To, że jestem psychofanką prozy Idy Linde, to chyba wielu wie nie od dziś. Poprzednia „Mama mordercy” była jedną z moich powieści roku, jak nie życia. Marzec i Wydawnictwo Lokator przynoszą nam kolejną próbkę w niewątpliwie świetnym przekładzie Justyny Czechowskiej:

Maszynowa Dziewczynka umrze pierwsza. Tak postanowiła. Ale wszyscy inni zdążą umrzeć przed nią. Testament Maszynowej Dziewczynki to zapisana wierszem współczesna baśń o młodej kobiecie, która straciła wszystko i wszystkich, choć zachowała przy tym odwagę, gniew i bezczelność.

Pascal wraca znów dzięki Claroscuro! „Jak się ma twój ból” to jedne z moich pierwszych spotkań z wydawnictwem, zatem sentyment jest wielki.

Sześćdziesięciolatek Marc ma, jak się wydaje, wszystko, co potrzebne do szczęścia. Dusi go jednak poczucie miałkości jego życia – być może ta miałkość odpowiada za to, co nieudane, niezbyt chwalebne, toksyczne. Magia wielkiej dali ciąży w jego umyśle podskórną obietnicą nowego początku dla niego i dla jego córki Anne, przebywającej w zakładzie psychiatrycznym. Marc, nie informując nikogo, zabiera więc córkę w podróż nad morze…

Kunszt Pascala Garniera – malarza atmosfer – ukazuje się w pełni tam, gdzie zwyczajne postaci pojawiają się w sytuacjach nadzwyczajnych. Ostatnia książka pisarza, wydana krótko przed jego śmiercią, to Pascal Garnier w najwyższej formie.

Końcówka lutego przyniosła nam głośną i wyczekiwaną powieść wydaną dzięki Książkowym Klimatom. Czy trzeba jeszcze większej zachęty niż tło powstania książki?

„Tylko góry będą ci przyjaciółmi. Słowa z więzienia Manus” – to relacja z lat, które Behrouz Boochani spędził w australijskim obozie dla uchodźców Manus Regional Processing Centre.

Książka – pieczołowicie wystukiwana na ekranie telefonu komórkowego, przesyłana do przyjaciółki WhatsAppem, fragment po fragmencie, miesiąc po miesiącu, rok po roku – odsłania przed czytelnikiem przejmujący obraz koszmaru, który zamiast ochrony otrzymali uchodźcy porzuceni przez australijski rząd w obozach na Papui-Nowej Gwinei.

Literacko zachwyca, faktograficznie przeraża. Sprawnie balansując pomiędzy poetyckim studium samotności, brutalnym reportażem, komentarzem politycznym a filozoficzną rozprawą – trzyma za gardło, nawołując do działania.

Nie znalazłam daty konkretnej premiery, ale ależ ja na to czekam!

Nieliczni Niemcy, którzy wykorzystywali seksualnie i dręczyli innych więźniów w nazistowskich jednostkach penitencjarnych – tak określano w Polsce mężczyzn skazanych w latach 1933–1945 na mocy paragrafu 175 piętnującego relacje homoseksualne.

„Oni” byli obcy; byli drapieżcami i było ich bardzo niewielu. Z tych trzech powodów nie zajmowano się ich historią, nie upamiętniano i nie traktowano jako ofiar nazistowskiego systemu. Ocaleńców przemilczano. W Polsce „takich” ludzi miało nie być.

Homoseksualnych mężczyzn aresztowano i więziono w Rawiczu, Międzychodzie, Wronkach, Strzelcach Opolskich, czy Tarnowie. Wywożono do KL Sachsenhausen, KL Buchenwald, KL Mauthausen, KL Gross-Rosen, kompleksu obozowego Auschwitz-Birkenau-Monowitz oraz na Majdanek. Ginęli w jednostkach penitencjarnych na terenie Rzeszy a jeśli udało im się przeżyć, wracali do domu. Ich groby można odnaleźć na polskich cmentarzach. Opowieść o nich nie składa się wcale z pojedynczych śladów. Nawet jeśli ich biografie są niepełne, często urwane lub pozbawione finału, to tworzą rozbudowany wielogłos. „Oni” nie istnieją z naszej winy. Zamazani przez przedwojenne fantazmaty podsycane nazistowską propagandą i perwersyjne plotki wojenne i obozowe, zrównani zostali z bezimiennymi uwodzicielami, kryminalistami, aspołecznym elementem. Przeciwko tym wyobrażeniom trzeba się wreszcie zbuntować, a o „nich” nie da się już dłużej milczeć.

