Cykl „Krainy słów na regale” ma na celu odwiedzanie miejsc, których fundamenty i korzenie wiją się z miłości do literatury, słów, czytelnika. Końcówkę poprzedniego wypadu do Warszawy związanego z Literacką Stolicą, pragnęłam poświęcić na jedno z takich miejsc. Wszystkie drogi i sprzymierzenia losu prowadziły mnie właśnie do niego. Mimo zatłoczenia, ustawicznego tracenia czasu w korkach bądź w poszukiwaniu miejsca parkingowego, udało się zaparkować niemal pod samymi drzwiami. Wieczorowa pora sprzyjała nastrojowi odkrywcy. Nie było trudno trafić i uchylić potężnych drzwi Żydowskiego Instytutu Historycznego, gdzie mieścił się cel moich poszukiwań kolejnego zakątka księgarskiego świata kameralności. Mowa oczywiście o Księgarni na Tłomackiem.

                 

Dla wymagających drobnego wtajemniczenia. To osobliwe miejsce zostało stworzone przez architektów Kacpra i Jana Gronkiewiczów, którzy chcieli oddać ducha mieszczącej się tu niegdyś Głównej Biblioteki Judaistycznej. Oferta książkowa lawiruje pomiędzy publikacjami o tematyce żydowskiej w różnych formach. Co dopiero mogliście czytać o nabytym przeze mnie tutaj „Rodowodzie”, „Dzienniku z Getta Łódzkiego” oraz „Dopóki niebo nie płacze”. Wchodząc do środka Instytutu, intuicja dość szybko podpowiada, którędy się kierować, by trafić do tego osobliwego miejsca. A tam czekały na mnie same dobrocie, nie tylko książkowe, ale związane z poznaniem Karoliny Krakowskiej, księgarki z Księgarni na Tłomackiem, którą wręcz musiałam poprosić o rozmowę, po tej osobliwej wizycie, która w pamięci zostaje na zawsze. Ten wywiad wpisuje się wymownie swoją kameralnością w rozgardiasz świątecznych zakupów prezentowych. W chwili kiedy najstarsza, i ostatnia, księgarnia w moim mieście zostaje zamknięta, bo wygrywa z nią ostatecznie Empik…

Nigdy nie zapomnę chwili, w której się poznałyśmy. Zetknęłyśmy? Wpadłyśmy na siebie? Nie było chyba w tym nic z przypadku, prawda? Ja przytulająca „Dziennik z getta łódzkiego”, a Ty wysuwająca szufladę pełną skarbów książkowych, mówiąca nagle „ja cię znam”, a ja w duchu myśląca „a ja Ciebie bardzo chciałam poznać”. Nie było udawania nieznajomych w tym uniwersum uwielbienia książek. Zakochałaś mnie w swoim entuzjazmie od pierwszego wejrzenia. Stąd ta rozmowa. Przy samym wejściu czuć jak ważny jest dla Ciebie kontakt z czytelnikiem, który przychodzi do Księgarni na Tłomackiem.

Od czytelników zacznijmy. Powiedz mi, kto przychodzi do Waszej Księgarni? Są to świadomi czytelnicy, czy poszukujący? Zjawiają się młodzi? Jakbyś zachęciła tych ostatnich do odwiedzania księgarń?

Pierwsza, duża grupa naszych gości to liczni pracownicy Żydowskiego Instytutu Historycznego. Zaglądają na chwilę rozmowy nad filiżanką naszej nieznośnie niedrogiej, jak na Warszawę, kawy. Wiemy, co piją i co czytają. Zamawiamy dla nich książki, także takie, których nie znajdą na co dzień w naszej ofercie. Kolejna grupa to goście zwiedzający wystawy lub odwiedzający dział genealogii. Odkrywają nas przez przypadek, ale wielu z nich udaje się nam przywiązać do siebie na stałe. Jest i trzecia grupa – wcale nie mniej liczna, to Ci, którzy Tłomackie odwiedzają właśnie dlatego, że znajdujemy się tutaj my. Wbrew powszechnym wyobrażeniom księgarń nie odwiedzają tylko ludzie w podeszłym wieku, którzy nie nauczyli się korzystać z dobrodziejstw internetu i ebooków.  Rośnie grupa młodych osób, które mają potrzebę odłączenia się choć na chwilę od świata wirtualnego, przeżycia czegoś naprawdę. Spotkania żywego człowieka, dotknięcia książki, poczucia jej ciężaru i zapachu.

