dziewczyną, kiedy twój umysł jest zarazem aktywny i rozmarzony, lecz mimo to wie, jakie kolory do siebie pasują. Wiedzieliśmy, że dziewczyny były naszymi bliźniakami, że wszyscy istnieliśmy w przestrzeni jak zwierzęta o identycznej skórze oraz że one wiedziały o nas wszystko, chociaż dla nas były nieprzeniknione. Wiedzieliśmy wreszcie, że dziewczęta w istocie były kobietami w przebraniu, że rozumiały miłość, a nawet śmierć, a naszym zadaniem było jedynie robić wokół siebie hałas, który najwyraźniej je fascynował.

Nastoletnie ściany zakleja się plakatami. Przykrywa się nierówności i uzupełnia braki w nieszczęśliwych miłościach bez szans na odwzajemnienie. Niemo krzyczy się muzyką. Rok 1999 runął również lawiną kalejdoskopowych zadurzeń w fikcyjnych postaciach bezpiecznie skrywanych na ekranie. Są dzieła zanurzające nas w oświeceniu samego siebie. Filmy stanowią przystawkę czyhającej rzeczywistości, a ja miałam 13 lat, tyle co popełniająca samobójstwo Cecilia w „Przekleństwach niewinności”, gdy obejrzałam tę ekranizację niesamowitej powieści Jeffreya Eugenidesa. Film Sofii Coppoli stał się fenomenem i nie wiem jakim cudem udało mi się go obejrzeć w dobie nieśmiało skrzeczących modemów, kaset VHS i późnych seansów telewizyjnych w wiecznie zajętym salonie.

Z pewnością mogę zatem stwierdzić, że twórczość Eugenidesa towarzyszy mi ponad połowę mojego życia. Dojrzewałam z siostrami Lisbon i umierałam z każdą z nich na wiele sposobów. Pamiętam oglądając film jak bardzo poruszała mnie chłopięca narracja, jakby z offu, która przenikała emocje wszystkich bohaterów, zostawiając aurę tajemnicy, którą chciało się przeniknąć. Poprosiłam zatem starszą siostrę, by kupiła mi książkę „Przekleństwa niewinności”, jeszcze wtedy o tytule „Samobójczynie”, by móc zgłębić tę nieodgadnioną narrację i absorbujące portrety psychologiczne tych enigmatycznych dziewcząt. Kto jeszcze nie czytał, bądź nie widział, mam nadzieję, że przekonam Was tym tekstem, do sięgnięcia nie tylko po najnowszy zbiór opowiadań „Nowy Dowód” w Wydawnictwie Sonia Draga, ale też zachęcę do przestudiowania, zatopienia się, zatracenia wręcz, we wszystkich poprzednich dziełach jednego z moich ulubionych pisarzy.

Zaczynam oczywiście od „Przekleństw niewinności” wydanych w 1993 roku, bo to one stworzyły jednego z najlepszych współczesnych pisarzy. Ta soczysta i wnikliwa powieść śledzi losy grupy dojrzewających chłopaków, którzy obsesyjnie gromadzą dowody istnienia pięciu pięknych sióstr Lisbon. Pamiętam duszność tej lektury, zawiesiny w poczuciu winy, próby znalezienia sprawcy, który sprawia, że siostry popełniają samobójstwo. Jedna z najlepszych i najbardziej przełomowych opowieści o dojrzewaniu, pierwszych miłościach i brzemieniu śmierci. Już wtedy Jeffrey Eugenides wyrobił sobie unikatowy styl, który sprawia, że jego dzieł nie da odłożyć się na bok, na jakiekolwiek później. Czytelnik wsiąka w tę narrację, by jej skrawki pozostawić w sobie na zawsze.

Po sześciu tygodniach mam już oczy i uszy. Po siedmiu mam nozdrza i nawet wargi. Zaczynają się formować moje genitalia. Na pewnym etapie rozwoju płodowego hormony, zgodnie ze wskazówkami chromosomów, hamują rozwój struktur Müllera, a pobudzają kanały Wolffa. Moje dwadzieścia trzy sparowane chromosomy połączyły się i skrzyżowały, puszczając w ruch koło ruletki. W tym samym czasie mój papou kładzie rękę na brzuchu mojej matki i mówi: „Para szczęściarzy!” Ustawione w odpowiednie regimenty, moje geny wypełniają wydane rozkazy. Wszystkie za wyjątkiem dwóch – pary szubrawców kryjących się na chromosomie piątym. Wspólnie wysysają enzym, który zaprzestaje produkcji określonego hormonu, komplikując w ten sposób moje życie.  

