W dłoni reklamówka, w reklamówce damskie kozaki. Moje. Serce waliło mi jak młotem. Jakby wszystko zamarło, ludzie odłożyli na bok filiżanki z kawą, dzieci na lodowisku zatrzymały się w miejscu, rozmowy i pocałunki urwały się w połowie. Jakby spojrzenie ochroniarza też zawisło na mnie, jakby wszyscy oczekiwali ode mnie wyjaśnień. Później z salonu totalizatora sportowego wyszedł święty mikołaj.
Tibor – imię męskie. Noé – imię również męskie, jednak gdy rozwinie się jego skrót w Noémi staje się imieniem żeńskim, które wybiera sobie główna bohater/bohaterka. „Incognito” to kolejna w tym roku powieść na polskim rynku, obok „Slasha” Natalii Osińskiej i „Miłości” Ignacego Karpowicza, która wychodzi z szafy i wiesza przed nami trudne tematy płci i orientacji seksualnej. Tym razem w serii Węgierskie Klimaty otrzymujemy rzeczowy obraz rozpadającego się świata pasjonata piłki nożnej, który w ukryciu przebiera się w suknie swojej matki i walczy z rozczłonkowaniem tożsamości siebie jako chłopca.
W jaki sposób Tibor Noé Kiss dźwiga temat własnej transpłciowości? Wydana w 2010 roku, została ogłoszona ryzykownym i odważnym coming outem, autorka podkreśla jednak, że powieść nie jest całkowicie autobiograficzna. Jest tekstem literackim, na który składa się siatka biograficznych wątków. Sama autorka dopiero na premierę swojej drugiej książki „Powinnaś już spać”, pojawiła się w żeńskim stroju, ostatecznie deklarując przez pryzmat, której płci chce być postrzegana.
Początkowo „Incognito” jawi się nam jako powieść rozwojowa, w której śledzimy etapy trudów dorastania, uwypuklane przez relację z agresywnym, wiecznie oceniającym ojcem oraz chwiejną psychiką matki, która jest rezultatem tyranizowania przez męża. Czytelnik zapada się w ponury świat przedstawiony, który staje się idealnym kontekstem wahań bohatera. Rozpad otoczenia, zdewastowane ławki, odpadający tynk, pozbawione kształtu budynki wpisują się wymownie w nadchodzący rozpad osobowości Tibora. Autor będzie się doszukiwać śladów rozpadu również we własnym ciele, gdzie dostrzega „początki coraz to nowszych chorób, nieodwracalnej degradacji, wyniszczenia, zaniku ciała.”
Czy w „Incognito” chodzi zaledwie o odwagę, walkę z samym sobą, by ostatecznie odważyć się wyjść w damskich strojach na ulicę? Tej powieści daleko do jakiegokolwiek manifestu, nie ma tutaj odwagi, szarmanckiego głosu uciśnionych, wypełnia ją raczej intymny portret autodestrukcji i nienawiści do samego siebie, kiedy to umalowana twarz czuje wrogość nawet w przedmiotach nieożywionych. Nienawiść do samego siebie zestawiana jest tutaj z jednoczesnym poczuciem, że autorka nie ma prawa absolutnie się skarżyć, bo nie przysługują jej żadne prawa.
Narracja będzie wymieniać się między deklinacją żeńską a męską. W momencie, gdy Tibor wybierze dla siebie imię Noémi, nastąpi przełom w tej swoistej Bildungsroman mówiącej o budzeniu się do świadomości własnej płynności płci. Bo ta świadomość nie przychodzi łatwo, bohaterka szuka porad u lekarzy i robi sobie test online, by dowiedzieć się jakiej ostatecznie jest płci, skoro wiecznie czuje się w sobie i na zewnątrz kimś obcym, czuje się „ingocnito”.
„Ślad moich ust, ceglastobrązowa szminka na białej porcelanie. Ceglastobrązowa szminka, ślad moich ust na białej porcelanie. Moje ceglastobrązowe usta, ślad szminki na białej porcelanie. Ceglastobrązowy ślad szminki na moich białych, porcelanowych ustach.”