To było właśnie piękne w naszym pierwszym spotkaniu. Podeszłaś do mnie bez wahania, zaproponowałaś kawę, pokazałaś swoje ostatnie antykwaryczne zakupy. Pozwoliłaś „dotknąć” literatury i własnej pasji z nią związaną. Zatem, jak sądzisz, czy literatura potrzebuje promocji? Czy według Ciebie istnieje coś takiego jak zła promocja?

Pewnie, że potrzebuje, choć duża ilość pieniędzy wydanych na kampanię reklamową książki nie  zawsze oznacza, że to lektura naprawdę warta uwagi. Niewielkie wydawnictwa, oferujące często niebanalną ofertę, nie dysponują najczęściej dużymi pieniędzmi na reklamę i tu pomocni stajemy się my – księgarze. To my mamy szansę wyciągnąć z niebytu książki warte uwagi, a mało znane, i w tym internet nas, moim zdaniem, nie zastąpi.

Coś w tym jest. Wychodziłam od Ciebie z trzema książkami, które ze względu na formę ich wydania, do tanich nie należały, ale dzięki takim osobom jak Ty, księgarzom z pasją i obszerną wiedzą, ma się ochotę inwestować w literaturę ostatnie grosze z portfela. Mówi się dużo jednak o liczbie czytających w Polsce. Że ta liczba drastycznie spada.  Co sądzisz o stanie czytelnictwa w Polsce? Jest jakaś sprawdzona recepta na wyleczenie „nieczytania”?

Miłości do czytania najlepiej nauczyć się chyba od rodziców. Ale nie wystarczy zachęcać dziecka do czytania, trzeba czytać razem z nim oraz samemu. Pochylony nad laptopem rodzic zaganiający do lektury nie ma szansy przekonać, że czytanie jest przygodą.  Marzy mi się też, żeby o książkach częściej mówiło się też w prasie (także kolorowej) i telewizji. Niech piłkarze, aktorzy, piosenkarze opowiadają o książkach, które mają dla nich znaczenie. Nie róbmy z czytania elitarnej zabawy dla wybranych.

Ty swoją część zachęcania wykonujesz wzorowo 🙂 A co jest ulubioną częścią pracy księgarki, co jej największą zmorą?

Nie znoszę końcówki roku i zbliżającego się z wraz z nią remanentu. Liczenie książek, wypełnianie tabelek w Excelu, a przy okazji odkrywanie, że nie wszystkie książki wyszły od nas drogą kupna…Horror przyprawiający mnie zawsze  o ból głowy. A co kocham? Dostawy nowych książek, targi, a przede wszystkim spotkania z ludźmi oraz to, że każdy dzień jest dzięki nim niewiadomą.

           

Jeśli mowa o niewiadomych – czym Wasza księgarnia różni się od innych? Co ją wyróżnia?

Przede wszystkim nie jest łatwo do nas dotrzeć, choć znajdujemy się w samym sercu Warszawy.  Nie mamy witryny i raczej nie trafia się do nas z przypadku. To ma swoje dobre i złe strony. Zaglądają do nas głównie ludzie zainteresowani książkami o szeroko rozumianej tematyce żydowskiej. Książki naukowe dla badaczy, literatura i poezja dla miłośników  pięknych słów, książki o sztuce, historii, reportaże, prasa, a także muzyka czy filmy. Od pisarzy z kręgu kultury jidysz do współczesnych twórców izraelskich. Wszystko to znajdziecie u nas. Mamy też naprawdę pyszną kawę, księgarki z charakterem (śmiech), a wnętrze, choć designerskie, jest jednocześnie przytulne, a przynajmniej tak nam się wydaje.

