Kto czytał pierwszą wydaną w Polsce prozę Mirandy July w postaci „Pierwszego bandziora”, ten wie, że wymaga to pewnej odwagi. Wydawnictwo Pauza nie mogło dobrać lepszej pozycji na swoje drugie dziecko na początku 2018 roku. Serce rosło z każdą pozytywną opinią, falami zachwytu przeplatanymi szczerym przyznaniem się, że wyobraźnia autorki dla niektórych czytelników jest zbyt dzika. Co bardziej skłania do lektury, jeśli nie liczne reakcje, które zawierały w sobie przyznanie najważniejszego – Miranda July to właścicielka jedna z najbardziej bujnych pisarskich wyobraźni? Temu nie da się zaprzeczyć, o czym każdy powinien przekonać się na własną rękę. Pozwolić sobie na jedną z najbardziej niesztampowych podróży czytelniczych, na którą zabiera nas znów Miranda w swoich krótkich formach.
Pamiętacie Cheryl Glickman? Mi trudno zapomnieć główną postać „Pierwszego Bandziora”. Bohaterkę, która wydaje się być momentami anty-bohaterką, żyjącą bardziej w sobie niż na zewnątrz. Tak bardzo boi się wielu rzeczy, że w większości ich nie robi, wszystko kumuluje się w jej psychosomatycznym objawie paniki w postaci nerwowej kuli w gardle. Cheryl mieszka sama i używa wymiennie tylko dwóch kompletów naczyń. Gdy o 7 rano przychodzi bezdomny ogrodnik, by zająć się jej ogrodem, ta woli wyjść pod jakimś pretekstem z domu i zdrzemnąć się w aucie niż dać się podejrzeć w domu i wejść w interakcję z człowiekiem.
W swoim debiutanckim zbiorze opowiadań „Pasujesz tu najlepiej”, Miranda July tworzy galerię nie tyle co postaci skrojonych na potrzeby swojej małej prozy, ale zwyczajnie powołuje do życia ludzi, którzy poddają się nadmiernej analizie, wszędzie szukają znaków i porad jak żyć, które nieraz rozbawią czytelnika, by ostatecznie zostawić nas z głębokim namysłem nad kondycją dzisiejszych relacji międzyludzkich.
To jest ta historia, której nie chciałam ci opowiedzieć, kiedy byłam twoją dziewczyną.
Potrzebuję nowych, czystych ludzi, którzy skojarzą mnie z dobrą zabawą.
Czy nie byłoby to miłe, gdybym miała przyjaciółkę, która przyniosła do mnie swój żel do włosów i go zostawiła?
Płakałam po angielsku, po francusku, we wszystkich językach, bo łzy są wszędzie takie same. Esperanto.
Jak myślicie: dlaczego spośród zwierząt tylko my całujemy się? Znowu była przy mnie. Ponieważ obszar naprzeciwko twarzy to nasza najintymniejsza strefa. Wzięła wdech. To dlatego człowiek jest jedynym zwierzęciem romantycznym?
W opowiadania July wchodzi się jak w muzeum osobliwości. Za gablotą kryje się galeria różnych postaci, których łączy pewien wspólny mianownik. To ich nietuzinkowe, niekiedy zaskakujące działania, jakich się podejmują, by zwalczyć samotność i zetknąć się z drugim człowiekiem. Bohaterów każdego z opowiadania spowija niewypowiedziany smutek, który nie powstrzymuje ich jednak od podejmowania prób wyrwania się z własnej codzienności. Powyżej możecie przeczytać kilka kwestii wypowiadanych przez bohaterów obecnych w prozie July. Jest w nich czułość, skraj szaleństwa, dziwaczności i chęć zbliżenia się do siebie, czy to w miłości czy w przyjaźni.
Kogo spotkamy na kartach tych opowiadań? Kobietę z nerwicą natręctw, która nie przejdzie więcej niż 27 kroków, ale w tych 27 krokach spotka chłopca, który spróbuje ją zachęcić do wyrwania się, wmawiając jej, że ma psa o imieniu Paul. W innym opowiadaniu irracjonalny strach przed intruzem na schodach skłoni kobietę leżącą w łóżku ze swoim partnerem do refleksji nad ich relacją. Przeczytamy o opiekunce, która tak bardzo pragnie miłości rodzicielskiej, że „wchodzi w życie rodziny” za darmo. Nie zabraknie absurdalnych sytuacji, kiedy to na przykład troska jednej siostry o drugą objawia się tym, że jedna opowiada drugiej swoje stosunki seksualne przez telefon, by było jej chociaż trochę przyjemnie. Przeczytamy o najsmutniejszej trenerce pływackiej świata, która uczy pływania nie na basenie, ale w mieszkaniu „na sucho”, ucząc ruchów w miskach z wodą. Czyniąc z tych spotkań sens swojego życia. Rzeczona dziwaczność jest nieodzowną częścią twórczości July, która jednak w swoich opowiadań udowadnia, że to nie absurd, ale że fantazja i chęć połączenia się z drugim człowiekiem są nieodłącznymi składnikami egzystencji. Nie zabraknie tutaj również zabawnych sytuacji i swoistych porad jak radzić sobie z emocjami i niepowiedzeniami.