Ta książka umknęła mi w styczniu w wydawnictwo Ośrodek Karta, a ktoś nazwał ją najbardziej przerażającą, jaką w życiu czytał.

Wstrząsająca relacja naocznego świadka z prawdziwego piekła na ziemi. Członek Sonderkommando Filip Müller w książce „W krematoriach Auschwitz” opowiada o swojej pracy w krematorium obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu, mierząc się z najstraszniejszymi wspomnieniami, jakie można sobie wyobrazić. Müller był słowackim Żydem, który w kwietniu 1942 roku trafił do Auschwitz. Jako jeden z nielicznych członków Sonderkommando przeżył obóz. Przymusowo pracował przy budowie krematoriów oraz komór gazowych, a później także przy paleniu zwłok zagazowanych ludzi. Widział rzeczy straszne, które zostały w jego pamięci do końca życia. W Auschwitz chciał dołączyć do grupy więźniów prowadzonych do komory gazowej, ale jedna z kobiet przekonała go, by walczył o przeżycie i dawał świadectwo tego, co zobaczył.

Książka „W krematoriach Auschwitz” to właśnie takie świadectwo. Wspomnienia rzeczy tak przerażających, że aż trudno w nie uwierzyć. To bezcenny dla pamięci historycznej ludzkości dokument zbrodni wojennych dokonanych przez nazistowskie Niemcy w czasie II wojny światowej, ale także opowieść o sile charakteru, woli przeżycia i walce o przetrwanie w nieludzkich warunkach.

Filip Müller przeżył w obozie prawie 3 lata, mimo że SS-mani regularnie mordowali członków Sonderkommando, by zmniejszyć liczbę świadków ich okrucieństw. Później przetrwał także marsz śmierci i został uwolniony przez Amerykanów z obozu Gunskirchen. Po wojnie mieszkał na Zachodzie i był świadkiem w procesach oświęcimskich. Zmarł 9 listopada 2013 roku.Książka „W krematoriach Auschwitz” została wydana w serii „Żydzi Polscy”, w której ukazały się m.in. takie pozycje jak: „Archiwum Ringelbluma. Dzień po dniu Zagłady”, „Ucieczka z getta” Haliny Zawadzkiej i „Testament” Barucha Milcha.

Wydawnictwo Od Do zwróciło też moją uwagę na jedną ze swoich nowości w niewątpliwie wybitnym przekładzie Zofii Sucharskiej oraz Sławy Lisieckiej. Czym jest „Obcowanie z obcym”?

Esther Kinsky, autorka i wielokrotnie nagradzana tłumaczka, wychodząc z własnych doświadczeń, opisuje stosunek między nazwami a rzeczami i zmiany, jakie w tym kontekście dokonują się w procesie tłumaczenia. W jaki sposób poprzez ciągły zbieg nazywania ich w obcym języku zmieniają się w naszym umyśle i we wspomnieniach obrazy należące do rzeczy? Jak z drugiej strony pamięć utrwala wagę nazwisko i tym samym wpływa na decyzje o doborze słów, które to decyzje tłumacz bez przerwy musi podejmować. Co dzieje się w przestrzeni, otwierającej się między nazwami rzeczy w dwóch językach ? języku tekstu źródłowego i języku tekstu tłumaczonego, podczas gdy tłumacz „obcuje z obcym” światem obrazów i dźwięków przekładanego tekstu? W tym eseju Esther Kinsky rysuje cienką graniczną linię, przebiegającą między słowami z własnego i obcego języka, między własnym i obcym życiem.

9/03 – Cieszy, że Wydawnictwo Próby działa prężnie i regularnie dostarcza nam swoich nowości. Tym razem czas na:

Tom szkiców podróżnych Adama Szczucińskiego, to próba stworzenia prywatnego portretu miejsca nie do końca rzeczywistego — miasta wyłaniającego się z wody, z mgły, ale i z literatury. Autor wędruje po Wenecji śladami Josifa Brodskiego (zawsze z wierszami ulubionego poety w kieszeni), z zachwytem przygląda się dziełom sztuki, naturze. Dociera też do Wilna, Rzymu, Monterchi, Paryża. Tworzy wielobarwną mozaikę ludzkich historii, by wydobyć z pokładów niepamięci to, co jednostkowe, kruche, ulotne.