To w pełni słuszne wrażenie. Chce się u Was zostać na kawę, pogaduszki i zatapianie w każdej pozycji książkowej. Skierujmy teraz słowa trochę na Ciebie. Powiedz nam coś o sobie. Gdzie, kiedy, a może dzięki komu, narodziła się miłość do książek? Bycie księgarką zawsze było na pierwszym planie czy przyszło z czasem?

Z wykształcenia jestem historykiem sztuki i przez wiele lat pracowałam w swoim zawodzie. W pewnej chwili pojawił się jednak moment zwątpienia, czy to naprawdę to, co sprawia mi największą przyjemność. Z pomocą przyszły mi wtedy książki i moja odwieczna, wyniesiona z domu, miłość do nich. Niedawno minęło dziewięć lat od tej zmiany i ani razu nie zdarzyło mi się jej żałować.

Chwała Ci za to, bo inaczej mogłybyśmy się nie poznać!

Co teraz czytasz?

Czytam kompulsywnie i najczęściej kilka rzeczy na raz. Nie mam także zwyczaju bezwzględnego kończenia raz zaczętej lektury. Jeśli książka mnie nudzi, lub irytuje, odkładam ją na półkę, a potem oddaję w inne, być może właściwsze ręce. Jest tyle rzeczy do przeczytania, że na lektury, z którymi mi nie po drodze, szkoda mi życia. Obok mojego łózka leżą teraz: katalog do wystawy Marii Lassnig, która miała miejsce w Zachęcie, ”Przejścia nie ma” wydawnictwa Dwie Siostry, „Okularnik” Katarzyny Bondy, pożyczony od niespełna rocznego synka przyjaciół, który wygrał tę książkę w chanukowej loterii oraz ‘Poznać kobietę” Amosa Oza.

Jaką książkę, i gdzie, ostatnio sobie kupiłaś?

Kupuję tylko w księgarniach kameralnych lub od wydawców na targach książki. To zasada od której nie ma odwołania. Sklepom z tanią książką oraz internetowym hurtowniom mówię zdecydowane nie – kupię tym sposobem być może mniej książek, ale pozostanę w zgodzie ze sobą i swoimi przekonaniami.

Jaką premierę książkową byś teraz poleciła?

Trudne pytanie. Mój rytm czytelniczy nie jest chyba zgodny z kalendarzem ukazywania się książek.

Ostatnio zachwycił mnie zbiór wierszy Adama Zagajewskiego wydanych przez wydawnictwo a5 oraz „Zgubiona dusza” Olgi Tokarczuk, pięknie zilustrowana przez Joannę Concejo. Z wypiekami na twarzy, choć zupełnie się tego nie spodziewałam, przeczytałam też książkę „Instytut. 70 lat historii ŻIH w dokumentach źródłowych” – książkę o historii Żydowskiego Instytutu Historycznego. Z czystym sumieniem mogę też polecić „Gotowi na przemoc” Pawła Brykczyńskiego.

A na jakie nadchodzące wydarzenie około książkowe zaprosiłabyś w najbliższym czasie?

W najbliższym czasie zachęcam do zaszycia się w domowych pieleszach, zwinięcia w kłębek i zagłębienia w lekturze. Ja przynajmniej właśnie to planuję robić przez większą część nadchodzących świąt.

Ja również dołączam się do zaleceń Karoliny, której jestem dozgonnie wdzięczna za tę rozmowę. Życzę Wam w tym zabieganym czasie świątecznym, znaleźć chwilę tylko i wyłącznie dla siebie, ze smaczną książką w dłoni, którą, mam nadzieję, św. Mikołaj Wam przyniesie! Zwolnijmy w tym biegu, bo może wtedy przytrafi Nam się tak przypadkowe, a jakby jednak przeznaczone, spotkanie, jak moje z Karoliną (która do tego zdjęcia twarzy pokazać nie chciała, cytując ją samą: „ważniejsze są książki, które sprzedajemy, a nie moja twarz”:)

Odwiedzajcie księgarnie i ich księgarki oraz księgarzy, to znajomości na całe życie.