Książki to nośniki. Są trwałym narzędziem ocalenia przed zapomnieniem. Niosą ze sobą historie i osoby, które za nimi stoją, które możliwie, w wysypie tak wielu pozycji, mogłyby nam umknąć. Są jednak osoby, które z pasją, oddaniem, zaangażowaniem i wręcz miłością ratują od zapomnienia i tym samym w pewnym sensie ratują szacunek i opowieść, które po sobie zostawiły nieżyjące już osoby. W tym tygodniu pragnę przedstawić Wam trzy pozycje książkowe, które cudem ocalały, ktoś je odgrzebał ze stęchłych meandrów zapomnienia i wybił ich historie dla dalszych pokoleń w permanentnej naturze książek. Nie chodzi o to czy te książki są wybitnie napisane, a autorzy powszechnie znani, tylko o to, że są to książki, których tłem są niesamowite historie ich odnalezienia, ocalenia i ostatecznie – wydania. W tym tygodniu czekają na Was zatem: zbiór opowiadań, dziennik oraz picture book o tematyce żydowskiej, które odnalazły swoją drogę do wiecznego zapamiętania.
Zacznę od „Rodowodu”, czyli zbioru opowiadań Ester Singer Kreitman, które może nigdy, by się w Polsce nie ukazał, gdyby nie zapał i zamiłowanie Natalii Moskal, anglistki, które podjęła się również zadania przetłumaczenia. Z pomocą merytoryczną przyszła profesor nauk humanistycznych Monika Adamczyk-Garbowska, również anglistka oraz specjalistka języka jidysz. „Rodowód” otwiera Przedmowa napisana przez panią Moskal, która jest swoistym wyznaniem miłości i podziwu dla zapomnianej siostry braci Singer (Isaac Bashevis Singer to m.in. laureat Literackiej Nagrody Nobla za rok 1978).
„Pasjonują mnie historie kobiet. Kobiet doświadczonych trudami życia, lekceważonych bądź wykorzystywanych, ale silnych i niezależnych, które mimo przeciwności losu odnalazły drogę do sukcesu. Kiedy dzięki moim rodzicom, których pasjonuje literatura żydowska, natrafiłam na postać Ester Kreitman, zainteresowałam się życiem i twórczością pisarki, a zwłaszcza nieco feministycznym zabarwieniem jej powieści i opowiadań.”
Jakże po takiej przedmowie, miałam nie chwycić tej książki i nie wynieść jej z księgarni? Mimo, że mija rok od jej premiery, to wciąż jej mało i dalej wymaga wołania o uwagę. Ester urodziła się w Polsce, to tutaj poznała swoje demony, a jej twórczość została najpierw wydana poza granicami. Dopiero Natalia Moskal zapragnęła wystąpić w obronie dobrej literatury, ale też wstawić się za kobietą, która nie doczekała się uznania, na które zasługuje. Ja skromnie staję obok i piszę Wam o Ester Kreitman, bo i mnie „pasjonują historie kobiet”, które z jakiegoś powodu nie wybiły się ponad przeciętność, do której je spychano. W zbeletryzowanej autobiografii Ester „Taniec demonów”, główna bohaterka pyta ojca: „A na co ja wyrosnę, tatusiu?. Ojciec na to: „dziewczynki nie muszą na nic wyrastać.”
Gdzie wyrastała Ester? Istotnym jest wspomnieć, że była córką Batszewe Zilberman Singer, kobiety wykształconej, racjonalnej i inteligentnej, której ojciec wiecznie żałował, że nie urodziła się chłopcem, przez co nigdy do końca nie akceptowała siebie. Z tego powodu Batszewe żyła nadzieją, że odkupi siebie samą rodząc syna. Ku jej ogromnemu rozczarowaniu na świat przyszła córka, Hinde Ester, którą w rezultacie oddała mamce pod opiekę na trzy lata, gdzie mała Ester rozwijała się w trudnych warunkach, między innymi leżała w zaciemnionej kołysce pod stołem. To pierwsze, krzykliwe, piętno jakie odbiło się na psychice Ester. Już zawsze miała mieć problemy ze wzrokiem, dawały jej się we znaki wahania nastrojów, wybuchy złości, a także epilepsja, natomiast psychiatra zdiagnozował u Ester psychozę. Ona sama wierzyła, że jest opętana przez demony i mimo swojego wyznania, kazała po śmierci skremować swoje ciało.
Kontekst jej narodzin oraz stosunek z matką są tutaj niesłychanie istotne, ponieważ Ester odrysowuje je w pierwszym opowiadaniu „Nowy świat”, gdzie pisze z perspektywy dziecka w brzuchu matki, które wyrasta na wnikliwą obserwatorkę, cierpko i bez upiększeń opisującą świat.