10/03 – Maggie Nelson i „Argonauci” mnie zaintrygowali, a „Czerwone fragmenty” wyglądają równie angażująco:

W marcu 1969 roku zginęła Jane, ciotka Maggie Nelson. Jej ciało znaleziono na cmentarzu, dookoła niego – skrupulatnie ułożone wszystko, co przy sobie miała. Sprawcę ujęto dopiero po ponad trzydziestu latach. Przed ławą przysięgłych stanął starszy, schorowany człowiek oskarżony o zbrodnię sprzed lat.To nagłe otwarcie boleśnie zabliźnionej rany sprawia, że rodzina Jane musi skonfrontować się z poczuciem krzywdy i niedomkniętą przeszłością. Emocje towarzyszące im w trakcie procesu są skrajne – od współczucia dla sprawcy po gniew i pogardę. Do autorki dramatyczna historia rodzinna wraca jako przedmiot głębokiego namysłu – wcześniej opowieść o śmierci ciotki była dla niej trudnym do zrozumienia wydarzeniem wyzwalającym nieznane emocje. Teraz jest punktem wyjścia do rozważań na temat smutku, sprawiedliwości, własnej tożsamości oraz stosunku amerykańskiego społeczeństwa do kobiet i przemocy.Czerwone fragmenty to przede wszystkim skrupulatne śledztwo i próba odtworzenia wydarzeń sprzed lat, ale to również zaangażowany esej, który bada naturę żalu i empatii oraz pozwala rozliczyć się z przeszłością.
15/03 – „Rozdeptałem czarnego kota przez przypadek” okazała się moją „książką-przyjacielem”, dlatego śledziłam i czekałam na kolejne. Bo co dopiero ukazały się „Psy pociągowe, a tutaj mamy też: Samolubny i zgryźliwy, szowinista starej daty i samozwańczy mentor. Dziadek Szczepan. Dnie spędza na starej kanapie z ukraińskiego burdelu, a nocami terroryzuje sąsiadów rykiem saksofonu. Tymczasem jego wnuk, bohater tej historii, dopiero wchodzi w świat dorosłych ludzi. Wkrótce się przekona, że spadki mogą być niezwykle kosztowne dla spadkobierców.Filip Zawada niebanalnie, przejmująco dosadnie i bezczelnie szczerze pokazuje, jak niebezpiecznie jest zgrywać bohatera, w szczególności przed samym sobą. Opowiadając o miłości i przemocy, mistrzowsko balansuje na granicy tragedii i komedii. Udowadnia, że jego głos jest absolutnie niepodrabialny i wyjątkowy w polskiej literaturze. 

22/03 – To jest też wielka PREMIERA dla mojej czytelniczej duszy:

„Jestem synem ziemi i nie mam ojców” – mówi główny bohater powieści, który miał trzech ojców i trzy imiona. Po przeprowadzce do Nowego Jorku Adam Dannun zmyśla swoją tożsamość i podaje się za dziecko polskiego Żyda cudem ocalałego z warszawskiego getta. W rzeczywistości jest ocaleńcem z innego getta, utworzonego w 1948 roku przez izraelskie wojsko w palestyńskim mieście Lidda. Nieoczekiwane spotkanie z dawnym opiekunem odsłania przed nim nowe fakty dotyczące jego pochodzenia i skłania do porzucenia pracy nad alegoryczną książką o średniowiecznym arabskim poecie Waddahu al-Jamanie, by zająć się „kroniką niespisanej zbrodni” i udokumentować masakrę dokonaną przez izraelskie wojsko na mieszkańcach Liddy, kiedy to „cały naród poprowadzono na rzeź”.

To zaledwie jedna z warstw tej wyrafinowanej formalnie powieści, która w poruszający sposób opowiada o historii pisanej najczęściej przez zwycięzców, o milczeniu narzuconym ofiarom, o oprawcach, którzy sami byli ofiarami, o pamięci, która zaciera to, czego nie sposób znieść, o strupieszałym języku, który kapituluje wobec niewyobrażalnej zbrodni, i o literaturze, która próbuje mówić poprzez ciszę.

23/03 – W 1950 roku Pier Paolo Pasolini przybywa do Rzymu. Pięć lat później ogłasza swój prozatorski debiut, Uliczników, osadzoną w realiach przełomu lat czterdziestych i pięćdziesiątych XX wieku opowieść o grupie nastoletnich chłopców z rzymskiego lumpenproletariatu. Ulicznicy żyją na pograniczu prawa, nie chodzą do szkoły ani nie pracują, utrzymują się z drobnych kradzieży lub prostytucji. Z upodobaniem przyszłego reżysera Pasolini śledzi ich poczynania, starając się odszukać przejawy mitu barbarzyńskiej niewinności. Ulicznicy to wynik eksperymentu formalno-językowego, a zarazem szczególny dokument epoki, która odeszła bezpowrotnie. Głównym bohaterem tej historii jest jednak Rzym, niewzruszone Wieczne Miasto, przedstawione w licznych zmysłowych opisach. 

