5/02 – Słowami Wydawnictwa Afera :

„Siedziała na plaży, była zła. Spod parasola widziała, jak Martin skacze przez fale, i nie mogła powstrzymać niechęci. Nienawidziła Martina za to, że kąpał się w morzu. Nienawidziła go za to, że spacerował po plaży. Martin pływał, chodził, wpatrywał się w horyzont, ale żadnej z tych czynności nie wykonywał naturalnie. Wszystko, co robił, śmierdziało na kilometr czymś niewłaściwym.(…)
Sylvie szybko zauważyła, że Martin jest terroryzowany przez własną jamę ustną. Bardzo niechętnie jadł publicznie. Wydawało mu się, że wszyscy go obserwują. Że sprawdzają, czy je tak, jak jeść należy. Martin jadł na pokaz. ”
Marek Šindelka jest Wam już znany ze zbioru „Zostańcie z nami”. „Mapa Anny” to kolejna gratka dla fanów doskonałego opowiadania!

Ponownie Tajfuny ze swym japońskim pięknem, które wciąż coś przede mną odkrywają. Tym razem to opowieść o obsesji i poszukiwaniu idealnego piękna pióra jednej z niezwykle interesujących osobowości lat 20. i 30. w Japonii. O samej Kanoko Okamoto, zawsze idącej pod prąd, przeczytacie we wstępie Karoliny Bednarz.

12/02 – Mam słabość do lisów. Do esejów również. Ciekawi mnie zamysł i możliwość interpretacyjna treści: Powrót Dubravki Ugrešić – jednej z najciekawszych europejskich eseistek i komentatorek współczesnego świata. Zbiór sześciu esejów połączonych figurą lisa – traktowaną dosłownie lub metaforycznie. Autorka swobodnie przeskakuje między wątkami, zapraszając czytelnika w literacką podróż od Japonii przez Rosję i Bałkany, aż po Amerykę, umiejętnie wplatając w kolejne teksty wątki autobiograficzne. Lis to przejmująco prawdziwe studium geobiografii pisarki – wypędzonej z kraju i ze swej pierwszej tożsamości.

12/02 – Lubiany przez wielu, znany m.in. z „Beatlesów” oraz „Odpływu”, czas ponoć na najbardziej osobistą książkę Larsa. Oto pierwszy tom trylogii. Oslo, dzielnica Fagerborg, rok 1947. Ewald Kristoffersen pracuje w agencji reklamowej, a jego żona Maj jest gospodynią domową. Jak większość mieszkańców powojennego Oslo, małżeństwo stara się jakoś wiązać koniec z końcem, a ich życie niczym szczególnym się nie wyróżnia, może z jednym wyjątkiem: ich syn ma osobliwą naturę. „Jesper przypomina przedziwną strunę, jednocześnie luźną i napiętą”.

12/02 – Reportaż o Finlandii. Na który zwracam uwagę, bo Ilona Wiśniewska mówiła, że już czytała i jej się podobał. Zatem najlepiej fragmentem: Minęły dwa tygodnie od Dnia Helsinek, ale park Esplanadi znowu wypełniony jest ludźmi. Nawet drzewa ubrały się w czerwone sukienki w kropki. Te ubranka to prezent od Yayoi Kusamy, japońskiej artystki konceptualnej. Gdzieś w mieście odbywa się jej wystawa. Ale dzisiaj na Esplanadi nie ma sztuki, jest jarmark. A na nim SpongeBob Kanciastoporty w postaci czapki, plastikowe zegarki „Kocham Finlandię” i gadżety z runami z czasów wikingów. Można zjeść watę cukrową, popcorn albo długie ciągnące się słodycze o smaku lukrecji. Turyści robią zdjęcia pod pomnikiem Runeberga albo Eina Leino, w zależności od upodobań literackich lub estetycznych. Chińczycy stają się wyżsi o półtora metra dzięki kijkom do selfie, a arabskie księżniczki uginają się pod ciężarem toreb z markowych sklepów.

12/02 – Ulanowski przekonał mnie zaledwie fragmentem: Miłość niejedno ma imię. Często w ogóle trudno mówić o miłości. Kto wie, może jesteśmy owocami gwałtów, jakich mężczyźni jednego gatunku Homo dziesiątki tysięcy lat temu dopuszczali się na kobietach innego? Dla spokoju umysłu (człowiek jest mistrzem w samooszukiwaniu się; dzięki bajkom, które sobie opowiadamy, jesteśmy w końcu ludźmi) przyjmijmy jednak, że do większości ówczesnych międzygatunkowych zbliżeń doszło za zgodą obu stron.

