„(…) jestem tylko biednym, szalonym, ciężko dotkniętym zupełną niepoczytalnością ultra-pokątnym Gombrowiczem. Chce pozostać sam jak palec, póki to nie będzie karane więzieniem”.

Gdy otworzymy biografię „Ja, geniusz” pióra Klementyny Suchanow trafimy do Bodzechowa, by zapoznać się z rodziną matki. Następnie przeniesiemy się na chwilę na Litwę, by poznać dzieje rodziny ze strony ojca, aż w końcu trafimy do Małoszyc – miejsc narodzin samego geniusza.

Słowem dosadnego wstępu – nie znajdziecie na rynku bardziej skrupulatnej biografii. Sama Klementyna Suchanow w podziękowaniach na końcu drugiego tomu zwraca się do swojej córki, by pokątnie przeprosić ją za czas jaki poświęciła Gombrowiczowi, a nie jej wychowaniu, obawiając się wręcz wpływu jaki na niej wywrze fakt, że wyrastała w cieniu Witolda, a wakacje spędzała na podróżach po śladach bytności zmarłego pisarza.

Podczas, gdy biografia Stanisława Lema wydawała mi się zaledwie zlepkiem wizji autora-fana, tak tutaj jesteśmy przekonani, że pani Klementyna oddała kawał swojego życia, by dostarczyć nam soczystej, ale wiernej faktom, biografii tego jednego z największych. Udźwignęła te ponad 900 stron z teleskopową dokładnością. Przypatrywała się szczegółom życia pod szerokim kątem interpretacji i licznych wpływów kształtujących przyszłego geniusza.

„Proces dorastania Itka Gombrowicza i stawania się pisarzem Witoldem Gombrowiczem będzie uporczywym, mozolnym tworzeniem siebie samego wbrew kompleksom i zahamowaniom.”

W istocie stajemy się wnikliwymi świadkami wędrówki przez kompleksy nie tylko młodego Itka, ale też niedociągnięć literatury, historii, tradycji czy obyczajowości. Spojrzymy na matkę i jej niepewne kroki ku feminizmowi, który ostatecznie wiecznie będzie owinięty pasem katolicyzmu. Silna protekcja kobiet w dzieciństwie odbije się na nim i przekształci w silny głos oraz walkę o własne „ja”. Poznamy Witolda jako świadomego ucznia rozwijającego zmysł krytyczny, który „brzydzi się bycia „państwem”. Będziemy z nim w chwili, gdy decyduje się zostać pisarzem, ale też kiedy spali pierwszą książkę w Zakopanem. Z ciekawością będziemy się przyglądać chwilom, w których poznał Schulza, Witkacego czy Miłosza. Będziemy się zaśmiewać, gdy tego ostatniego będzie gonić z nożyczkami, by obciąć mu jego bujne brwi, będące umownym źródłem geniuszu Czesława. Zatem poznamy Witolda we wszystkich odcieniach, maskach i nagościach.

„Ale czy on tego nie przeczuwał? „Wojna? Zagłada Polski? Los bliskich, rodziny? Moje własne losy? Czy mogłem przejmować się tym w sposób, jak powiedzieć, w sposób normalny, ja, któremu wszystko z góry było wiadome, który tego dawno doznałem – tak, nie kłamię, mówiąc, że od lat obcowałem w sobie z katastrofą.” 

Pewnie wielu czytelników wahających się czy sięgnąć po te delikatnie odstraszające pojemnością dwa tomy, będzie się zastanawiać czy wymagana będzie znajomość wszystkich dzieł Gombrowicz, by rozpływać się w zachwycie nad tą biografią. Absolutnie nie. Bo to coś więcej niż biografia, na pewno też nie wyłącznie próba interpretacji dzieł i umiejscowienia ich na linii życia autora. To studium walki artysty o swój własny głos z dala od echa rozbrzmiewającego w czasach, w których było dane mu żyć. To obraz człowieka świadomego wszystkich mechanizmów i ułomności systemu, który kieruje masami. Witold nie chciał zostać przygnieciony przez wichry historii, sztywne ramy zachowań, zasad obyczajowości i obowiązujących trendów czy to w sztuce, w literaturze czy nawet w ubiorze czy seksualności.

W kawiarni na Ziemiańskiej w Warszawie, zza dymu papierosowego i oparów wódki, wyłania się coraz bardziej wyrazisty obraz Gombrowicza. Swoimi ciętymi ripostami i wywrotową dialektyką zbiera przed sobą ciekawskich słuchaczy. Stroni od „ludzi o poprawnych krawatach i uładzonych łepetynach”. „Czerpie z dołu, bo uważa go za element o ileż bardziej nieprzewidziany i poetyczny.”

Czy jeszcze bardziej potrzebujecie zachęty? Po pierwsze – nie obawiajcie się objętości. Mimo pozornie dużej ilości szczegółów, książkę czyta się sprawnie, a w zamian dostajemy wierny obraz narodzin, rozwoju i odejścia geniuszu. Bo przecież takie tomiszcza tuczą intelektualnie i merytorycznie, stojąc daleko od półki wypełnioną nudą niejednej opasłej prozy. Dodatkowo, Suchanow odwzorowuje język, cechy i charakter twórczości, sama posługując się sprawnymi i smacznymi środkami przekazu. 

Tak, obwieszczam, że jest to jedna z najlepszych biografii jakie w życiu czytałam.

Na koniec posłuchajcie słów samego Witolda.

„Przestrzega, że „estetyka to to, co nie boli, zaś literatura jest tym, co boli.” Nad rękopisami  pochyla się, wkładając okulary, wtedy ustają kpiny i zaczyna się „krytyka przenikliwa, bez pochlebstw i litości, ale serdeczna”, bo jako pisarz ma „wiele szacunku i troski wobec osobistego świata każdego z nas”. Uwagi przedstawia jako sugestie, nie dogmaty, i przestrzega przed niezrozumiałą awangardowością, bo czytelnik jest leniwy. „Trzeba wyrąbać ścieżkę w dżungli, jaką jest książka, gdyż czytelnicy nie chodzą z maczetami”.

Chwytajmy za maczety. Nie bądźmy leniwi.

Klementyna Suchanow, Ja, geniusz, wrzesień 2017, Wydawnictwo Czarne