Kiedy mój mąż zobaczył krótko ścięte włosy, spojrzał na mnie tak, jak patrzymy na siebie, kiedy któreś z nas zapomni, kim jesteśmy. Nie jesteśmy ludźmi, którzy kupują rozpuszczalne kakao, uprawiają small talk, kupują pocztówki firmy Hallmark czy wierzą w wymyślone przez nią rytuały takie jak Walentynki i wesela. Ogólnie staramy się trzymać z dala od rzeczy BEZ ZNACZENIA i zastępować je rzeczami PEŁNYMI ZNACZENIA. Na szczycie listy naszych ulubionych rzeczy, które znaczą plasują się buddyzm, zdrowie jedzenie i krajobraz wewnętrzny.
Te nerwice i z pozoru dziwaczne zachowania często występujące w prozie July pozwalają popychać wyobraźnię dalej. Są jak mechanizm zapalający rozwój fabuły i kołowrotek myśli. Ta neurotyczność obecna w bohaterach ma w sobie czułą pokraczność, która w żadnym wypadku nie irytuje czytelnika, ale bezpiecznie balansuje na skraju absurdu i wyższej formy odczuwania. Bohaterowie July gotowi są na ogromne przemiany, ale trzymają ich w ryzach własne lęki i konwenanse. To często samotnicy pragnący miłości i przyjaźni.
W „Pasujesz tu najlepiej” autorka udowadnia nie tylko, że potrafi tworzyć niesłychanie historie, ale że zwyczajnie potrafi to zrobić dobrze skonstruowanymi zdaniami i językiem. Opowiadania mają świetne zdania otwierające. W krótkich formach ważnym jest zaskarbić czytelnika od pierwszego zdania, akapitu, zalążka historii, która skończy się z impetem i chwytliwym przesłaniem. Po lekturze „Pierwszego bandziora” byłam ciekawa jak Miranda radzi sobie z krótszą formą. Chyba nikt nie potrafi tak celnie opowiadać o tym, co robimy dla ludzi i naszej desperackiej chęci, by nas kochali. Bohaterowie starają się wejść w drugiego człowieka na granicy przesady. Przebierają się, stroją, upodobniają, zakładają peruki. Imitują obiekt zainteresowania licząc na wzajemność i zniwelowanie poczucia własnej przeciętności. Często kluczą wokół obiektu pożądania zahaczając niemal o prześladowanie w swoich nieudolnych próbach zbliżenia się do drugiego człowieka.
Snucie jest takim sposobem narracji, w który ludzie wkręcają się jak w nitkę.
To chyba zdanie najlepiej opisujące pisanie i bohaterów July. Snucie się. Wkręcanie. Jak nitka. Bohaterowie zaiste snują się w swoich wyobrażeniach. Bardziej żyją w głowie niż poza nią. Są odważniejsi w swoich skorupach. Jak na przykład kobieta snująca odważne wyobrażenia o poznaniu księcia Wiliama po tym jak jej się przyśnił. To, co jedni mogą odebrać jako skandaliczne i absurdalne, ja odbieram jako odwagę w fantazjowaniu. Kto z nas nie miewa dzikich snów, którym brak jakiejkolwiek logiki, że aż boimy się nimi z kimś podzielić. July daje głos temu, czego nie wymawiamy i daje głos tym, którzy nie mają odwagi mówić i wyjść przed szereg. Jak podkreśla jedna z bohaterek, boimy się trzęsienia ziemi, bólu, umierania, a to już nastąpiło, to po prostu norma. Życie zwyczajnie takie jest – zepsute – i to szaleństwo liczyć na coś innego. Miranda July pokazuje nam jednak, że w szaleństwie jest metoda.
Dzięki patronatowi, mam dla Was trzy egzemplarze tych niezwykłych opowiadań! Czytanie July wymaga pewnej dozy odwagi i otwartości umysłu. Są dzikie, zaskakujące po to, by tym głośniej opowiedzieć nam o potrzebie akceptacji.