Autor rekonstruuje nasz rodowód na podstawie najnowszych badań. Przepytuje paleontologów, archeologów, historyków, genetyków, antropologów i językoznawców, dzięki którym wkraczamy do świata zagadek i tajemnic sprzed tysięcy lat. Niestety odpowiedzi nie są jednoznaczne. Pewne jest tylko jedno: wszyscy jesteśmy dziećmi ewolucji, która toczy się nieprzerwanie od czterech miliardów lat, a każdy Polak to mieszaniec, potomek wiecznego tułacza, który wyszedł z Afryki i zrządzeniem losu znalazł się właśnie tu.

12/02 – Kolejna pozycja z Wydawnictwa Poznańskiego w Serii Skandynawskiej, którą wciąż obiecuje sobie w końcu zacząć. Tym razem z Danii. To współczesna opowieść o rodzinie i zemście, współczuciu i pięknie. Dziewiętnastoletnia Sus jest już w zasadzie dorosła i sama radzi sobie w życiu, ale wiele osób nadal bierze ją za dziecko. Prawie jakby czas zatrzymał się dla niej i dla jej rodziny – zwłaszcza że brat leży w szpitalu z kawałkiem szrapnela przesuwającego się w mózgu, a ojciec przebywa w więzieniu za zamordowanie ich matki. Wkrótce jednak życie zacznie się na nowo i gdy bramy więzienia się otworzą, Sus będzie gotowa do starcia z potworem.

13/02 – Ciekawi mnie temat nowej propozycji w serii Mundus Wydawnictwa Uniwersytetu Jagielońskiego. Najnowsza historia pełna jest opowieści o mężczyznach wizjonerach pracujących w garażu nad wynalazkami, które zmieniły oblicze świata. Rzadko jednak pamięta się o kobietach wizjonerkach, które od zawsze były pionierkami w dziedzinie nowych technologii: od wiktoriańskiej arystokratki Ady Lovelace, autorki pierwszego programu komputerowego, do zainspirowanych cyberpunkiem programistek webowych w latach 90. XX wieku. 

19/02 – Tessę trzeba mieć na półce, a zwłaszcza w tym pięknym wznowieniu.

Zastanawiam się, dlaczego pomimo mnogości książek kulinarnych na rynku wydawniczym zgodziłam się na kolejne wydanie mojej książki opublikowanej po raz pierwszy dwadzieścia pięć lat temu? Myślę, że dlatego, że uwielbiam jeść i ogromnie lubię opowiadać rozmaite historie.

W Mojej kuchni pachnącej bazylią namiętnie snuję opowieści i wspomnienia dotyczące mojej Toskanii, mojego życia i mojego jedzenia. Dotyczące Italii mojego dzieciństwa i lat młodzieńczych, która już nie istnieje. Dotyczące również Polski, mojej drugiej ojczyzny, gdzie żyję już od ponad trzydziestu lat i gdzie odkryłam wiele wspaniałych dań, o których wcześniej nawet nie słyszałam.

Z ogromną radością pisałam tę książkę w odległym 1994 roku. Odniosła wtedy sukces, którego się nie spodziewałam, oraz dała mi ogromną satysfakcję i sympatię czytelników, która zaskakuje i raduje mnie do dziś.

Tessa Capponi-Borawska

24/02 – Po pierwsze – okładka PIWu od Fajne Chłopaki to cudo! Co do treści: Tę niewielką szaloną opowiastkę, o małej Zazi, która przyjeżdża do Paryża, gdzie staje się obiektem zainteresowania starszych mężczyzn, pisał Raymond Queneau (współzałożyciel eksperymentalnej grupy OuLiPo, jeden z tych, którzy „nie dostali Nobla”) przez ponad piętnaście lat. Przyniosła mu ona rozgłos, do czego przyczyniła się filmowa adaptacja Louisa Malle’a. Jak to u Queneau, bohaterem równoprawnym z Zazi i korowodem napotykanych przez nią osób jest język. Poddany dyscyplinie, ale i pełen gier, żonglerki wytartymi sloganami, kliszami, których pustkę obnaża.

