Pamiętacie co robiliście 11 września 2001 roku? To jedno z tych pokoleniowych pytań, które pewnie każdy z nas gdzieś, kiedyś usłyszał. Ja miałam lekcję fizyki, której przebieg został zakłócony wieściami zza oceanu. Do domu właściwie pobiegłam i całą rodziną nie odeszliśmy od telewizora śledząc coś niepojętego. Z zakamarków wspomnień wyciągnę na pewno widok siebie zasłaniającej usta dłonią w niemym krzyku zdumienia, gdy obie wieże sunęły w dół jakby ktoś ciągnął je na niewidzialnym sznurku. Wyobraźnia nie pojmowała, że coś tak ogromnego może tak po prostu rozpaść się w pył w przeciągu kilkudziesięciu minut. Wspomagałam się łzami. O reperkusjach tamtego dnia dla całego świata można by rozmawiać godzinami i z pewnością napisać nie jedną książkę. „Utoną we łzach swoich matek” należy do jednej z nich.
Pisarz szwedzkiego pochodzenia, Johannes Anyuru, rozpoczyna swoją książkę dwoma cytatami. Przytacza słowa byłego więźnia Guantanamo oraz słowa mające na celu otwarcie naszych umysłów na płynne pojmowanie czasu, czasu jako konceptu, który może się naginać i przenosić nas w przeszłość oraz przyszłość. Pierwsza strona właściwego już tekstu to zaledwie dwa akapity. Wymowne kontrastujące ze sobą dwa obrazy. Plac zabaw i dwie dziewczynki na huśtawce oraz ukryty obserwator za szybą, jego/jej złowieszcza anonimowość. Zamiast beztroskiego śmiechu słyszymy ochrypłe krzyki, terkot karabinów maszynowych, odgłos przewracających się przedmiotów i ciał.
Zakrył twarz nie po to, żeby ukryć swoją tożsamość, tylko po to, żeby pokazać, że należy do anonimowej masy, że może być kimkolwiek. Może być muzułmaninem, który siedzi obok ciebie w autobusie, bezrobotnym i uczynnym – miłym, dobrze wychowanym młodym mężczyzną, który ustępuje miejsca starszym, zazwyczaj, ale teraz poczuł, że ma dosyć rasizmu i kolonializmu. – Karą jest śmierć. (…) Ma dziewiętnaście lat i nie skończył nawet podstawówki. Jest uprzejmy i właśnie szuka nowej pracy, bo nie dostał fucking szansy, tak właśnie jest, tak właśnie jej tłumaczy – Szwedzi nie dali mu ani jednej fucking szansy.
Czytając nie da się uciec od wrażenia, że gdzieś już to widzieliśmy. Do księgarni podczas spotkania autorskiego z twórcą, który tworzy kontrowersyjne obrazy muzułmanów, wpada troje zwolenników ugrupowania terrorystycznego. Postacią kluczową okaże się terrorystka, której zadaniem jest filmowanie całego zdarzenia. Mijają dwa lata, a pisarz odwiedza tę kobietę w szpitalu psychiatrycznym. Przywołuje go do siebie po lekturze jego książek, by opowiedzieć swoją historię, w której twierdzi, że przybywa z przyszłości. Z przyszłości, w której Szwecja w wyniku zamachu stała się państwem totalitarnym, gdzie wrogów Szwecji zamyka się w tzw. Królikarni, a ludziom każe się podpisywać kontrakt obywatelski.
W pewnym momencie pisarz obecny w książce, który odwiedza swoją rozmówczynię mówi: Nie opuszczało mnie poczucie, że spotykam się w tym pomieszczeniu ze złem w czystej postaci i że wystarczy jedno spojrzenie, by zbrukać moją duszę. I czytelnik odnosi podobne wrażenie, że oto przed nim opowieść, tematyka i postać, które zbrukają nam duszę, gdy zajrzymy prosto w oczy krystalicznego zła, aury strachu i przemocy obecnego w tej niepokojącej dystopiii. Nie jest to oczywiście powieść, w której warstwa językowa zachwyci fanów ciężkich, filozoficznych piór i spostrzeżeń. Lecz im głębiej w książkę, tym język i rozważania wdzierają się w czytelnika coraz głębiej, a doświadczenie Anyuru w pisaniu poezji staje się coraz bardziej widoczne.
To powieść, której głównym celem jest zadawanie niewygodnych pytań, których w pozornie multikulturowym i tolerancyjnym świecie boimy się zadawać, lub w którym zwyczajnie się nad nimi nie zastanawiamy, ponieważ udajemy, że nie dotyczą naszych lokalnych społeczności.
Skąd biorą się radykałowie?
Czy ktoś, kto nie wyznaje wartości danego państwa, powinien mieć prawo do głosowania?
Jak to jest spędzić życie w miejscu, gdzie ludzie nie potrafią wymówić twojego nazwiska?
– Czy nie patrzysz czasem na swoje dzieci… – zacząłem, ale głos uwiązł mi w gardle. Zdziwiło mnie, z jakim trudem przychodzi mi to, co chcę powiedzieć. Mido miał oczy obrysowane kredką, czarne kreski podkreślały jego niemal niebieskie białka. Spojrzał na mnie zaskoczony.
