Było też pusto. Pusto na świecie, pusto w lesie i pusto we mnie samym. Czułem, że jestem niezgrabny, potykałem się na ścieżce, zawadzałem o gałęzie i przeklinałem w myślach. „Kurwa” i „kurwa” chodziło mi po głowie jak jakiś zasłyszany przebój. Wszyscy tutaj bardzo go lubili. Ludzie żyją w cichej rozpaczy, tak pisał Thoreau. Nie wiem, skąd on to wziął.
Oto przed nami pisarz nieobojętny. Pisarz wrażliwy i wnikliwy. Poetycko ujmujący otaczający nas świat pozornie prostych czynności, a także brutalność człowieka wobec przyrody i zwierząt. Obserwując dotychczasowe opinie o tym zbiorze opowiadań, mogę zrozumieć, dlaczego jednych mierzwi sposób kreacji i zastosowanego języka autora, a innych przedstawiony tutaj świat porywa od pierwszej strony. To nie są opowiadania dla wybrednych, ale chyba dla takich, którzy mają w sobie również gdzieś „N jak Nigdzie”, które podczas lektury dotkliwie im się przypomina. Ja z pewnością staję po stronie czytelników, którzy ogromnie żałują, że „Pan wszystkich krów” nie zakwalifikował się do finałowej siódemki Nagrody Nike.
Otwierające zbiór opowiadanie „Bambi” z wierzchu traktuje o myślistwie, a w rzeczywistości może nas porwać w świat utraconej dziecięcej naiwności i braku litości dla przyrody oraz zwierząt. Czuć jakby sam pisarz był tym przejętym narratorem, choć nigdzie się ostentacyjnie nie ujawnia. Prawdy tu skrywane są niezaprzeczalne. Nie ma ucieczki od naszej ludzkiej obojętności i braku poszanowania dla otaczającego nas świata. Wróg nazwany jest już na pierwszej stronie. To ty i ja.
Został tylko biorący wszystko w posiadanie chłód. Cisza też była chłodna. Podobnie jak pustka. Pustka nad pochylonymi łąkami poprzecinanymi w poprzek językami skłębionych iw i zwarzonej tarniny. Pustka wzgórz otaczających te łąki. Pustka tego przezroczystego nieba, prawie pozbawionego koloru, jakby kryło w sobie już tylko stały, monochromatyczny blask. Wszystko to sprawiało wrażenie opuszczonego nie tylko przez zwierzęta, owady i wszystkie inne możliwe formy życia, ale przez kogoś jeszcze. I nie, nie chodzi o człowieka. Niestety, akurat człowiek tam był.
Słowa na okładce informują nas, że autor nic nie zmyśla i opisuje jedynie to, czego sam doświadczył, widział, przeżył. Jednak przeżyć, a przekonująco opisać to dwa różne twory. Zdjęcie autora w kraciastej koszuli na odwrocie okładki, tytuł sugerujący jakąś wszechwiedzę nad życiem, mogą sugerować, że czeka nas zmaskulinizowany opis świata. Podczas, gdy Andrzej Dybczak zaskakująco poszukuje prawdy i poezji w najbardziej ogorzałych miejscach. Pośród myśliwych, pilarzy, rybaków, gospodarzy. Patrząc w oczy krowy i byka idącego na ubój, próbując córkom wyjaśnić mechanizmy rządzące światem.
Przeczytamy o Marku, który do wszystkiego „był przyrodzony” aż wykończyła go harówka, jego krzepę i siłę brano za pewnik. O ludzkich popychadłach, których życie i sąsiedzi nie oszczędzali. Zajrzymy do Norwegii i rybaków pracujących na potężnych trawlerach, do świata pilarzy, drwali, gdzie niemal czuć zapach ścinanych drzew. To zbiorowisko ludzi z różnymi historiami, porażkami, myślami. Nawet, gdy autor pisze o opuszczonym kościele, zdaje się, że tworzy arię do wszelkiego opuszczenia. Niekiedy wśród niewinnej narracji potrafi zbombardować czytelnika życiowymi pytaniami, których unikamy bądź wypowiadamy tylko w odosobnieniu własnych myśli, jak na przykład: Czy naprawdę wszyscy umrzemy na raka? Wiele tutaj jakby od niechcenia rzucanych prawd, które zapewne zostały podrzucone w narrację z pewnym wyrachowaniem. Tu nie ma „między wierszami”. Dybczak z pełną świadomością jaką moc niesie opowieść, kreśli świat najbliższy naturze człowieka i zwierzęcia.
Może rzeczywiście taki był: groźny, niebezpieczny. Ale w jego okrągłych brązowych oczach widocznych między stalowymi profilami bydlęcej przyczepy widziałem tylko przerażenie i bezsilność. Nie powinno się patrzeć w oczu komuś, kto idzie na ubój. Nikt inny tutaj nie patrzył.
Wrażliwość z jaką narrator, w osobie samego autora, obserwuje rzeczywistość transportuje człowieka do natury. Pociąga tutaj szczerość bycia blisko ziemi, surowej natury, dzikości zwierząt, które niekiedy uparcie przypominają człowiekowi o jego odczłowieczeniu. Dybczak pięknie opisuje przyrodę. Jakby rozumiał każdy jej element z osobna. Wsiąka w krajobraz, nie ingeruje w naturę, celebruje odosobnienie, w pełni szanuje. Paradoksalnie mimo tego, że bierze udział w ścince drzew, potrafi współczuć drzewom idącym na rzeź, stającym się trumnami. Nie ma on jednak złudzeń. Człowiek swoją ingerencją może wszystko zniweczyć i zatrzeć granicę między miastem a dzikością przyrody.
Sad ciągnął się jakieś sto metrów i kończył ogrodzeniem z siatki. (…) Wysoko, na balkonie najbliższego bloku stał człowiek i właśnie posyłał peta daleko w dół, jak w przepaść bez dna, nad którą mieszkał. Chyba mieszkamy nad nią wszyscy.
Podczas lektury nie opuszczało mnie jedno zdanie: to jest piękna książka, pięknie brzydka książka, która napisana jest pięknym językiem. A nic nie uderza tak w człowieka jak zestawienie pięknego z brzydkim, czystego z brudnym, obłudy z prawdą, krzywdy z wrażliwością. To chyba największa siła tych opowieści, które razem tworzą właściwie spójną powieść. Ktoś mógłby się pokusić o stwierdzenie, że Dybczak niemal niebezpiecznie zahacza o kicz nagromadzeniem przymiotników w niektórych ustępach. Za chwilę jednak rekompensuje to surowością i dyscypliną języka, która wali czytelnika obuchem w serce, co sprawia, że w tym estetyzmie można się rozsmakować.
Urzeczony zatem zostanie z pewnością czytelnik, który nie boi się wzniosłości, swoistej epifanicznej wartości opowieści, która sięga do najgłębszych zakamarków egzystencji.
Ja Was tu zostawię z tym N jak Nigdzie. Sprawdźcie, poczujcie sami czy kiedyś też tam dotarliście. Czy macie „innego” w sobie.
Są tacy, co potrafią normalnie żyć, jakoś lepiej myśleć o życiu. Ale są też inni. Ich wewnętrzne kompasy co prawda pokazują bezbłędnie literkę N na tarczy, ale to nie północ. Nawet nie wschód, zachód czy południe. To N jak Nigdzie. Tamtego roku narastało we mnie poczucie, że oto wreszcie tam dotarłem.
Pan wszystkich krów, Andrzej Dybczak, marzec 2017, Wydawnictwo Nisza.
Przypominam poprzednie recenzje niesamowitych książek od Niszy: