Zauważyłam, że o literaturze dla dzieci bądź młodzieży często piszą rodzice, którzy czytają swoim pociechom, torują w nich drogę ku miłości do słowa pisanego i większej empatii, dbają o wielopłaszczyznowy rozwój bądź szukają uporania się z trudnościami dorastania na kartach książek, które mogliby polecić nastolatkom pod swoim dachem. Dlaczego jednak nie będąc rodzicem, a może nawet nieszczególnie mając styczność z młodzieżą, warto sięgać po literaturę dla młodszych? „O tym można rozmawiać tylko z królikami” wydane przez Wydawnictwo Zakamarki, któremu zawsze będę już za tę książkę dziękować, jest żywym dowodem na to, że nieważne ile masz lat, to pewne treści są ponadczasowe i zawsze dotkną czytelnika. Ta książka obrazkowa zilustrowana i napisana przez Annę Höglund porusza do głębi nie tylko wybitnością obrazową, ale przede wszystkim płynnością opowieści o poczuciu wyobcowania, z którym trudno sobie poradzić.
Przyznam szczerze, że ta książka możliwie długo by mi umykała, bo nie wypatrzyłam jej w sieci, a przy takim wysypie premier wydawniczych nie wszystko wyświetli nam się w brutalnym świecie obcinanych treści, które autentycznie mogą nas zainteresować. Zatem przebywając w poznańskiej księgarnio-kawiarni Kahawa, dział dla młodszych zostawiłam do przejrzenia na końcu odwiedzin, choć kątem oka ten smutny królik wołał o moją uwagę odkąd przekroczyłam próg tej krainy książek.
Wyrazistym jest fakt, że okładka tej książki odstawała swoimi barwami od innych na półce. I już tym mnie sobie zaskarbiła, szarobury królik z najsmutniejszym wyrazem twarzy, oklapniętymi uszami rezygnacji na tle mrocznego lasu, któremu daleko do wiosennych zieleni. Ta książka musiała skrywać być może mroczne, ale ważne treści. Czytając tytuł po przybliżeniu się do półki, tym bardziej utwierdziłam się w fakcie, że chce wiedzieć o czym mogą rozmawiać ze sobą tylko króliki. Mimo tego, że tylna okładka zachęca do lektury na pierwszym miejscu nastolatków, którzy kiedykolwiek walczyli z potrzebą przynależności na przemian z poczuciem dotkliwego wyobcowania, to zastanawiałam się czy ja też będę tym królikiem?
Tak, łatwo się wzruszam. Płaczę na filmach, reklamach, wspomnieniach. Książkom jednak trudno doprowadzić mnie do łez, a jeśli do tego dochodzi, to jest to najlepszy komplement, jaki mogę zostawić na kartach danej pozycji. Gula w gardle ścisnęła mi się już na pierwszej stronie. Dodatkowo cudownie, gdy przy lekturze siedzi obok Ciebie inny „królik”, który odbierze tę lekturę równie intensywnie. Tym sposobem usiadłyśmy obok siebie i zanim zapłaciłyśmy za książkę i wyszłyśmy z nią, by przekazywać ją dalej światu, przeczytałyśmy ją na pełnym wzruszeniu i zrozumieniu. „Przecież to ja!” „przecież to cała Ty!” – mówiłyśmy do siebie na zmianę podczas lektury. Co jest takiego w środku, że wywołuje tak silne emocje?
Bohater książki zwraca się do nas bezpośrednio, bez ozdobników, szczególnych wzruszeń, ckliwego narzekania. Z wyrazem niejakiego przerażenia na twarzy, otulony ramionami kochających rodziców, informuje nas na pierwszej stronie, że urodził się pewnego wiosennego dnia trzynaście lat temu i „prawie natychmiast tego pożałował”. Jego wyróżniającą się cechą będzie bardzo dobry słuch, który przewodzi dźwięki nie tylko uszami, ale całym sobą. Hiperboliczny słuch może skutkować w hiperbolicznej wrażliwości na świat. Wydaje się, że ten słuch staje się wręcz przekleństwem, który będzie przesadnie uwrażliwiał trzynastolatka na relacje międzyludzkie. Znacie to wrażenie, że czujecie wszystko za bardzo? Tak potrafią tylko właśnie takie króliki i o tym można rozmawiać tylko z królikami. Znacie te częste zarzuty, że przesadzacie? A inni nie rozumieją, że są „granice tego, co jest się w stanie wytrzymać”? Do tego stopnia, że uczycie się mówić tak często „nie”, że zapominacie jak mówi się „tak”.