Często jednak wybór czytelników, jeśli chodzi o ulubioną powieść pisarza, pada na „Intrygę małżeńską” lub „Middlesex”. Przyznaję, że wybór jest trudny, ale „Middlesex”, również wydany w  Sonia Draga, jest znacznie bliższy memu sercu. Nagrodzona słusznie Pulitzerem w 2003 roku udowodnia niesamowitej zręczności w budowaniu historii autora. To powieść totalna, przez wielkie P, rozciągająca się na osiem dekad opowieść o niezwykle trudnym dojrzewaniu hermafrodyty. To też obraz przesycony subtelnością, głębią wrażeń i spostrzeżeń, gdy poznajemy swoje ciała i skomplikowane rodowody. Tytuł-metafora o odnajdywaniu siebie i odwadze stanięcia twarzą w twarz z tym, co zobaczymy w lustrze. Eugenides znów mnie urzekł, znów snuł opowieść, która nie zrywała mnie z sofy wrażeń, wzruszeń i uniesień, bo książka jest po prostu – zmysłowa; dodatkowo wnikliwa, co sprawia, że nie zostawiła mnie po lekturze z uczuciem niedosytu. Nasyciła mnie psychologicznym obrazem ciekawej postaci jaką w literaturze na pewno na zawsze pozostanie Cal/Callie Stephanides.

Obecnie możemy napawać się piórem pisarza w jego pierwszych próbach przy pisaniu opowiadań w zbiorze „Nowy Dowód”. Czy dorównuje poprzednim dziełom i czy sprawdza się również w krótkiej formie? Mają coś wspólnego? Chociażby jedno z opowiadań ma taki sam tytuł, jak jeden z rozdziałów „Middlesex” i delikatnie zbliżony temat uwarunkowań seksualnych i płynności płci. Co jednak serwuje nam autor w tym wyborze opowiadań jako całości?

Zaczyna koncertowo opowiadaniem „Marudy”. Dlaczego koncertowo? Ponieważ każdemu opowiadaniu nadaje swój równy, stateczny rytm zmierzający do czasem gładkich, a czasem ostrych puent. Wprowadza swoich bohaterów nienachalnie, powoli ściąga z nich łupiny, by dotrzeć do sedna każdej z historii posługując się głosem pierwszoosobowej narracji.

Pewna znajoma Cathy z Detroit, kobieta, która od trzydziestu lat regularnie chodzi do terapeuty, niedawno przekazała jej otrzymaną od niego radę. Nie przejmuj się tym, czego boisz się w nocy. O tej porze psychika jest najsłabsza, niezdolna do obrony. I choć ogarniające człowieka przygnębienie może wydawać się autentyczne, wcale tak nie musi być. To tylko zmęczenie umysłowe, które skrywa się pod maską spostrzeżenia.

Bohaterowie „Nowego Dowodu” stawiani są każdy z osobna na swojego rodzaju rozstajach. Ich umysły i ciała są zmęczone, udręczone, czegoś im brak, za czymś tęsknią, z czegoś chcą się wyrwać. Bohaterki pierwszego opowiadania chcą mieć prawo, by godnie się zestarzeć. Bohater drugiego opowiadania wyjeżdża na drugi koniec świata, by znaleźć siebie. W trzeciej części spotykamy kobietę, która dość późno budzi się do macierzyństwa. Następnie małżeństwo ledwo wiążące koniec z końcem, miotając się między nużącą pracą a oddaniem życia swoim pasjom. Historie, których pozornie wiele na wszystkich szerokościach i długościach geograficznych, ale to właśnie czyni je uniwersalnymi.

W recenzowaniu opowiadań nie zamierzam Wam zdradzać ani streszczać w telegraficznym skrócie treści każdego z opowiadań, bo nie o to tutaj chodzi. Chcę Was zapewnić, że jeśli nie czytaliście nic wcześniej Eugenidesa, to „Nowy dowód” jest idealną próbką jego talentu skondensowaną do wielu mini powieści. Każde opowiadanie jest tak zgrabnie skonstruowane, sens jednocześnie rozciągnięty i ściągnięty, by przyjąć krótszą formę prozy. Każda z opowieści syci czytelnika treściwą refleksją wykończoną językiem charakterystycznym tylko dla Eugenidesa.

Ja dosłownie dojrzewałam z Eugenidesem, poczynając od jednej z najpiękniejszych opowieści o dojrzewaniu jaką są „Przekleństwa niewinności”, na zmysłowym „Middlesex” kończąc. „Nowy Dowód” przypomina i potwierdza, że autor jest mistrzem wcielania się w psychikę swoich bohaterów. Mówi się, że jako jeden z nielicznych męskich pisarzy potrafi wcielić się bez uprzedzeń, gładko i prawdziwie w rolę kobiety. Jego proza ma w sobie coś z płynności, która spływa po czytelniku i wnika w niego na długo. W jego nowym zbiorze opowiadań znajdziemy wszystko, co w jego twórczości najlepsze, przejdziemy przez wszystkie okresy życia, momentami nawet przez różne kultury i środowiska. Czytałam i zastanawiałam się co takiego jest w jego prozie, że tak mocno chwyta. Jak nazwać ten sposób narracji? To właśnie to na wskroś ludzkie i jednocześnie głęboko psychologiczne wejrzenie w postacie i budowane wokół nich historie i wrażenie, że żaden szczegół z danej historii nie jest zbędny. Tak w pozornie w różnych historiach, w ludziach w różnym wieku i zaplecza kulturowego, znajdujemy coś uniwersalnego – wolę godnego życia na własnych warunkach, walki z własnymi słabościami i próbami wyjścia cało po drugiej stronie ludzkich zmagań.

 

Jeffrey Eugenides, Nowy Dowód, tłumaczenie Witold Kurylak, maj 2018, Wydawnictwo Sonia Draga