24/03 – Tłumaczka Olgi Tokarczuk – Jennifer Croft przybywa do nas ze swoją powieścią:

Siostry Amy i Zoe dorastają w szczęśliwej rodzinie w Oklahomie. Są zdolne, inteligentne, otwarte na nowe wyzwania i… nierozłączne. Kiedy młodsza, Zoe, zaczyna chorować, uczą się i bawią w domu, dużo czytają i poznają nowe języki – Amy rosyjski, Zoe ukraiński. Amy fotografuje. Dziecięcy świat zderza się z dramatyczną diagnozą nowotworową Zoe. I wtedy siostry oddalają się od siebie. Amy dorasta zbyt szybko. Przeżywa tragedię pierwszej miłości i wyjeżdża z rodzinnego domu, żeby uczyć się w college’u. Nie opuszcza jej traumatyczne poczucie odpowiedzialności za siostrę. Próbując unieść to wszystko, decyduje się na radykalny krok….Jak poradzi sobie z tym w dalszym życiu?

25/03 – Dowody na Istnienie dołącza do premier w tym miesiącu z kolejną dawką literatury z Czech:

Ta książka powstała z radości pisania i dla radości powinna być czytana – twierdzi twórca serii książek Stehlík – Mariusz Szczygieł. Wyobraźnia czeskiego autora, znanego z utworów humorystycznych, to studnia bez dna. Studnia nonsensów oczywiście! Tytuły opowiadań –  takie jak Taniec śmierci. Opowieść stałego klienta gospody Na Rozkoszy przy stole gospody Na Rożku albo Mania, puść mnie! Horror minimalistyczny lub Miłość w leju po bombie – oddają szalony charakter tej książki.

Kochanka zawiadamia żonę, że jej niewierny mąż zmarł podczas tajnej schadzki… Pewna kobieta sprawia, że jej rywalkom przyrastają do rąk parasolki… Koty okazują się reinkarnacjami znanych osobistości… Chrapanie grubego redaktora przypomina odgłos kobiecego orgazmu, w związku z czym… Architekt dla oszczędności wprowadza się wraz z kochanką do swojej żony i dzieci… Ubecy odnajdują drogę do świętości… – Jiří Kamen mnoży absurdalne historie, żeby zdemaskować naszą pokrętną naturę. Zbiór opowiadań Świece w pogańskim gaju w tłumaczeniu Elżbiety Zimnej reprezentuje taką literaturę, jakiej bardzo brakuje w Polsce: rozrywkową i beztroską, ale jednocześnie ironiczną i przenikliwą.

31/03 – Kto pamięta „Psy ras drobnych”? Olga Hund wraca z kolejną propozycją swojej prozy o zgoła innym temacie niż w debiucie, co tym bardziej mnie ciekawi:

W czeskim Zlinie trwa festyn integracyjny organizowany przez Stowarzyszenie Przyjaźni Czesko-Caaakańskiej. Caaakowie to mniejszość narodowa nielubiana przez władze i Czechów. Krążą o nich niestworzone legendy – że jedzą koty, z dzikich zwierząt wytapiają smalec, a nawet potrafią czarować. Na dodatek mają trzecie oko. Zdawałoby się, pozbawione specjalnych właściwości, ale niektórzy twierdzą, że caaakańskie kobiety potrafią dzięki niemu błyskawicznie opętać mężczyzn, dlatego zaleca się Czechom nosić ochronne przyłbice.

Podczas festynu dochodzi do tragedii. Policjant przypadkowo strzela do caaakańskiego chłopca. W mieście wybuchają zamieszki. Trójka bohaterów – pankówki Janka i Marie, wplątany przypadkowo w wydarzenia Amerykanin George – oraz Pies Od Którego Wszystko Się Zaczęło wyruszają na poszukiwanie winnego policjanta. Olga Hund w swojej śmiałej prozie zabiera czytelnika w podróż po czeskich miastach, które wydają się podejrzanie znajome, i opowiada o ulicznym buncie tych, którzy nie mieli wcześniej głosu. To historia o narodzinach pewnej rewolucji, przyprawiona Gombrowiczowską groteską i humorem.