Ale zdarza się, że śnię o bliskości.
Skąd wiadomo, jak powinno być?
Tak, prawdopodobnie słowo, którym najtrafniej można określić kreskę i barwy użyte w tej książce obrazkowej to „depresyjne”. Mroczne, dołujące, demotywujące. Pojawia się jednak pośród tych strachów braku przynależności cień nadziei i delikatne zabarwienie pozytywniejszym myśleniem. Bo może bliskość to coś, co należy odnaleźć w sobie, a nie pod presją innych, by się do nich upodobnić. Ten wybitnie świadomy siebie trzynastolatek nie wybrał przecież bycia wrażliwym, ta cecha nie zniknie po ciągłych namowach ludzi dookoła. Na szczęście obok odkrycia słowa „bezsens”, następuje przełamanie w poszukiwaniu też bliskości na własnych warunkach.
Mój problem polega na tym, że jestem myślicielem, który nie potrafi myśleć.
– mówi o sobie surowo nastoletni narrator, który swoją szczerą wrażliwością nie wie, że najwięcej sensu zostawia poza słowami, które czułego czytelnika przenikają na wskroś. Królik wędruje po kartach tej książki z wiecznie opuszczonymi uszami, z postawą ciała w której zakodowano rezygnację i brak wiary w to, że będzie lepiej. Jednak jeśli wszystko jest swoim przeciwieństwem, jeśli człowiek jest dla siebie największym wrogiem, to potrafi też być swoim najlepszym przyjacielem. Tradycyjnie nie zdradzę wszystkich dociekań, strachów i przejawów wyobcowania, jakie prezentuje nam ta wybitnie potrzebna książka. Są książki, które się czyta i czuje, a jeśli się czuje, to nie można czytelnikowi narzucić bądź odebrać własnej formy współodczuwania. Anna Höglund stworzyła wielokrotnie nagradzane dzieło, m.in. otrzymała nagrodę za najlepszą książkę obrazkową roku i najlepszą książkę artystyczną. Ode mnie otrzymuje nagrodę za oszczędność w słowach uzupełnioną treściwymi ilustracjami, które stają się moją ulubioną pozycją książkową przedstawiającą definicję outsidera.
Zatem jeśli choć przez chwilę czytając ten tekst poczułeś w sobie iskierkę bycia podobnym królikiem –pobiegnij po tę książkę do księgarni. Nie czekaj, sam spraw sobie prezent dla swojej wrażliwości i królika w sobie. Albo być może znasz dorosłego czy nastolatka zmagającego się z ciężkimi chmurami w swoim życiu i oklapniętymi uszami bez perspektyw na poprawę – przytul go tą książką. A potem napisz mi, co ten ktoś poczuł; czy zapłakał, a potem uśmiechał się tak, jak ja. Bo „o tym można rozmawiać tylko z królikami”.
O tym można rozmawiać tylko z królikami, Anna Höglund, tłumaczenie Katarzyna Skalska, marzec 2018, Wydawnictwo Zakamarki
Na tego bloga trafiłam kilka miesięcy temu na Instagramie, kiedy przeglądałam konta, na których publikowane są zdjęcia książek. Początkowo przejrzałam tylko pobieżnie, ale od razu odniosłam wrażenie, że to jest blog stworzony dla mnie. Czułam, że kiedy zacznę czytać, nie będę mogła się oderwać, więc musiałam poczekać na moment, w którym w spokoju będę mogła odkrywać po kolei wszystkie posty. W końcu nadszedł. Nie pomyliłam się – blog stworzony dla mnie! Nie znałam nikogo, kto interesuje się tyloma podobnymi książkami, co ja. Póki co interesuje, bo większość dopiero planuję przeczytać. Wkraczam na drogę odkrywania reportaży i ogólnie polskich autorów. Moja przygoda z literaturą trwa, odkąd pamiętam, głownie dzięki mojej mamie. Czytała mi, kiedy byłam mała, a i sama czyta od dawna. Za czasów mojego chodzenia do szkoły podstawowej panowała moda na wampiry, której niestety uległam – od miłości do nienawiści. W gimnazjum zaczęłam czytać prawie w każdej wolnej chwili. Głównie literaturę typowo młodzieżową amerykańską przeplataną z obyczajówkami. Teraz, tak jak obecna na Pani Spotkaniu na regale przyznała, „mam