„Początkowo czułam się nieszczęśliwa, leżąc w brzuchu mojej mamy. Było tam tak gorąco! Kręciłam się, kuliłam, udawałam, że wcale mnie tam nie ma. Tak to wyglądało z mojej perspektywy.”
„Rodowód” dzieli się na dwie części. Pierwsza to „Opowiadania ze Sztetł” opisujące życie w małym miasteczku w Polsce, a druga to „Opowiadania londyńskie”, które znakomicie odwzorowują życie wysiedlonych z korzeni Żydów z różnych klas społecznych. Dwa z nich dzieją się podczas nalotów w Londynie stąd też wziął się tytuł angielski „Rodowodu” – „The Blitz and other stories”. Mimo to, że była jedynie prototypem postaci w powieściach swojego brata, to sama Ester i jej twórczość zasługują na uwagę. Jej pierwsze próby twórcze zostały spalone przez nią samą, gdy pokazała je matce, a ta nie wyraziła aprobaty.
Jednak z opowiadań zawartych w „Rodowodzie” wyłania się osoba niesamowicie świadoma otoczenia. Brak tutaj wyrafinowanych upiększeń językowych czy chwytliwych dialogów. Narrację cechuje prostota językowa, ale też dotkliwe puenty wypływające z ironicznego tonu. Trudno odmówić Ester szczególnego daru obserwacji wymieszanej z wysublimowaną dozą kąśliwego humoru i sarkazmu. Głównym tematem wydaje się być walka tradycji z pokracznymi próbami asymilacji, widoczne chociażby w przykładowych potyczkach językowych, kiedy to w „Opowiadaniach ze Sztetł” wplata wiele wyrażeń z języka polskiego i hebrajskiego odzwierciedlające chęć przywiązania do tradycji, a w „Opowiadaniach londyńskich” przemyca angielskie wtrącenia, by podkreślić specyfikę mowy asymilujących się bohaterów jej opowiadań. Upadające obyczaje, zmiana strojów, modyfikacje własnego języka i tradycji w tle walących się zabudowań żydowskich. Czytelnik powoli dojrzewa do smutnego wydźwięku wielu z tych opowiadań. To opowieści o osobach bezpowrotnie wykorzenionych. My, czytając takie opowiadania, odgrzebując zapomnianych autorów, chociaż pośmiertnie, wpisujemy dalszy sens w ich niesłyszane za życia opowieści.
Ester Singer Kreitman, tłumaczenie Natalia Moskal, Rodowód, Brama Grodzka Teatr NN oraz Fame Art, październik 2016
Musicie też wiedzieć, że „Rodowód” to chyba do tej pory jedna z najpiękniej wydanych książek jakie posiadam w swojej kolekcji. Mieni się złotem, by pięknie wpisać się w szarość i hebrajską czcionkę. Za oprawę graficzną książki odpowiedzialni są projektanci z Kilku.com. (klikając w link zobaczycie więcej zdjęć tego cuda wydawniczego). Z kolei przy wydawaniu, zachwyca mnie swoim kunsztem Fame Art oraz Brama Grodzka.
Szanowna Pani Ksiegarko, bardzo dziękuje w imieniu Esther, jej wnuczki Hazel, jak i własnym, za ten artykul. Pięknie napisany, cudownie sie go czyta. Cieszy mnie, ze książka jest czytana a Ester „przypomniana” czytelnikom. 🙂 Pragnę jedynie sprostować ze za wydanie „Rodowodu” nie odpowiada Brama Grodzka a firma FAME ART.
Dziękuje raz jeszcze i serdecznie pozdrawiam.
Dziękuję za zwrócenie uwagi:) I to ja i wszyscy zainteresowani czytelnicy dziękujemy za zaangażowanie w wydaniu tej książki w Polsce! 🙂
Ale to dobrze brzmi! Jako wielbicielka kobiecej perspektywy i osoba obdarzona niezrozumiałym zamiłowaniem dla kultury żydowskiej (zarówno tej sprzed II wojny światowej, jak i współczesnego Izraela) – choć stanowczo za słabo temu zamiłowaniu folgująca 😉 – po prostu muszę to przeczytać!
Droga Marre, bardzo mnie to cieszy! Absolutnie warto! Ja mam podobnie, fascynuje mnie kultura żydowska, a na półkach był wstyd ich braku, dlatego uzupełniam, uzupełniam! :))
Przyznam szczerze, że i ja czuję się przekonany. Nie dość, że ogólnie opowiadań nie wydaje się wiele, to jeszcze tak ciekawa perspektywa i osoba.