Zadanie konkursowe jest właściwie proste: Napiszcie mi dlaczego warto czytać takie książki, takie treści? Dlaczego Wy chcielibyście przeczytać najnowszy zbiór opowiadań Mirandy July?
Na odpowiedzi macie czas tutaj na blogu do przyszłego poniedziałku 21 stycznia. Zwycięzców ogłoszę tego samego dnia w mediach społecznościowych wieczorem.
Pasujesz tu najlepiej, Miranda July, tłumaczenie Łukasz Buchalski, styczeń 2019, Wydawnictwo Pauza
Kiedyś trafiłam na artykuł o „awkward moments”. Takie dziwne sytuacje zdarzają mi się dość często, faux pas, niezgrabności, etc. Mam swój wewnętrzny świat, który niekiedy nie współgra ze światem innych. Instynktownie się więc izoluję od „innych”. Ale dużo czytam. Wchłaniam pisane światy do swojego (literacka osmoza?). Mirandę July chętnie poznam.
Ze swojej strony mogę polecić „Gołębia” Patricka Süskinda – skojarzyła mi się z bohaterami July z Twojego opisu.
Czekam na te opowiadania odkąd o nich wspomniałaś 🙂 Lubię historie, które uwierają, są niewygodne, budzą sprzeciw, momentami zapierają dech z niedowierzania lub przerażenia, a czasami zachwytu nad pięknem prostoty. Może lekko masochistycznie odnajduję się w wypełnionych smutkiem opowieściach, które odbijają na mnie piętno,są pulsującą raną..bo sprawiają,że COŚ po nich zostaje, że rozdrapuję tę ranę nie pozwalając odpłynąć tym historiom w niepamięć. Liczę, że opowiadania Mirandy July będą niesłychanie dobrą lekturą:)
Dlaczego warto? Bo to książki o Prawdzie – takiej prawdzie wewnętrznej, która czasem pokracznie raczkuje po ciemnych i zakurzonych zakamarkach myśli, czasem robi miny wykrzywiając emocje, czasem zakłada grube okulary i zmarszczonymi dłońmi chce zakrzywić czas a nieuważnie zakrzywia rzeczywistosc i wspomnienia. Takie książki znajdują slowa żeby opisać to co w środku słowom się wymyka. Ja więc czytam te słowa żeby coś w środku wskoczyło na swoje miejsce i uczę się od autorów tej rozkosznej bezczelności żeby mieć odwagę myśleć o wszystkim co przychodzi do głowy – nie cenzurować i pozwolić sobie czasem oszaleć. W granicach okładek można szaleć bezpieczniej ????
Oj, długo by opowiadać, dlaczego chciałabym przeczytać tę książkę. Głównie jednak dlatego że lubię niebanalną literaturę, która zmusza do myślenia, prowadzi nas w zapomniane szufladki kory mózgowej otwiera je i trzaska z całych sił a trzask ten odbija się na sercu i pieczetuje swoją obecność, dzięki czemu książka zostaje z nami na zawsze a nie tylko zostaje zaznaczona jako „przeczytana” i schowana na półkę. Czuję po tym opisie, który przedstawiłaś, że ma to coś, coś więcej.
Gdy czytałam „Pierwszego bandziora” na przemian odkładałam książkę z przekonaniem „Więcej nie dam rady!” i zachłannie sięgałam po nią z zaciekawieniem, gdzie mnie zaprowadzi. Była to masochistyczna lektura. Dlaczego chcę przeczytać opowiadania, mimo tak ambiwalentnych odczuć przy poprzedniej książce? Bo trochę boję się tego, co widzi July. Bo jestem ciekawa, czy jakieś swoje dziwności odnajdę w jej prozie;). Bo wciąż szukam autora, dzięki któremu przepadnę w krótkiej formie. Bo – ot, co – pasuję tu (w miejscu i czasie swojego życia) najlepiej:)
Moim zdaniem trzeba czytać takie ksiązki ponieważ warto wciąż odkrywać, poznawać coś nowego, nawet w literaturze. Uwielbiam czytać coś, co mnie zaskakuje, szokuje, coś co całkowicie wprawia mnie w zdumienie. Takie książki wprowadzają świeżość w życie 🙂
Książki trudne, szorstkie, niewdzięczne, to najlepsze, co może sprezentować nam literatura. Wrażenia, które pozostają w głowie, nawet w przypadku zatarcia wspomnień o treści książki, to kwintesencja wartości dodanej dla czytelnika. Bo dlaczego czytamy? Czy nie dlatego, że szukamy czegoś, co nas wciągnie, przemieli i wypluje? Czegoś pokręconego, groteskowego, humorystycznego?