już dość powieści typu: ona, on, miłość, kłótnia i zawsze happy end na końcu.” Oczywiście są wyjątki – książki autorstwa Matthew Quicka i Gavina Extence’a oraz kilka innych, które na zawsze pozostaną w moim sercu. Jeżeli chodzi o to, co obecnie (a teraz jestem w klasie maturalnej), to Fannie Flagg jest moją miłością. Uwielbiam Plath, Woolf, Kahlo, Wilde’a, Smith, książki o rasizmie (,,Kolor purpury”, ,,Służące”, Sekretne życie pszczół”, ,,Czarne skrzydła”), interesuje mnie antysemityzm i emancypacja kobiet, czyli wszystko to, co można znaleźć na Pani blogu. Dzięki temu utwierdziłam się w przekonaniu, że muszę przeczytać wiele książek, a poza tym, odkryłam takie, o których nie wiedziałam, a zainteresowały mnie ogromnie. Filmy uwielbiam prawie wszystkie, jakie pojawiły się na Pani zdjęciach. Z seriali ,,Orange Is The New Black”. Ciekawa jestem, co jeszcze Pani ogląda. Oczywiście uwielbiam język polski i angielski. Pani uczniowie to prawdziwi szczęściarze, z czego, mam nadzieję, zdają sobie sprawę. Podziwiam Pani posty, recenzje, rozmowy, a zdjęcia to prawdziwa uczta dla oczu. Miało być tylko o tym, jak się cieszę, że odkryłam Pani bloga, a wyszła literacka historia życiowa. Dziękuję za to, że dzieli się Pani kulturą i mogę poznawać nowe rzeczy! Pozdrawiam 🙂
Kochana dziękuję za tę historię, pochlebne słowa i obecność! Bardzo mi umiliłaś poranek, a temu co robię nadałaś jeszcze większego sensu 🙂 Serce rośnie, gdy widać czyjś czytelniczy rozwój. Co do lektur, uwierz ja też bardzo lubię i cenię Matthew Quicka, mam wszystkie jego książki 🙂 „Smażone zielone pomidory” też wciąż przemawiają do mojego serca, a będąc w Twoim wieku też odkrywałam Woolf, Smith czy Plath, ach ile czeka Cię dobrego i poszerzającego świat i poglądy, cieszę się na to razem z Tobą! 🙂 Co do seriali, OITNB też uwielbiam, a nie wiem czy Cię zaskoczę, ale filmów i seriali oglądam bez liku, tyle, co czytam, jak nie więcej 🙂
Możesz podpatrzeć na moim koncie na Filmwebie 🙂 http://www.filmweb.pl/user/elwajra
Pozdrawiam Cię serdecznie 🙂
Dziękuję! O filmach pisałam, że uwielbiam prawie wszystkie z Pani zdjęć, a że ostatnio jakoś więcej seriali, to napiszę, które oglądam/obejrzałam z tych, co Pani. Mianowicie: The End of the F***ing World, Gypsy, You Me Her, Big Little Lies, AHS (poza Roanoke), Stranger Things, Grace & Frankie (wiedziałam, że to na pewno Pani ogląda :D), HTGAWM i The Fosters. Wiele z tych, które Pani ogląda chciałabym jeszcze obejrzeć, a od siebie mogę polecić Clique, Imposters, Feud, Wentworth, Glow, Atypical, This Is Us, Better Things, Good Behavior i Las Chicas del Cable 🙂 Z jednej strony jestem uzależniona od Internetu (niestety), a z drugiej jest we mnie coś, że nie mogę się zdecydować na założenie kont na Filmwebie i Lubimy czytać. Wolę sobie zapisywać książki i filmy w zeszycie (akurat do seriali mam jeszcze listę w komputerze, żeby wiedzieć, który odcinek)… A wiem, że byłoby mi łatwiej 😀
Hehe Znam wszystkie te seriale z tytułu, ale jakąś selekcję robić muszę, bo dobra za krótka 😀 Grace i Frankie to zawsze humor poprawią <3 🙂 Zapisywanie czegoś na Filmwebie i Lubimyczytać zawsze jest dla mnie szybsze i sprawniejsze i sprawia, że się naprawdę nie gubię w tym natłoku, poza tym oba konta mam od wielu, wielu lat, więc to istna skarbnica dla mnie, gdy czegoś zapomnę 🙂 kartki na pewno, by mi zginęły 😀
Ależ miło komentarz. Świetnie, że czytelnicy trafią na blogi, które tak im pasują.
A co do samego wpisu, to mam komentarz nieco na boku – u mnie nie ma problemu z mocnymi wzruszeniami książkowymi, ale z kolei groza książkowa niemal na mnie nie działa, a filmowa czy growa mocno.