26/02 – Czy Atwood potrzebuje przedstawienia? „Opowieść podręcznej” to konieczność, a to jej wyczekana kontynuacja! Margaret Atwood po ponad trzydziestu latach wraca do świata ze swojej najsłynniejszej powieści Opowieść Podręcznej. I to w jakim stylu! Za Testamenty pisarka zdobyła Nagrodę Bookera.

Od wydarzeń przedstawionych w „Opowieści Podręcznej” minęło piętnaście lat. Sytuacja Republiki jest dramatyczna. Brakuje jedzenia, na świat przychodzą zdeformowane, słabe dzieci, umierają też Podręczne, czyli niewolnice, których zadaniem jest rodzić. W tym kraju przemocy żyją obok siebie Ciotka Lidia, surowa i okrutna funkcjonariuszka Gileadu oraz młodziutka Agnes, przygotowywana do roli Podręcznej. Ich losy obserwuje z jak dotąd bezpiecznego dystansu Daisy, nastolatka mieszkająca w Kanadzie. Jaki los spotka mieszkańców Gileadu? A raczej jaki los czeka świat, w którym powstał Gilead?

26/02 – Filip Springer o tej książce i autorze mówi tak: Ten temat leżał i czekał na swoją wielką, uniwersalną opowieść. Trzeba było do niej znawcy architektury, dociekliwego badacza historii, a przede wszystkim znakomitego opowiadacza. Tak, właściwie tylko Grzegorz Piątek mógł tę książkę napisać. – może warto będzie się przekonać. 

26/02 – Kolejna Pauza, która pędzi! Tytułowa „Linia” to nieprzekraczalna granica dzieląca lepszych od gorszych, świat zewnętrzny od bebechów korporacji. Emma długo szukała pracy, jest więc szczęśliwa, mogąc pracować w dobrze prosperującej, prestiżowej firmie: wydawnictwie specjalizującym się w poradnikach, które uczą, jak dobrze żyć i efektywnie pracować. Jednak przychodzi chwila, w której trzeba się opowiedzieć po którejś stronie. Czy kurczowo trzymająca się stołka, niegdyś bezrobotna i zdesperowana bohaterka ma na to siłę?

Każde środowisko pracy łączą pewne cechy, o których „Linia” opowiada w sposób zabawny, nieraz absurdalny, ale boleśnie uderzający w czułe miejsca. Rozejrzyjcie się wokół: czy też tkwicie w matni, w której praca stała się sposobem na życie, ideologią?

Oto książka, obok której nie mogłam przejść obojętnie, bo Wydawnictwo Warstwy wydaje przepięknie. Lubię też czytać zachwyt jednego twórcy nad drugim, zwłaszcza jeśli chodzi o czyjąś poetycką duszę. Tym razem to książka Jacka Łukasiewicza o poezji Stanisława Grochowiaka:

„Mieliśmy po jedenaście lat, kiedy go poznałem. Czytałem wiele jego wierszy, zanim zostały opublikowane, wypowiadałem się o poezji Grochowiaka, także w druku, wielokrotnie, zarówno za jego życia, jak i po śmierci. Metrykalnie – i z pewnością mentalnie – należę do jego epoki […].

Czytam więc teraz wiersze Grochowiaka na nowo, po kolei, tom po tomie, w czterdzieści lat po jego śmierci; sięgam też po utwory za jego życia nieopublikowane (wiele z nich znałem wcześniej), rozumiejąc, że poznaję je teraz trochę inaczej, widzę wyraźniej to, czego wtedy nie dostrzegłem albo co widziałem niejasno; to zaś, co wydawało mi się pierwszoplanowe, nieraz odsuwa się na plan dalszy”.

A teraz coś, co tu się nigdy jeszcze nie pojawiło, a mianowicie album ze zdjęciami. W lutym ukazuje się ostatni album Petera Lindbergha. Tuż przed śmiercią udało mu się zorganizować jeszcze wystawę w Dusseldorf Kunstpalast i ten album jest tego rezultatem. Jeśli jeszcze nie znacie oka Petera, to najwyższy czas go poznać, by zrozumieć jak bardzo będę żałować, że jego oko nie uchwyci już żadnego kadru…