Chciałbym przeczytać tę książkę z kilku powodów. Po pierwsze, urzekła mnie okładka. Prosta, a skomplikowana. Intrygująca, a irytująca. Przyciągająca uwagę, a odrzucająca.
Po drugie, wedle recenzji, opowiadania są podobnie pokrętne jak pierwsza książka autorki wydana przez Pauzę. Podobno krótkie formy podobnie wciągają w wir opowieści już od pierwszego zdania i zaskakują czytelnika puentami.
Po trzecie, July jawi się jako jedna z bardziej utalentowanych pisarek. Skoro podczas czytania czuć niepokój, który dotyka nas od wewnątrz, znaczy to, że autorka posiada niebywałe umiejętności. Jej oryginalność i kreatywność sprawiają, że nie sposób przejść obojętnie wobec kolejnej pozycji od Mirandy.
Czy spodoba mi się treść krótkich form od July? Zjada mnie ciekawość, czy przy tych opowiadaniach, podobnie jak przy „Pierwszym bandziorze”, będę zmieniał zdanie średnio co trzy minuty, żeby na koniec rzec: taką literaturę warto czytać.
Książko „Pasujesz tu najlepiej” do mojej biblioteczki!
Bardzo kibicuję Wydawnictwu Pauza i z wielkim apetytem przeczytam kolejną książką.
Jestem ciekawa tych „świetnych zdań otwierających”, o których piszesz w recenzji. Często przyłapuję się na tym, że czytając książkę wracam po kilku stronach na początek, by jeszcze raz zobaczyć jak autor zaczął (niektóre początki znam na pamięć).
Poza tym ciekawi mnie konstrukcja tych opowiadań. Czy autorka najpierw opisuje sytuację czy głównego bohatera? Chciałabym przeanalizować te historie, ich język i wyobraźnię przenikającą poza granice przeciętności.
A, że nigdy nie wygrywam konkursów na komentarz i tracę już nadzieję, to co mi szkodzi pojechać po bandzie… Powiem tak: dobra książka powinna rozpierdolić głowę czytelnikowi, bo pogłaskać to może kochanek. I tak coś czuję, że Miranda July nadaje literom właśnie taką moc.
Czytam takie książki, dlatego że przynoszą ulgę,a raczej ulgę tę przynosi świadomość, że inni też mają swoje dziwactwa. Jestem neurotyczką ze swoimi małymi natręctwami, które czasem komplikują moją codzienność, choć inni mogą tego nawet nie dostrzegać. Każdy dzień to trwający strumień analiz słów i zachowań, odgrywanie w głowie wciąż i wciąż każdej sceny na nowo. Próba przewidzenia wszystkich okoliczności, choćby poprzez uprzednie sprawdzanie pomieszczeń zanim wybiorę się do nowego miejsca. Dlatego chyba „pasuję tu najlepiej”.
Dlaczego warto? Dlatego, że nadeszły czasy, w których wielu z nas zajmują „rzeczy bez znaczenia”, a te które mają znaczenie spychane są w najodleglejsze zakamarki duszy i w najmniejsze wycinki naszych 24 godzin, które każdego dnia otrzymujemy. Dlatego, że mówienie o ludziach, o ich emocjach, relacjach, to niesamowicie trudna sztuka w dobie niezliczonej ilości masek i osobowości jakie przywdziewamy na różne okazje. Dlatego, że zawiłościami języka autorka przekazuje prostotę świata. Tworzy piękne zdania, które zachęcają do tego, aby poznać całe historie bohaterów. Co zdarzyło się w życiu opiekunki, że tak desperacko poszukuje rodzicielskiej miłości? Dlaczego jedna z sióstr jest choć pozornie szczęśliwa, kiedy życie drugiej ogranicza się do słuchania o seksie przez telefon?
Pierwszym, co mnie zaintrygowało była okładka. „Pasujesz tu najlepiej” – czy aby na pewno? – pomyślałam. Intryguje mnie też język, jakim Miranda July się posługuje. Z jednej strony prosty, z drugiej kwiecisty. Bohaterowie potrzebują nowych, czystych ludzi. Ja, na tym etapie życia potrzebuję książki, która mnie pochłonęła i pozwoli przeżyć cały wachlarz emocji. Może będzie to właśnie „Pasujesz tu najlepiej”?
Swoją recenzję już napisałem i w sumie nasze zdania całkiem nieźle się pokrywają. Ciekaw jestem, czy Pauza wyda też „It Chooses You”.