– Czy nie patrzysz czasem na nie i nie zastanawiasz się, jak będzie wyglądać ich życie tutaj? – zapytałem.
– Dlatego, że są muzułmanami?
– Dlatego, że ludzie się boją i w końcu będą gotowi zrobić wszystko, żeby przestać się bać.
Kolejną mocną stroną tej książki, która wpływa na budowany w czytelniku niepokój, to zagmatwana, przeplatana narracja, kiedy to śledzimy fabułę z perspektywy pisarza, który próbuje rozgryźć motywy chorej psychicznie czytelniczki swoich książek. Obserwujemy tutaj niebezpieczne balansowanie na granicy gry psychologicznej a ciągłych pytań o słuszność motywów albo też pytanie samego siebie jako człowieka czy opowiadania historia jest tylko opowieścią czy już przerażającą formą kiełkującej rzeczywistości podszytej ksenofobią i rasizmem. Rozdziały poświęcone właśnie perspektywie pacjentki wymagają skupienia i potrzebnego zastanowienia się nad istotą zła i nienawiści. Śledzenie prawdy tej niepokojącej postaci sprawia, że trudno oderwać się od lektury.
Znajdowała się wewnątrz słów i sprawiała, że nic już nie odróżniało tego, co powinno się różnić. Yani muzułmanin i terrorysta. Lub pielęgniarka i strażnik. Nie było różnicy między krwią w moich żyłach i nożem Amina. Nic nie odróżniało bijącego we mnie serca od bomb, które wybuchały w Algierii.
Ta psychologiczna gra, w której pisarz postanawia zawierzyć kobiecie, która twierdzi, że przybywa z przyszłości budzi w czytelniku pragnienie słuchania w skupieniu tej niepojętej historii. Tej pozornie alternatywnej wersji przyszłego świata, w której obecne pokolenie obarcza winą przeszłe za nienawiść do islamu, co obrazuje właśnie ta coraz bardziej absorbująca relacja pisarz – schizofreniczka, niczym ofiara – kat.
Kraj, co do którego nie miałem pewności, czy wystarczy mi odwagi, by w nim zostać. Nie byłem tylko drugim pokoleniem, które szukało dla siebie przyszłości na zachodnich ekranach. Nosiłem w sobie odłamki innego świata, innej gramatyki porządkującej czas i miejsce. Byłem muzułmaninem i w ciągu ostatnich lat zaczynałem wierzyć, że w Szwecji czyniło to ze mnie potwora.
„Utoną we łzach swoich matek” – czy ten tytuł sam w sobie nie jest piękny w swym dojmująco smutno przesłaniu? Lektura tej powieści zostawia czytelnika z wieloma pytaniami. Czy łatwiej popaść w szaleństwo i skryć się w alternatywnym świecie swojej wyobraźni niż przyznać się do winy? Czy istnieją zbrodnie, które można usprawiedliwić? Zostać czy emigrować? I to najważniejsze: czy faktycznie mamy do czynienia z dystopią daleką od prawdy? W świecie, gdzie staruszkowie wolą mieszkać w zgliszczach swoich sypialń niż przeprowadzić się do pozornie lepszego, bezpiecznego świata, gdzie z pogardą patrzy się na nowo przybyłych w granice naszych państw, którzy mają obco brzmiące nazwiska, gdzie morze wyrzuca na brzeg tysiące zmarłych, gdzie buduje się mury między państwami, gdzie nawet w moim mieście bije się kogoś za to, że wygląda jak Syryjczyk choć w rzeczywistości jest Hindusem, gdzie 11 września 2001 mamy właściwie gdzieś codziennie, i gdzie wciąż można usłyszeć złowrogie „do gazu!” wymierzone w drugiego człowieka z zaciśniętą pięścią nienawiści.
Czy „Utoną we łzach swoich matek” to faktycznie dystopia?
Utoną we łzach swoich matek, Johannes Anyuru, tłumaczenie Dominika Górecka, czerwiec 2018, Prószyński i S-ka
Zaraz, zaraz… Czyli to dystopia tylko po części, tak? Dystopijne są te fragmenty poświęcone domniemanej przyszłości?
Uwielbiam dystopie, szczególnie Orwell tu króluje ze swoimi dwoma bestsellerami, nowomowa, myślozbrodnia, to wszystko weszło do politycznego leksykonu.
A jak oceniasz głośny bestseller ”Ogień i furia”, zastanawiam się, czy zaopatrzyć się w to tomisko, temat ciekawy, książko to reportaż, osobowość osoby w niej opisywanej na pewno intryguje wielu ludzi, niektórzy widzą tu paranoidalne skłonności tego indywiduum.
Dokładnie tak, dystopią są tylko fragmenty, bardziej jest to powieść społeczna bym rzekła 🙂
Właśnie nie chwyciłam za tę pozycję, ale byłam nią chwilami zaintrygowana, w tym stosie czytelniczym ciągle coś umyka! 🙂