Prozę Kiss cechuje nieustanne zestawianie swojego wyglądu w lustrze i reakcjach innych. Liczy bicia swojego serca, uciekające godziny, stan oddechu. Czyni to wysypem rzeczowników, ciętych, krótkich zdań bez ozdobników przymiotnikowych. Zasypuje nas beznamiętną precyzją, a jej przykładem jest powyższy cytat. Nie można odmówić „Incognito” wagi jaką wnosi w dyskurs transpłciowości, jednak gdzieś po drodze to „urzeczowienie” procesu własnego kryzysu w rozważaniach na temat własnej płci zaczyna się rozmywać i zamieniać w pewną dozę rozdrażnienia. Tym bardziej, że Kiss w niektórych fragmentach udowadnia ciekawymi grami słownymi, że ma umiejętności i warsztat, by z tej powieści uczynić bardzo dobre dzieło, to jednak te okazjonalne rwane frazy, aliteracje, wyliczane godziny i oddechy, nie wywołują u czytelnika zadyszki podziwu, ale swoiste przemęczenie, nawet jeśli jest to zabieg świadomy. MImo to „Incognito”niesie w sobie ważną lekcję – przybliża nam „obcego”, którym po części jest wielu z nas, co czyni tę pozycję istotną dla zwolenników śledzenia czyjegoś rozwoju i inicjacji. „Incognito” bowiem z pewnością otwiera interpretacyjne drzwi ciemnej szafy wypchanej tematem tabu.
Tibor Noé Kiss, tłumaczenie Daniel Warmuz, Incognito, listopad 2017, Wydawnictwo Książkowe Klimaty
Bardzo ciekawa pozycja, nie znam nawet tych książek, które wymieniłaś na początku, więc muszę się dokształcić. Ogromnie mnie zainteresowałaś, nie wiem co prawda czy sięgnę po tę konkretną pozycję, bo przedstawiony przez Ciebie cytat wraz z dalszą częścią recenzji uświadomiły mi, że sam sposób pisania autorki może być dla mnie trudny do przebrnięcia, bo nadmiar takich wyliczeń, aliteracji itd jest dla mnie dosyć męczący. Nie mniej, przeoczyłam moment kiedy taka literatura się u nas pojawiła, o tak skomplikowanym temacie, ale na mniej brukowcowym poziomie zatem mam co nadrabiać. Naprawdę świetna recenzja!
Ja mam zaś słabość do takich zabiegów, choć czasem rzeczywiście potrafią nużyć. Wszystko zależy od tego, czy czytelniczo się czuje, że one czemuś służą. A i tematyka ważka i rzadko spotykana.
Qbusiu, ja to też zawsze kocham wszelkie wariacje językowe i zabiegowe, więc czasami mi się wybitnie podobała, by za chwilę ten zachwyt rozmyć. To typowo chyba będzie zależeć czytelnika i od jego odbioru i upodobań.
Marta, dziękuję ogromnie i cieszę się, że mogłaś zaczerpnąć tutaj czegoś nowego, od tego ten nasz książkowy świat – by się dzielić 🙂
No i wyszło na to, że rzeczywiście mocno zgadzamy się w kwestii tej książki i do podobnych wniosków dochodzimy :). Zauważyłam też, że ta fragmentaryczność w pokazywaniu swojej przeszłości, opresyjnej relacji ojciec/syn(córka), trudów w zrozumieniu zachowań matki, broni się dużo lepiej, niż rwanie fraz podczas opisywania stanu psychicznego bohatera/ki. Przynajmniej w moim mniemaniu – odnoszę wrażenie, że dochodzi wtedy do pewnej fiksacji autorki na punkcie samego słowa, a nie odczucia, które pragnie w tych słowach zawrzeć. Trochę żałuję, że tak wyszło, ale jestem przez to jeszcze bardziej ciekawa drugiej powieści Kiss. Chcę zobaczyć, jak wyewoluowała :).